Tragiczny wskaźnik Hindenburg Omen świeci na czerwono: 'Krach jest blisko’. O co chodzi?
Wskaźnik Hindenburg Omen wczoraj, 29 października został aktywowany. Ale czym właściwie jest ten wskaźnik? To narzędzie, które ma sygnalizować potencjalne załamanie rynku, gdy spełnionych zostanie kilka warunków — m.in. gdy rynek znajduje się w trendzie wzrostowym, a jednocześnie duża liczba spółek notuje zarówno nowe roczne maksima, jak i minima w tym samym dniu, oraz gdy oscylator McClellana pokazuje wartości ujemne. Wskaźnik został stworzony w 1993 roku przez Jima Miekkę.
Niezawodny wskaźnik?
Oczywiście nie jest to coś, na czym można ślepo opierać decyzje inwestycyjne, Hindenburg Omen również miewa błędne (przedwczesne) wskazania. To wskaźnik, który historycznie bywał używany do oceny prawdopodobieństwa wystąpienia krachu lub głębszej korekty na rynku akcji.
Nie każdy sygnał Hindenburga kończył się katastrofą, ale większość poważnych załamań była poprzedzona jego pojawieniem się. Zalecana jest ostrożność. Po pojawieniu się wskaźnika Omenu Hindenburga, w 83% przypadków, po 2 miesiącach indeks S&P 500 spadał.
W ostatnich dniach nawet 80% akcji spółek z indeksu S&P 500 potrafiło spadać… Co nie przeszkadzało indeksowi wybijać nowych, historycznych szczytów, dzięki sile walorów BigTech i spółek związanych ze sztuczną inteligencją.
Tom McClellan potwierdził wczorajszy wskaźnik: ’Na początku tego miesiąca kilku analityków błędnie stwierdziło, że wskaźnik Hindenburg Omen został aktywowany. W rzeczywistości tamten sygnał nie spełnił wszystkich warunków – zabrakło jednoczesnego przekroczenia progu 2,8% nowych maksimów (NH) i minimów (NL) w stosunku do liczby akcji rosnących i spadających (A+D), a także kilku innych kryteriów. Dzisiejszy sygnał natomiast można uznać za pełnoprawny i zgodny z regułami.’
