Wojna handlowa i popłoch na Wall Street. 'Czarny Poniedziałek’ jest blisko? Fundusze sprzedawały akcje
Rynki w piątkowy wieczór nie dowierzały. Trump podpisał zarządzenia nakładające generalne cła w wysokości 25% na import towarów z Kanady i Meksyku… Oraz 10% z Chin. Taryfy wejdą w życie o godzinie 12:01 we wtorek, 4 lutego. Kanada zapowiedziała już 25% cła odwetowe, także 'szokując’ oczekiwania swoją 'waleczną’ postawą. Nie wiemy jeszcze, jaka odpowiedź przyjdzie z Meksyku i Chin.
W szaleństwie jest metoda?
Wszystkie trzy gospodarki, 'ukarane cłami’ kraje odpowiadają za ok. 40% import wszystkich towarów do USA. To może kosztować słono amerykańskiego konsumenta. Wrócą obawy przed inflacją, a Fed znów uderzy w jastrzębi ton? Administracja USA traktuje cła jako narzędzie negocjacyjne, oraz instrument projekcji siły finansowej. Nadzieją Republikanów jest, że wpływy z ceł mogą też pomóc w uśmierzeniu bólu budżetowego… Wynikającego z obiecanych przez Trumpa obniżek podatków.
Przypomnijmy, że Trump chce przedłużyć obniżki podatków dochodowych, które zostały zatwierdzone w 2017 roku podczas jego pierwszej prezydentury. Zamierza też trzymać podatki z dala od wielu, innych źródeł, m.in. od napiwków. Wiele z proponowanych cięć podatków ma wygasnąć pod koniec 2025 roku. Jednak Trump przedstawił propozycje rozszerzenia ulg i chce obniżyć stawkę podatku od firm w USA, do 15% z 21%.
Oczekuje się, że środki te doprowadzą do utraty dochodów rządowych w wysokości 4,6 biliona dolarów w ciągu 10 lat. Zatem administracja USA wymyśliła cła jako balans. Podwyżki ceł Trumpa, jeśli zostałyby w pełni wdrożone, mogą przynieść nawet 2,5 do 3 bilionów dolarów wpływów do budżetu w kolejnej dekadzie.
Tymczasem wielu ekonomistów uważa, że cła funkcjonowały i będą nadal działać jako podatek nakładany na amerykańskich konsumentów. Oraz że zahamują wzrost gospodarczy. Lokalni producenci nie zawsze są w stanie rozpocząć wytwarzanie produktów, na które je nałożono. Z kolei, jeśli kraj nakładający cła nie ma alternatywnych krajowych dostaw… Ceny towarów mogą wzrosnąć.
Nie lubię poniedziałku?
Taki obrót spraw wskazywałby na możliwą, głębszą korektę rynków akcji. Według danych Goldman Sachs, w ubiegłym tygodniu fundusze hedgingowe sprzedawały netto amerykańskie akcje. Jednocześnie bardzo aktywni byli… Inwestorzy detaliczni. Z zupełnie uzasadnionych powodów rośnie strach przed poniedziałkowym otwarciem na rynkach. Przypomnijmy, że poniedziałki cieszą się dość 'ponurą’ statystyką, jeśli chodzi o giełodwe krachy.
Niektorzy twierdzą, że w weekend inwestorzy mają więcej czasu na wymianą informacji i zbudowanie nowych przekonań, co nierzadko przekładało się na drastyczną, masową zmianę nastrojów rynku. Najsłynniejszy 'Czarny Poniedziałek’ to bez wątpienia ten z 1987 roku. Wtedy to, rynki akcji nawiedził rekordowy w historii krach. Wobec bieżącego scenariusza możemy spodziewać się odbicia amerykańskich rentowności z powrotem w kierunku 5%. O możliwym 'efekcie Niederhoffera’ szerzej pisaliśmy tutaj.
Silny dolar nie jest czymś, co 'poprawi nastroje’ wokół rynków wschodzących, więc nie powinno zdziwić się, jeśli sesja giełdowa w regionie APAC rozpocznie się w poniedziałek w słabych nastrojach. Argumentując stanowisko USA, Sekretarz Handlu, Lutnick powoływał się na potęgę narzędzia, jakim de facto są cła.W wywiadzie dla CNBC mówił o tym, że USA zrezygnowały z ceł na towary z Japonii, czy Europy wprowadzając Plan Marshalla i 'eksportując’ swoją gospodarkę na te rynki.
Tymczasem wszystkie niemal kraje nie zrezygnowały z nawet 100% ceł, nakładanych na towary amerykańskie, choć de facto plan odbudowy zakończył się praktycznie w latch 80. XX wieku. W efekcie, przez ponad 40 lat Stany nie korzystały z ceł 'choć mogły to robić’ – twierdził Lutnick. Wskazywał m.in. amerykańską branżę motoryzacyjną, jako potężnie poszkodowaną. Wydaje się, że Trump nie cofnie się i utrzyma, a nawer rozszerzy cła. Jedyne co mogłoby go powstrzymać, to tąpnięcie gospodarki za oceanem, Aktualnie, średnie cła na towary importowane do USA wynoszą tylko między 2 a 3%.

Krytyczne głosy z Kanady
Zarówno Kanada, jak i potencjalnie Meksyk zaryzykują więcej, odpowiadając cłami. Powód? Eksport do USA odpowiada za 78% całkowitego eksportu w przypadku Meksyku i 77% w przypadku Kanady. Z kolei eksport do Meksyku to dla USA 16%, wobec 17% dla północnego sąsiada. To równowartość ok. 320 – 360 mld USD tj. około 2.5% PKB USA… Z kolei dla Meksyku i Kanady eksport do USA waży od 20 do 30% rocznego PKB. Z tej okazji, Trump ponowił 'ofertę’ negocjacyjną w postaci przyłączenia Kanady jako kolejnego stanu USA. Wówczas cła wyniosłyby 0%.
Kanadyjczycy, którzy krytykują decyzję premiera Trudeau, uważają, że kanadyjski biznes potężnie ucierpi na wojnie celnej z południowym sąsiadem. Prawdopodobnie niektórzy eksporterzy towarów stracą klientów, kontrakty i sprzedaż. Być może będą zmuszeni ograniczyć produkcję i zwolnić pracowników. Albo obniżą ceny, aby utrzymać udziały w rynku… Aż zyski ich drastycznie spadną. Prawdą jest więc, że za cła zapłacą konsumenci – także amerykańscy, ale nie jest prawdą, że cła nie uderzą w gospodarkę, jako całość.
Niemniej jednak to gospodarka USA jest zdecydowanie bardziej samowystarczalna i 10-krotnie większa od kanadyjskiej. Jak już wspomnieliśmy, trzy czwarte eksportu z Kanady trafia za południową granicę. Najbardziej efektów tych działań obawiają się dziś kanadyjskie firmy, które używają surowców z USA w swoich procesach produkcyjnych. Padły już propozycje ogłoszenia specjalnych planów ratunkowych, mających wspomagać firmy dotknięte wojną handlową… Ale nie jest to rozwiązanie długofalowe.
Decyzja Kanady wydaje się pozornie odważna, jednak w średnim i długim terminie może zwiększyć niepokoje i kryzys polityczny w kraju. Proamerykańskie partie trąbią, że USA mają dostęp do innych rynków, skąd popłynie do nich ropa naftowa, drewno, uran i inne minerały. Prawicowe partie sugerują, że Kanada powinna potroić wysiłki na rzecz kontroli granicy i ostatecznie rozprawić się z dealerami fentanylu, deportując nielegalnych imigrantów.
