Tesla walczy z kryzysem. „Moje auto, moja twierdza”. Co zrobi Musk?
Tesla broni się przed atakami. Nie tylko tymi politycznymi i prawnymi, ale też fizycznymi, których fala, spełniająca w istocie definicję terroryzmu politycznego, odnotowywana jest ostatnio. Broni się również w sposób fizyczny, a przy tym pomysłowy. Samochody wzbogacą się o rozwiązania rodem z „Sędziego Dredda”?
Jak wiadomo, działalność Departamentu ds. Efektywności Rządowej (DOGE) pod kierunkiem Elona Muska spowodowała gigantyczną falę reakcji. Nic dziwnego, jego działania stanowią próbę najgłębszej reformy nienaruszalnej, zdawałoby się, amerykańskiej biurokracji od co najmniej 90 lat. I po raz pierwszy od dawna skutkują faktycznym ograniczeniem władzy regulacyjnej urzędników oraz zatkania niekończącego się strumienia pieniędzy z budżetu federalnego, który rozpływał się w sinej dali.
Skala reakcji jest naturalnie krańcowo różna – od żywego entuzjazmu zwolenników, przez ostrożne nadzieje osób umiarkowanych, sceptycyzm, aż po krańcową wręcz wściekłość politycznej opozycji oraz samych środowisk urzędników federalnych. Tych ostatnich, a także Demokratów, w istocie łatwo zrozumieć. Musk realnie odbiera im bowiem władzę i znaczenie. A także odcina środki, które za pośrednictwem niezliczonych NGO-sów budowały potęgę finansową Partii Demokratycznej.
Wściekłość ta, nakręcana przez polityczną retorykę progresywnej lewicy oraz „oprawę medialną”, zaowocowała falą wandalizmu, ataków czy wręcz działań o charakterze sensu stricte terrorystycznym wobec wszystkiego, co słusznie lub niesłusznie kojarzy się z Elonem Muskiem, A tak się składa, że najczęściej spotykanym publicznie na ulicach elementem, który jednoznacznie się z nim kojarzy, są oczywiście samochody produkowane przez firmę Tesla.
Tesla w roli strażnika
Skala tych ataków raptownie wzrosła w ostatnich tygodniach. Pociągnęło to za sobą oczywiście konsekwencje. W Sieci pojawiły się liczne inicjatywy społecznościowe w celu zidentyfikowania sprawców ataków. Amerykański Departament Sprawiedliwości postawił zaś już pierwszym z nich zarzuty, które mogą posłać ich na dekady do więzień. Samo to jednak może jednak nie wystarczyć, by powstrzymać kolejne ataki, szczególnie jeśli ich sprawcy liczą, że ich afiliacja polityczna zapewni im bezkarność.
Pociągnęło to za sobą raptowny wzrost zainteresowana pośród właścicieli aut marki Tesla metodami, które mogą pomóc zabezpieczyć ich maszyny. Zainteresowanie to przełożyło się też na petycje kierowane do Muska, aby zaoferował jakieś rozwiązania. I wydaje się, że Tesla dość szybko takie rozwiązanie chce zaoferować. W przypadku charakterystycznych wozów Cybertruck ma ono zresztą być już w istocie gotowe do wprowadzenia. W przypadku pozostałych – może być opcją do zainstalowania.
Rozwiązanie to to możliwość aktywowania tzw. trybu strażniczego (sentry mode). Jest to w istocie koncepcja alarmu – tyle, że do potęgi i „na sterydach”. W trybie strażniczym, w przypadku wykrycia intruza za pomocą pokładowych sensorów (vide kamery), samochód ma raptownie aktywować jaskrawe oświetlenie oraz wyjątkowo głośny dźwięk emitowany przez głośniki lub klakson. Same kamery mają automatycznie rejestrować twarze sprawców oraz np. numery rejestracyjne ich samochodów.
A może by tak dołożyć ogień?
Choć o tej możliwości na razie nikt nie wspominał publicznie, to nie byłoby niewyobrażalne pójście krok dalej i wykorzystanie np. urządzeń typu LRAD (Long-range acoustic device). Czyli tzw. broni sonicznej, generującej strumień dźwiękowy wystarczająco silny, by wywołać paraliżujący ból. Dotychczas urządzenia takie montowano np. na statkach, w celu samoobrony przed piratami i terrorystami. Teraz, wobec obecności tych drugich na drogach, można wyobrazić sobie rozszerzenie skali ich wykorzystania.
Sama Tesla w ogóle ma kreatywne pomysły w dziedzinie walki z przestępczością jej dotykającą. Niedawno pojawiły się informacje, że firma chce wprowadzić do użytku na swoich stacjach ładowania kable, które w przypadku próby odcięcia i kradzieży będą eksplodować farbą pod ciśnieniem. Katalog pomysłów, które można by wykorzystać zarówno w przypadku stacji, jak i samych samochodów, jest zresztą jeszcze szerszy. I może objąć np. żel pieprzowy czy substancje żrące. A nawet miotacze ognia – zresztą już stosowane.