#ARF Prolog | Inwestycje w emeryturę
Niniejszym artykułem chciałbym zapoczątkować cykl, który ma na celu pokazanie, jakimi drogami zmierzam do swojej emerytury. Drogi te ewoluują się na przestrzeni lat, cały czas uczę się nowych rzeczy i próbuję to wykorzystywać do realizacji celów finansowych. Przypuszczam, że zdecydowana większość czytelników nie myśli jeszcze o tak abstrakcyjnej rzeczywistości, jaką jest emerytura. Z drugiej strony czytelnicy Bithub należą do grupy, która stoi w opozycji do rządów i systemu organizacji, w jakiej przyszło nam egzystować. Na pewno nie macie wielkiej wiary w ZUS. Bez wątpliwości natomiast słowo „inwestycja” jest Wam znane.
Geneza, czyli złe miejsce w złym czasie
W moim pierwszym artykule dla Bithub na temat analizy kryptowalut, nie było już miejsca na przedstawienie się. Myślę, że teraz jest dobry czas i miejsce, aby to nadrobić. Uważam, że trudności na które napotykałem i to jak sobie z nimi radziłem, były kluczowe w osiągnięciu tego co mam teraz i tego co zamierzam mieć za kilka, kilkanaście lat. Oczywiście chodzi o spokojną emeryturę na słonecznej plaży. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że szczęściem w nieszczęściu był splot okoliczności, w którym wchodziłem w dorosłe życie. Sytuacja ekonomiczna w kraju była bardzo zła, bezrobocie wynosiło ponad dwadzieścia procent, a w domu rodzinnym się nie przelewało. To okoliczność pierwsza. Okolicznością drugą była moja wrodzona ambicja (czasami za duża) i zdecydowanie w postanowieniu, aby zrobić wszystko, aby moje życie nie wyglądało tak szaro, jak otaczająca mnie rzeczywistość.
Start w dorosłość
Trzeba było zakasać rękawy i nie zważając na trudne warunki realizować swój cel. I już na starcie ciężka próba. Skończona szkoła, lat 19 i z miejsca wyprowadzka z domu. Chciałem być samodzielnym. Aby mieć możliwość studiowania, musiałem iść do pracy. Znalazłem ją w profesji tokarza. O zgrozo! Nie sama ciężka praca fizyczna była najgorsza. Nie smród, brud i dwunastogodzinne zmiany. Najgorsze dla mnie było obcowanie z ludźmi, którzy czytanie książek uznawali za frajerstwo, a wybieganie myślami dalej niż wieczorne kilka browarów, było abstrakcją nie do przetworzenia. Tak więc, szybko otrzymałem znaczącą ksywkę „student” i codziennie zagryzając zęby, meldowałem się o szóstej rano przy swojej tokarce. I z tymi zagryzionymi zębami przez ponad dwa lata finansowałem swoją edukację, co traktowałem jako inwestycję. Dużymi krokami zbliżała się kolejna okazja, aby przybliżyć się do wymarzonego celu.
Odważnym być
Pierwszego maja 2004 Polska wchodzi do Unii Europejskiej. Siódmego maja stawiam pierwsze kroki na dublińskim lotnisku. W kieszeni parę euro i znajomość angielskiego na poziomie „i am looking for a job”, ale jak mógłbym nie podjąć rękawicy w starciu z losem o lepszą przyszłość. W życiu należy być oportunistą i z niewiadomych przyczyn określenie to ma pejoratywny wydźwięk. Jeśli pojawia się szansa, to należy z niej korzystać. Do stracenia praca na tokarce, do zyskania nowe możliwości. Kalkulacja nie trwała długo. Perypetii po drodze było dużo i nie odpowiadało mi życie emigranta, więc stosunkowo szybko wróciłem do Polski. Jednak wróciłem z tarczą! Z moim pierwszym kapitałem, który mogłem przeznaczyć na inwestycje, a nie na życie.
