Z ostatniej chwili: Alarmujące raporty Conference Board i JOLTS z USA. Spadki na Wall Street i Bitcoinie. Co się dzieje?
Rynki finansowe nie zareagowały przesadnym optymizmem na dzisiejszy raport o wakatach z USA (JOLTS) i nastroje amerykańskich konsumentów wg. Conference Board. Wchodzimy w tydzień, podczas którego warte łącznie 11 bilionów dolarów gigantyczne spółki z Wall Street przedstawią wyniki finansowe. Inwestorzy powoli szykują się na możliwy skok zmienności, który podsyca umacniający się dolar, który spowodował lawinę likwidacji byczych pozycji na eurodolarze i innych rynkach skorelowanych ze wzrostem apetytu na ryzyko.
Bitcoin cofnął się do 117 tys. USD a Nasdaq 100 wymazał początkowe wzrosty. Dużo mocniej wyglądają nastroje na Starym Kontynencie, gdzie zarówno niemiecki indeks DAX, francuski CAC40 i brytyjski benchmark FTSE zamknęły sesje pokaźnymi wzrostami. Warszawski indeks WIG20 wzrósł o ponad 1,5% i pozostał niewzruszony na spadki w Stanach. Oto jak wypadły raportowane dziś dane z gospodarki amerykańskiej. Pełny raport Conference Board dostępny jest tutaj.
Dane z USA
Dane JOLTS za czerwiec: 7,43 mln wobec 7,5 mln oczekiwań rynku i 7.76 mln w maju
Nastroje konsumentów wg. Conference Board za lipiec: 97.2 wobec 96 oczekiwań i 93 poprzednio
Atlanta Fed GDPNow na II kwartał 2025 wskazuje na 2,9% wzrost PKB USA wobec 2,2% r/r oczekiwań
Ostatnie dane sugerują raczej, że Fed jeszcze długo nie znajdzie powodu, by obniżać stopy procentowe po drugiej stronie Atlantyku. Pierwszą możliwą obniżkę inwestorzy widzą jako realną dopiero w październiku. Co więcej, jeśli taki trend makro utrzyma się, perspektywa luzowania polityki w przyszłym roku kształtować będzie się inaczej, niż życzy sobie tego nowa administracja amerykańska.
Co pokazał lipcowy indeks sentymentów CB?
Po kilku miesiącach nerwowego zaciskania pasa, amerykańscy konsumenci zaczynają odzyskiwać nieco pewności siebie. Wskaźnik zaufania konsumenckiego lekko odbił w górę w lipcu. Ale próżno szukać tu euforii. Raczej to zwyczajne łagodzenie obaw niż powrót do konsumpcyjnego luzu. W lipcu indeks zaufania konsumenckiego wzrósł do 97,2 punktu, czyli o dwa oczka w górę względem czerwca.
Nie jest to wynik godny fanfar, ale też nie jest bez znaczenia. Konsumenci przestali panikować. Największa poprawa pojawiła się w tzw. indeksie oczekiwań – czyli w tym, co ludzie myślą o najbliższej przyszłości: pracy, dochodach, koniunkturze
… Ale nawet po wzroście indeks ten pozostaje poniżej poziomu, który zwykle uznaje się za bezpieczny. To szósty miesiąc z rzędu z sygnałem ostrzegawczym na radarze. Jedna Amerykanie zaczynają ostrożnie myśleć o poprawie. Mniej osób spodziewa się pogorszenia sytuacji na rynku pracy, więcej — że ich dochody mogą wzrosnąć. .
Niepokoi fakt, że postrzeganie obecnego rynku pracy słabnie. Aż 18,9% respondentów powiedziało w lipcu, że trudno o pracę… To najwyższy odsetek od ponad czterech lat. Potwierdza go raport JOLTS. Więc choć ludzie mniej boją się przyszłości, dziś czują się bardziej niepewnie, niż miesiąc temu. To trochę jak z pacjentem wychodzącym z choroby.
Zakupy domów, aut i usług – wszystkie te obszary odnotowały spadki. Na celowniku znalazły się nawet takie przyjemności i rozrywka: wyjścia do restauracji czy podróże krajowe. Z drugiej strony, niektóre segmenty jak elektronika zanotowały lekkie odbicie. Konsumenci wciąż kupują, ale raczej sprzęt do domu niż bilety lotnicze. I nie ma w tym nic dziwnego. Skoro boją się o ratę kredytu, to raczej wybiorą nowy monitor, niż tygodniowy urlop w Kalifornii.
Konsumenci zaczynają wierzyć, że najgorsze pod względem stóp procentowych jest już za nami. Coraz więcej osób spodziewa się ich spadku. To nie są spekulacje oderwane od rzeczywistości. W końcu Ameryka wciąż dusi się pod ciężarem zadłużenia — prywatnego i publicznego. Każda zmiana kosztu pieniądza to dla przeciętnego konsumenta kwestia bardzo namacalna. Obniżki, które forsuje Trump, prawdopodobnie wsparłyby konsumpcję.
Oczekiwania inflacyjne i akcje
W tle ankiety konsumenckiej majaczy również echo nowej ustawy budżetowej – nazwanej przez niektórych z przekąsem „Big Beautiful Bill”. Część Amerykanów ma nadzieję, że przyniesie ona pozytywny impuls. Inni traktują ją jak kolejne rozdawnictwo, które tylko napędzi inflację. Choć oficjalnie oczekiwania inflacyjne delikatnie spadły, temat wciąż budzi emocje. Ceny są nadal wysokie, a konsumenci zaczynają godzić się z tym, że ta nowa „normalność” może zostać z nimi na dłużej.
