Tragiczne załamanie dochodów największego koncernu zbrojeniowego. Producent F-35 w korkociągu

Tragiczne załamanie dochodów największego koncernu zbrojeniowego. Producent F-35 w korkociągu

Koncern Lockheed Martin opublikował wyniki za drugi kwartał bieżącego roku. Wyniki, co tu dużo mówić, tragiczne. Czołowy producent zaawansowanego sprzętu militarnego i największy na świecie koncern z branży zbrojeniowej odnotował bowiem w tym okresie spadek przychodów o 80%. Przełożyło się to na stratę rzędu 1,6 miliarda dolarów – co w przypadku firmy będącej odbiorcą ciągłego strumienia kontraktów z Pentagonu zakrawa na ewenement.

Lockheed Martin, lotniczy gigant, najbardziej znany jest jako wytwórca myśliwca F-35 Lightning II. Oczywiście słusznie, jednak jest to daleko idące uproszczenie. Firma ta bowiem produkuje cały szereg wzorów uzbrojenia, pojazdów, awioniki, sensorów, systemów napędowych etc. – w tym zaawansowane pociski przeciwlotnicze i przeciwpancerne, bezzałogowe systemy naziemne i latające, silniki odrzutowe i rakietowe i wiele, wiele innych.

Mając tak bogaty asortyment, w dodatku w dużej mierze niezbędny współczesnym siłom zbrojnym, wydaje się wręcz dziwne, by Lockheed Martin znalazł się na minusie. Tym bardziej, że w toku długoletnich zabiegów akwizycyjnych przejęła ona wielu swoich konkurentów, w efekcie wypracowując sytuację, w której niemal każde zlecenie amerykańskiego Departamentu Obrony trafia albo do niej, albo do grona dosłownie dwóch-trzech jej równorzędnych koncernów (Boeing, Raytheon, Northrop Grumman) .

Co zatem wywołało tak gwałtowny korkociąg? Firma poinformowała w sprawozdaniu kwartalnym o samej stracie – natomiast o jej powodach jest dziwnie lakoniczna. Wedle oficjalnej informacji, przyczynić miał się do tego koszt udziału firmy w utajnionym programie „z dziedziny aeronautyki”. Może to oznaczać w istocie cokolwiek – od nowego, futurystycznego samolotu opracowanego w ramach tzw. „czarnego projektu” (tak określa się w USA przedsięwzięcia ukrywane przed opinią publiczną) po zwykła niegospodarność.

Lockheed Martin wlatuje w strefę turbulencji

Skądinąd trzeba przyznać, że obecny klimat faktycznie nie jest dla koncernu sprzyjający. Nie dlatego, że Pentagon (tj. główny i podstawowy jej klient) pod rządami nominowanego przez Trumpa Pete’a Hegsetha nie planuje zbrojeń (bo planuje, i to znaczące), ale z uwagi na opinię, jaką Lockheed Martin sobie wypracował. Uchodzi on bowiem za korporację niemal zrośniętą i żyjącą w symbiozie z waszyngtońską biurokracją federalną. Tą samą, z którą polityczną walkę na śmierć toczy właśnie Trump i jego reformiści.

Miarą zamieszania w firmie jest fakt, że niedawno była ona zmuszona odciąć się od ideologii „różnorodności” i „inkluzywności” (oficjalnie uczyniła to z własnej woli). Tyle że wcześniej, w ślad za administracją Bidena, entuzjastycznie tę ideologię inkorporowała i egzekwowała. Wraz ze zmiana wiatrów politycznych w Waszyngtonie okazało się, że nie zaskarbiło jej to szczególnych względów. Tym bardziej, że przedmiotem krytyki jest także nadmierny rozrost firmy i wspomniana monopolizacja przez nią niektórych zleceń.

Oczywiście, Lockheed Martin jest zbyt duży i zbyt potrzebny, by faktycznie firmie groziło zatonięcie. I owszem można natomiast spodziewać się bardziej dokładnego oglądania każdego wydanego przez Pentagon dolara – co bardzo kontrastuje z wcześniejszą sytuacją, w której wielomiliardowe kontrakty rozdawano największym (i najlepiej „ustawionym”) koncernom niemal jak cukierki. W konsekwencji, firma skorygowała swoje przewidywania finansowe. Bieżący, 2025 rok spodziewa się teraz zakończyć z wynikiem 6,65 mld dol. zysku.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.