Korporacyjna drabina
Po powrocie do kraju sytuacja nie była dużo lepsza. Znalazłem zatrudnienie jako sprzedawca, w jednej z sieci operujących w centrach handlowych. I jak zwykle od początku cel był z góry ustalony. Chcę zostać kierownikiem. Codzienna regularna praca i robienie więcej niż inni doprowadziło mnie do tego celu stosunkowo szybko. Gdy już dopiąłem swego, automatycznie pojawił się cel kolejny. Chcę być kierownikiem regionalnym. Mechanizm dokładnie ten sam. Słoneczna plaża na horyzoncie i codzienna praca. Zaangażowanie większe niż inni, narzekania mniej od innych. Cel zrealizowany, nowy cel postawiony. Chcę być strukturze odpowiedzialny za cały kraj. Tutaj trzeba było poświęcić trochę więcej czasu i energii, ale byłem w stanie poświęcić trochę tego dobra. W końcu trafiłem za biurko, które spowiadało się tylko i wyłącznie dyrektorowi generalnemu i zarządowi całej korporacji.
Kolejny rozdział
Moja kariera trwała kilka lat. Jednocześnie założyłem swoje małe biznesy, aby nie być w stu procentach zależny od łaski korporacji i żeby maksymalizować przychody. Nie oszukujmy się, kilka lat na wysokim szczeblu korporacyjnym, robi z mózgu sieczkę, a z ciała wyciśniętą cytrynę.
Na szczęści zawsze wiedziałem, że kariera w korpo, to nie jest spełnienie moich marzeń. Było bardzo ciężko zrezygnować ze stałego i sowitego dopływu pieniędzy, ale ciało i duch głośno manifestowały, że nadszedł kres. Po rezygnacji z etatu miałem dużo czasu na naukę i edukację, jak się zajmować swoim kapitałem. Ta nauka się nie kończy, a jej wynikami chciałbym się z Wami dzielić na łamach tego cyklu.
Naczelne założenie, czyli co ma zapewnić spokojną emeryturę
Jak możecie wywnioskować z powyższego tekstu jestem zwolennikiem metodycznego działania i nie oczekuję natychmiastowych efektów. Jestem natomiast fanem kalkulacji i matematycznej prawdy. Wśród krypto społeczności cały czas króluje nastawienie typu „when lambo”, ale ja będę gorąco zachęcał, namawiał i przekonywał do mniejszych, ale regularnych osiągnięć i wykorzystania magii procenta składanego. Na poniższych zrzutach widzicie kalkulację zysku, jaki zostanie wypracowany z wyjściowej kwoty 100 000 PLN na przestrzeni dziesięciu oraz dwudziestu lat. Założyłem średni roczny wzrost na poziomie 15%, co jest wynikiem ambitnym biorąc pod uwagę, że indeksy giełdowe oferują średnio 6/7% długoterminowo. Ale mając do wyboru różne narzędzia i instrumenty (na przykład krypto) oraz czas i wiedzę, żeby wynajdywać najlepsze okazje inwestycyjne, jesteśmy w stanie te 15% rocznie osiągać. W internecie znajdziecie mnóstwo kalkulatorów i możecie dowolnie nimi manipulować, tak aby dostosować je do swoich celów i możliwości.
Epilog
Podsumowując, jeżeli nie dostaniecie spadku, nie macie majętnych rodziców lub nie kupiliście torby altów, które zrobiły x1000 i potrafiliście ją spieniężyć, czeka Was ciężka praca i wiele wyrzeczeń. Moja droga pod tytułem „inwestycje w emeryturę” trwa już kilkanaście lat. Póki co jestem na etapie, na którym nie muszę już chodzić na etat i mogę poświęcać swój czas na doglądanie swoich inwestycji lub marnowaniu go w dowolnie wybrany sposób. Z perspektywy mogę stwierdzić, że było warto pracować ciężej od innych i odważnie brać się za bary z rzeczywistością. Wszystkim Wam życzę tego samego. Coco jumbo i do przodu!