JP Morgan: 'Hossa w USA długo nie wróci’. Gigant widzi okazję w dwóch rynkach. Jakich?
W obliczu rosnącej niepewności gospodarczej w Stanach Zjednoczonych JP Morgan Chase & Co. rzuca nowe światło na kierunki, które mogą przyciągać inwestorów w nadchodzących miesiącach. W ocenie amerykańskiego giganta finansowego, największe szanse wzrostu nie leżą już na Wall Street, lecz w Europie i na rynkach wschodzących. Czy to początek zmiany globalnego układu sił?
Europa powraca do łask inwestorów
Zdaniem JP Morgan, europejskie giełdy mają przed sobą najlepszy czas od dwóch dekad – i to nie tylko względnie, ale także w wartościach bezwzględnych. Bank wyznaczył dla indeksu Stoxx Europe 600 jeden z najwyższych celów rocznych – 580 punktów, co sugeruje wyraźną przewagę nad amerykańskim S&P 500, który – według tej samej prognozy – może nawet stracić na wartości do końca roku.
Za optymizmem wobec Europy stoją nie tylko lepsze od oczekiwań wyniki spółek (zysk za I kwartał wzrósł średnio o 5,3%), ale też efekt reform fiskalnych w Niemczech i malejące obawy o eskalację wojen handlowych. Coraz więcej menedżerów funduszy decyduje się na przeniesienie części portfela z USA na europejskie parkiety – aż 35% ankietowanych przez Bank of America jest obecnie „nadwagowani” w akcjach z Europy.
Dodatkowo, niższe wyceny – indeks Stoxx 600 handluje przy wskaźniku cena/zysk na poziomie 14,6 – stanowią istotny argument dla inwestorów szukających relatywnej wartości. Dla porównania, amerykański S&P 500 notuje wskaźnik niemal 22, co czyni go znacznie droższym rynkiem.

Rynki wschodzące wracają na radar
Drugi kierunek wskazany przez JP Morgan to rynki wschodzące. Bank podniósł ich rekomendację z „neutralnej” do „przeważaj”, wskazując na deeskalację konfliktu handlowego między USA a Chinami oraz osłabienie dolara jako kluczowe czynniki wspierające ten segment rynku.
Porozumienie między Waszyngtonem a Pekinem, obejmujące tymczasowe obniżenie ceł, zostało odebrane jako sygnał potencjalnego przełomu w relacjach handlowych. JP Morgan spodziewa się, że poprawa nastrojów oraz słabszy dolar będą wspierać napływ kapitału do krajów takich jak Indie, Brazylia, Filipiny, Chile, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Grecja i Polska. Szczególnie atrakcyjnie prezentuje się sektor technologiczny w Chinach.

USA, czyli stagnacja i ostrzeżenia przed stagflacją
W przeciwieństwie do optymizmu wobec zagranicznych rynków, JP Morgan nie widzi świetlanej przyszłości dla amerykańskiej giełdy. S&P 500 ma zakończyć rok na poziomie niemal niezmienionym względem obecnych notowań, a potencjał wzrostu ograniczają m.in. rosnące koszty obsługi długu publicznego i perspektywa stagflacji.
Jamie Dimon, prezes JP Morgan, ostrzegł wprost: „Na rynkach panuje zbyt duża beztroska. Deficyty budżetowe są ogromne, a banki centralne – moim zdaniem – są zbyt spokojne. Nie wierzę, że uda im się wszystkim skutecznie zarządzać”. Dimon zwrócił też uwagę na niepokojące prognozy dotyczące długoterminowego zadłużenia USA, które po planowanej reformie podatkowo-wydatkowej Donalda Trumpa może wzrosnąć o kolejne 5 bilionów dolarów w ciągu dekady.
Nowa geografia inwestycyjna?
Choć inwestorzy z przyzwyczajenia kierują wzrok w stronę Nowego Jorku, JP Morgan sugeruje, że największe okazje kryją się dziś gdzie indziej. Europa zyskuje na przewidywalności i odbudowie koniunktury, rynki wschodzące korzystają na globalnym odprężeniu, a USA zmaga się z rosnącym ciężarem długu i niepewną polityką gospodarczą.
Czy zatem trwała zmiana kierunku globalnych przepływów kapitału właśnie się rozpoczęła? Dla wielu inwestorów odpowiedź może brzmieć: tak – a JP Morgan już ustawił się na czele tego nowego trendu.