Ciekawie prezentują się dane dotyczące oczekiwań wobec rynku akcji. Jeszcze w kwietniu panował wyraźny pesymizm, dziś prawie połowa konsumentów wierzy, że giełda może wzrosnąć w ciągu roku. To spory skok optymizmu w zaledwie trzy miesiące. Ale… i tu warto się zatrzymać: czy to nie jest tylko odbicie złudzeń po kilku dobrych sesjach na Wall Street? Zatem lipiec przyniósł lekki powiew nadziei, ale nie jest to jeszcze zdecydowany wiatr pozytywnych zmian.
Co pokazały dane JOLTS z rynku pracy USA
Czerwcowy raport JOLTS (Job Openings and Labor Turnover Survey) rzuca światło na amerykański rynek pracy, który powoli… Ale systematycznie traci swoją wcześniejszą dynamikę. Nie ma tu jeszcze mowy o kryzysie czy gwałtownych załamaniach, ale dane sugerują wyraźne oznaki ostudzenia. Liczba wakatów, nowych zatrudnień i rozstań z pracą utrzymuje się na względnie stabilnym poziomie, choć niektóre branże zaczynają odczuwać wyraźne spowolnienie.
W czerwcu liczba wolnych miejsc pracy wyniosła 7,4 miliona, co przekłada się na wskaźnik 4,4 procenta. To niewielki spadek względem poprzedniego miesiąca, jednak struktura zmian sektorowych jest warta uwagi. Największe tąpnięcie odnotowano w branży zakwaterowania i gastronomii, gdzie wakatów ubyło aż 308 tysięcy.
Spadki w sektorze finansowym
Również w opiece zdrowotnej oraz sektorze finansów i ubezpieczeń zatrudniający zrobili krok w tył, zmniejszając liczbę ofert pracy odpowiednio o 244 tysiące i 142 tysiące. Dla kontrastu pozytywnym wyjątkiem okazał się handel detaliczny. Ten zwiększył liczbę wakatów o 190 tysięcy. Sektor informacyjny oraz edukacja publiczna także wykazały wzrosty, odpowiednio o 67 i 61 tysięcy miejsc pracy.
Zatrudnienie w czerwcu pozostało niemal bez zmian, z 5,2 milionami nowych pracowników i stopą zatrudnienia wynoszącą 3,3 procent. Nieco mniej osób rozpoczęło pracę w branży rozrywkowej i rekreacyjnej, gdzie spadek wyniósł 42 tysiące. W segmencie edukacji publicznej (na poziomie władz stanowych i lokalnych) także odnotowano mniejsze zainteresowanie zatrudnianiem.
Łączna liczba rozstań z pracą – obejmująca zarówno dobrowolne odejścia, jak i zwolnienia – wyniosła 5,1 miliona, co oznacza, że stopa rozstań pozostała na poziomie 3,2 procent. Dobrowolne rezygnacje z pracy, które zwykle odzwierciedlają pewność pracowników co do rynku i ich własnej pozycji zawodowej, pozostały na poziomie 3,1 miliona, czyli 2,0 procent.
Choć nie jest to spadek drastyczny, to jednak warto zauważyć, że liczba tych odejść nie rośnie – co może być oznaką rosnącej ostrożności wśród pracowników. W szczególności zmalała liczba dobrowolnych odejść w sektorze usług biznesowych (o 114 tysięcy), edukacji publicznej (o 20 tysięcy) i administracji federalnej (o 5 tysięcy).
Zadyszka na rynku pracy
Zwolnienia i dyscyplinarne rozstania z pracownikami utrzymały się na poziomie 1,6 miliona, czyli 1,0 procent rynku – bez wyraźnej zmiany względem maja. W branży rozrywkowej zwolniono o 35 tysięcy osób mniej, a w edukacji publicznej o 19 tysięcy mniej. Niewielki wzrost liczby zwolnień miał miejsce w sektorze wydobywczym i przemysłowym, gdzie przybyło 5 tysięcy takich przypadków.
Warto również wspomnieć o rewizjach danych za maj. Liczba wakatów została skorygowana w dół do 7,7 miliona, czyli o 57 tysięcy mniej niż pierwotnie szacowano. Zatrudnienia obniżono o 38 tysięcy do poziomu 5,5 miliona. Całkowita liczba rozstań została zmniejszona o 29 tysięcy do 5,2 miliona. Dobrowolnych odejść było w rzeczywistości o 23 tysiące mniej, a zwolnień – o 10 tysięcy więcej niż zakładano wcześniej.
Z tych danych wyłania się obraz rynku pracy, który wciąż jest odporny, ale już nie tak rozgrzany jak w poprzednich kwartałach. Amerykańscy pracownicy przestają rzucać papierami z dnia na dzień, a pracodawcy stają się bardziej selektywni w rekrutacji. Wall Street co prawda jeszcze nie bije na alarm, ale atmosfera euforii z lat 2021–2022 wyraźnie wyparowała. Sztuczna inteligencja sprawia, że pracodawcy ostrożniej zatrudniają białe kołnierzyki?
