„SpaceX łamie europejskie przepisy antymonopolowe”, twierdzi europejski monopolista
Prezes Airbusa, Guillaume Faury, nie jest fanem firmy SpaceX. Jego zdaniem, wraży potentat kosmiczny Elona Muska, zachowuje się jak monopolista. A przynajmniej za takiego by go uznano, gdyby firmę tę, na jej nieszczęście, założono w Europie, nie w Ameryce.
Zdaniem Faury’ego, działalność SpaceX rodzi obawy o wykształcenie się monopolu. I gdyby była to firma europejska, bez wątpienia znalazłaby się na celowniku przepisów antytrustowych. Prezes Airbusa twierdzi, że naruszeniem tychże jest model działalności jego konkurenta.
Konkretnie, chodzi mu o fakt, że SpaceX sama produkuje swój sprzęt, prowadzi loty kosmiczne i operuje siecią swoich satelitów. Zamiast to wszystko zlecać i outsourcować. A to, zdaniem pana prezesa, nieuczciwe. Airbus bowiem tak postąpić nie może. Nie w sensie prawnym, bynajmniej.
Żadne przepisy bowiem mu tego nie zakazują. Jak jednak ze słabo skrywaną irytacją zauważył Faury, wielonarodowy akcjonariat Airbusa oraz jego zobowiązania polityczne wymuszają szeroki podział prac pomiędzy oddziały i poddostawców z wielu krajów europejskich. Efekt?
Airbus i inni producenci sami produkują może 20% części, pozostałe 80% pozyskując od poddostawców. SpaceX zaś na odwrót – ponad 80% wytwarza sam. W ten sposób Airbus „zadowala szeroką bazę przemysłową”, zaś „firma Elona Muska nie zadowala nikogo z wyjątkiem Muska”. Ech , te emocje w biznesie…
Nie jest to, skądinąd, pierwszy przypadek tak demonstracyjnie wyrażanych „ciepłych uczuć” Airbusa wobec SpaceX. Wielotysięczne zwolnienia u europejskiego potentata, o których informowano w zeszłym miesiącu, również składano na karb wrażej konkurencji Muska
SpaceX, co stanął w gardle rakietą
Prezes Faury przyznał, co prawda (najpewniej dlatego, że musiał), że udane testy wykorzystania – a ściślej, kontrolowanego powrotu na ziemię – rakiet wielokrotnego użytku Super Heavy stanowią ogromny sukces. Nie krył jednak frustracji, że to Amerykanom (i to prywatnej inicjatywie) taki wyczyn się udał.
Tymczasem dokonania Airbusa na tym polu są raczej na miarę „sukcesów” swojego tradycyjnego konkurenta, Boeinga. Europejski potentat z mozołem prowadzi program rozwoju rakiet Ariane 6. Ma on być w założeniu odpowiedzią na regularnie latające w kosmos Falcony SpaceX-a.
Tyle że program ten powiela pewne cechy szczególne analogicznego programu koncernu Boeing. Cierpi mianowicie na przeciągające się opóźnienia oraz wzrost kosztów. W połączeniu ze zbiurokratyzowanym stylem zarządzania oraz naciskami natury politycznej gwarantuje to jego spektakularny „sukces”.
Airbus ma jednak sposób na brak konkurencyjności i zagrożenie monopolistyczne na europejskim rynku technologii o znaczeniu kosmicznym. Od lipca tego roku mają toczyć się rozmowy z Thalesem, innym europejskim gigantem, producentem m.in. zaawansowanej elektroniki i sensorów (w tym satelitów).
Rozmowy te dotyczą stworzenia gigantycznego projektu współpracy w zakresie operacji kosmicznych i produkcji sprzętu do nich. Innymi słowy, próby powielenia modus operandi SpaceX. W przypadku Airbusa ma to jakoby nie budzić obaw o złamanie europejskich przepisów antytrustowych.