Yardeni Research: 'Hossa na cienkim lodzie. Jeszcze o tym nie wiecie’. Będą spadki?
Na Wall Street znów czuć zapach euforii. S&P 500 bije rekord za rekordem, inwestorzy nie widzą granic, a strach jakby wyparował. Ed Yardeni, człowiek i żywa legenda rynku akcji, którego nazwisko od lat jest synonimem optymizmu, tym razem brzmi jednak nieco mniej beztrosko. „Na rynku zrobiło się za dużo byków”, ostrzegł. I trudno się dziwić, skoro przez ostatnie sześć miesięcy giełdy rosły niemal wykładniczo. Yardeni nie straszy krachem, ale przypomina, że rynek, który zapomina o ryzyku, staje się ryzykowny. Hossie potrzeba oddechu?
Rekordy bez umiaru
Od kwietnia S&P 500 wzrósł o niemal 37%. Takie tempo zdarzyło się tylko kilka razy od lat 50. XX wieku. Dla pokolenia traderów wychowanego na idei „buy the dip” to może być kolejny dowód, że rynek nie zna limitów. Ale dla Yardeniego (weterana, który pamięta niejedną hossę zakończoną spadkiem) to sygnał ostrzegawczy.
Listopad, statystycznie najlepszy miesiąc dla akcji, może tym razem przynieść więcej napięcia niż zwykle. Yardeni spodziewa się, że S&P 500 może spaść o około 5% do końca roku – nie dramatycznie, raczej symbolicznie, ale wystarczająco, by przypomnieć inwestorom, że nie istnieje coś takiego jak „gwarantowana hossa”.
„Rynki są jak guma. Możesz je naciągać tylko do pewnego momentu” – mówił niedawno, dodając, że wystarczyłby jeden nieprzewidziany wstrząs … Geopolityczny, makroekonomiczny czy nawet psychologiczny, by euforia ustąpiła miejsca rozsądkowi.
Sentyment się przegrzał
Optymizm inwestorów osiągnął poziomy, które nawet dla doświadczonych analityków są niewygodne. Wskaźnik nastrojów Investors Intelligence, mierzący stosunek byków do niedźwiedzi wśród autorów biuletynów inwestycyjnych, sięgnął 4,27. To więcej niż próg 4, który historycznie sygnalizuje, że rynek staje się zbyt jednostronny.
Również inwestorzy indywidualni nie pozostają w tyle. W badaniu AAII ich byczy sentyment utrzymuje się wyraźnie powyżej historycznej średniej, już piąty raz w ciągu siedmiu tygodni. Kiedy wszyscy są optymistami, rynek staje się bezbronny wobec zaskoczeń.
Technicznie rynek wygląda imponująco, ale też… niebezpiecznie. S&P 500 znajduje się aż 13% powyżej swojej 200-dniowej średniej, a Nasdaq 100 – 17%. Tak duża rozbieżność w przeszłości często poprzedzała korekty. W lipcu 2024 roku podobna sytuacja zakończyła się gwałtownym cofnięciem po zawirowaniach związanych z japońskim jenem.
Yardeni, choć ostrożny, nie traci wiary w fundamenty. Jego cel dla indeksu S&P 500 na koniec 2025 roku pozostaje na poziomie 7 000 punktów. Czyli jednym z najwyższych wśród strategów z Wall Street. Ale nawet on przyznaje, że rynek mógł nieco „wyprzedzić” sam siebie.
„Kupuj spadki, ale nie igraj z losem”
Paradoksalnie, pomimo ostrzeżeń, Yardeni nie sugeruje panicznej ucieczki z rynku. Wręcz przeciwnie – radzi, by wykorzystać ewentualne korekty jako okazję do zakupów, o ile inwestorzy mają rezerwy gotówki. Ale przestrzega przed spekulacyjną grą na spadki. „Nie widzę dużej korekty powyżej 10%, w najbliższym czasie” – zaznaczył jednocześnie legendarny strateg.
Jego umiarkowanie kontrariański ton kontrastuje z nastrojem innych znanych byków, jak Tom Lee z Fundstrat Global Advisors, który nie zamierza schodzić z rynku. Lee przyznaje, że po październikowych wzrostach rynek może chwilowo złapać zadyszkę, ale listopad jego zdaniem i tak zakończy się na plusie. „To nadal najbardziej znienawidzona hossa w historii” – napisał w ostatniej nocie do klientów.
Nie można zapominać, że od kwietniowego dołka kapitalizacja S&P 500 wzrosła o blisko 17 bilionów dolarów. To więcej niż PKB Chin. Giełda żyje dziś w rytmie oczekiwań na łagodniejszy Fed, podczas gdy sama Rezerwa Federalna pozostaje chłodna wobec presji rynku. W tym tygodniu wystąpienia kluczowych decydentów: Johna Williamsa, Chrisa Wallera czy Michelle Bowman mogą mieć większe znaczenie niż niejedno kwartalne sprawozdanie.
Na drugim planie rozgrywa się również sezon wyników. Ponad połowa spółek z indeksu S&P 500 pokazała już swoje liczby, a zyski rosną w tempie dwucyfrowym… Niemal dwa razy szybciej, niż oczekiwano przed sezonem. To kolejny powód, by inwestorzy czuli się pewnie. Może nawet zbyt pewnie.
