Pancerniki Trumpa i największy wzrost akcji pewnej firmy od 12 lat. Amerykańska flota wraca do morskich kolosów

Pancerniki Trumpa i największy wzrost akcji pewnej firmy od 12 lat. Amerykańska flota wraca do morskich kolosów

US Navy ogłosiła plany budowy nowej klasy dużych okrętów nawodnych (Large Surface Combatant), które roboczo nazwano jednostkami klasy Trump. Tak jakoś, przypadkiem. Rozpoczęcie programu ogłosił sam wyróżniony – zapowiedź tę złożył w trakcie konferencji prasowej w Mar-a-Lago – choć zostało to także potwierdzone przez Marynarkę w stosownym komunikacie. Nowe okręty mają stać się przełomowym elementem szerszego planu modernizacji floty znanego jako „Golden Fleet” – „Złota Flota”.

Ta ostatnia nazwa to nie tylko nawiązanie do kruszcu i zarazem ulubionego koloru wystroju wnętrz amerykańskiego prezydenta, ale także do koncepcji historycznych. Pod koniec XIX stulecia tzw. „Biała Flota” stanowiła zalążek nowoczesnej amerykańskiej potęgi morskiej, która niedługo miała okazać się konkurencją dla potencjału ówczesnych mocarstw europejskich – a do połowy stulecia wszystkie je daleko i bezapelacyjnie prześcignąć.

Powtórkę z tej historii chciałby też bez wątpienia zobaczyć obecny lokator Białego Domu. Amerykanie chcą wrócić do wielkich, wypierających tysiące ton jednostek, które w opisach medialnych nie do końca poprawnie określa się jako pancerniki (w języku angielskim nazwa ta, battleships, brzmi nieco lepiej). Inicjatywa „Golden Fleet” zakłada początkowo konstrukcję dwóch jednostek, z perspektywą rozbudowy do 20-25 okrętów – choć te wartości, biorąc pod uwagę zakładany koszt, wydają się póki co czystą fantazją.

Okręty liniowe przyszłości

Pierwsza jednostka, USS Defiant (BBG-1), ma być największym okrętem nawodnym – wyjąwszy, rzecz jasna, lotniskowce – zbudowanym przez Stany Zjednoczone od czasów II wojny światowej, przewyższając rozmiarami i możliwościami obecne krążowniki klasy Ticonderoga czy ogromne niszczyciele klasy Zumwalt, o typowych niszczycielach klasy Arleigh Burke (i tak dużych w porównaniu do fregat budowanych przez większość flot) nie wspominając.

Ich wyporność wyniesie od 30 do 40 tys. ton (faktycznie dorównując w ten sposób niektórym pancernikom doby wojen światowych), co czyni je ponad dwukrotnie cięższymi od współczesnych niszczycieli. Długość kadłuba osiągnie do 880 stóp (około 268 metrów), a zanurzenie wyniesie od 24 do 30 stóp. Okręty klasy Trump mają się także charakteryzować imponującymi parametrami technicznymi. Napęd oparty na turbinach gazowych i silnikach diesla zasili zintegrowany system elektryczny, zapewniający prędkość ponad 30 węzłów.

Okręty będą wyposażone w pokład lotniczy i hangar zdolne do obsługi przemiennowzlotów V-22 Osprey oraz przyszłych statków pionowego startu i lądowania. Mają być też dostosowane do współpracy z powietrznymi i pływającymi bezzałogowcami. Uzbrojenie obejmie ponad 150 komór wyrzutni pionowego startu VLC, przenoszących pełną paletę istniejącej i opracowywanej broni rakietowej (w tym np. pociski hipersoniczne czy nuklearne pociski manewrujące), a także działa elektromagnetyczne (railguny), zaawansowaną artylerię klasyczną, lasery wysokiej mocy czy rakietowe systemy CIWS.

fot. US Navy

Panować nad morzami – i kursami akcji

Co oczywiste, ich najbardziej zaawansowane wyposażenie (a przy tym równie, o ile nie bardziej znaczące dla ich siły bojowej) – czyli sensory oraz systemy zarzadzania walką – są jeszcze nieznane. Tak ze względu na wymogi tajności, jak i fakt, że przez lata, które miną od rozpoczęcia programu do wcielenia pierwszej jednostki do służby, poziom technologiczny bez wątpienia zdąży już wzrosnąć i wyposażenie to i tak trzeba będzie dobrać od nowa. Wiadomo jedynie, że obecne plany zakładają wykorzystanie radarów AESA opartych na serii AN/SPY-6 (V), dziś używanych w najnowszych odmianach systemu AEIGS.

Strategiczne znaczenie tych okrętów dla US Navy jest wielowymiarowe. Mają one zastąpić program DDG(X), oferując większą wszechstronność w środowiskach zagrożenia, w tym operacje w spornych akwenach morskich. Okręty te z jednej strony w istocie można uznać za duchowych i koncepcyjnych następców pancernych kolosów XX wieku. Z drugiej jednak strony – wpisują się one w trend zwiększania wyporności głównych okrętów bojowych, szczególnie tych mających cechować się walorem uniwersalności.

Co być może najbardziej charakterystyczne dla amerykańskich zamówień zbrojeniowych, akcje producenta stoczniowego Huntington Ingalls Industries, przewidzianego na znaczącego wykonawcę w programie, wzrosły najmocniej od 12 lat. Notowania jego udziałów zyskały 5% od razu w poniedziałek i kolejne 4-5% we wtorek. Donald Trump zadeklarował zaś, że zamierza personalnie dopilnować, by okręty zostały zaprojektowane estetycznie. Przetargi na budowę pierwszych kadłubów US Navy ma zamiar rozpisać w 2030 roku.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!