UE-Chiny: nowa wojna handlowa, bez udziału Donalda Trumpa?

UE-Chiny: nowa wojna handlowa, bez udziału Donalda Trumpa?

Unia Europjeska (a przynajmniej wypowiadająca się w jej imieniu Komisja Europejska) od miesięcy deklaratywnie odmalowuje się jako antytezę Donalda Trumpa. Podkreśla swoje przywiązanie do „wolnego handlu” i opozycję wobec nałożonych przez amerykańskiego prezydenta ceł. Tym wyraźniejszą może się okazać nowa wojna handlowa, w kierunku której wydaje się zmierzać wspólnota. Wojna, co ciekawe, motywowana dokładnie tymi samymi czynnikami, które motywowały Trumpa.

Chodzi naturalnie o Chiny i ich praktyki protekcjonistyczno-dumpingowe – na które w imię rozwoju „wolnego handlu” (oraz profitów zyskujących na tym korporacji) przymykano oko. Oczywiście, przymykano do niedawna – teraz bowiem to się zmienia, i to również w Europie. Oto Unia Europejska po raz pierwszy w historii sięgnęła po prawne narzędzie, jakim jest Międzynarodowy Instrument Zamówień Publicznych (International Procurement Instrument). Jego celem stały się nie USA, a właśnie Chiny.

Konkretnie chodzi o sferę zamówień sprzętu medycznego. W ramach zastosowania Instrumentu, rynek zamówień na ów sprzęt – a precyzyjniej, publicznych kontraktów jego dotyczących (które jednak obejmują większość tego rynku w UE), o wartości równej lub przekraczającej 5 milionów euro – zostanie przed chińskimi podmiotami zamknięty. Wprowadzenie tych restrykcji ma być konsekwencją prowadzonego od kwietnia tego roku postępowania sprawdzającego.

W jego toku ustalono, że Chiny na swym rynku wewnętrznym same dyskryminują obce (a w tym przypadku – europejskie) przedsiębiorstwa, na korzyść rodzimych. Podjęto próby konsultacji z władzami w Pekinie, jednak sytuacja nie przyniosła zmian. W efekcie tego na początku tego tygodnia kraje członkowskie UE przegłosowały wprowadzenie retorsji wobec chińskich dostawców w tej dziedzinie. Retorsje mają być warunkowe, i zależeć od zniesienia barier przez Pekin.

Unia Europejska na nowej wojnie handlowej?

Chiny, jak się można domyślać, zareagowały na to posunięcie alergicznie. Wydały szereg oficjalnych (Ministerstwo Spraw Zagranicznych) oraz nieoficjalnych (Chińska Izba Handlu z UE) oświadczeń. Unia Europejska, jak twierdzą, winna jest praktyk protekcjonistycznych i godzi w „ducha zrównoważonego zaangażowania oraz obopólnych korzyści”. Ostrzegły też, że unijne restrykcje zaszkodzą więzom handlowym, co oczywiście należy rozumieć jako zapowiedź własnych restrykcji.

Pekin gra tutaj dostępem do swojego ogromnego rynku. Dostęp ten chińskie władze tyleż zręcznie, co instrumentalnie wykorzystują do pozyskiwania zwolenników ugodowej „współpracy” (czyli akceptacji warunków Chin) w samej UE. Można jednak powątpiewać, czy pogróżki owe doprowadzą do porozumienia – zwłaszcza, że lista zadrażnień jest znacznie dłuższa. Już rok temu głośna była sprawa ograniczeń, jakie Unia Europejska wprowadziła na import samochodów elektrycznych z Chin.

Teraz doszła do tego także kwestia tak istotna, jak zaopatrzenie w metale ziem rzadkich. A których dostawy na rynki światowe Chiny niedawno w praktyce odcięły. Choć za głównego, zakładanego adresata tego ciosu uznaje się Stany Zjednoczone, to UE również odczuła go w wymierny sposób. I sama z kolei domaga się „zaadresowania” tej kwestii przez Chiny.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.