Inwestorzy detaliczni kupują rekordowe ilości akcji. „Barany idące na rzeź”. Panika w drodze?

Na amerykańskim rynku finansowym coraz mocniej pobrzmiewają dwa skrajne tony: irracjonalny optymizm inwestorów detalicznych i rosnącą niepewność ze strony dużych graczy z Wall Street. Pomimo ostrzeżeń o wojnie handlowej, sygnałów recesji i wyjątkowo niestabilnej sytuacji geopolitycznej, drobni gracze masowo wchodzą na rynek, kupując akcje spółek technologicznych, jakby jutra miało nie być.

W tym, co dla jednych jest okazją życia, inni widzą niepokojące déjà vu. Napływy do lewarowanych funduszy ETF, w ciągu pierwszych tygodni marca wyniosły rekordowe 6.6 miliarda dolarów. Krytycy twierdzą, że ten scenariusz wręcz prosi się o brutalną weryfikację. Czy Wall Street czeka kolejna fala paniki, która odrze detalicznych inwestorów ze złudzeń i każe zmienić strategię na dobre?

Źródło: Bloomberg Intelligence

Pokolenie „kupuj dołki” wchodzi do gry

Z perspektywy wielu młodych inwestorów – szczególnie tych, którzy dojrzewali finansowo po 2008 roku – rynek zawsze wracał na szczyt. Doświadczenie pandemii i niespodziewanego odbicia tylko utrwaliło tę narrację. Dziś, mimo czerwieni dominującej na wykresach uznają każdy spadek za promocyjną wyprzedaż.

Są gotowi ciąć koszty życia, przesuwać oszczędności, a nawet sięgać po drobne kwoty, by zwiększać ekspozycję na rynek. Wydaje się, że dla wielu nie liczy się tło makroekonomiczne, tylko proste przekonanie: „akcje zawsze rosną”. Ten pogląd może zostać brutalnie osądzony przez trudne realia. Mówił o nich w ostatnim czasie m.in. Ray Dalio.

Ale czy na pewno?

Wzrosty nie są gwarantowane, co boleśnie przypomina historia bańki dot-com czy globalnego kryzysu finansowego. Inwestorzy, którzy zainwestowali blisko szczytu Nasdaq w 2000 roku i konsekwentnie dokładali do spadających kursów, musieli czekać ponad dekadę, by wyjść na zero. Nie wszyscy mieli tyle cierpliwości, ani kapitału.

Mimo to dzisiejszy optymizm detalistów wydaje się odporny na logikę. Dane JPMorgan pokazują, że od początku kwietnia, po ogłoszeniu ceł przez prezydenta Donalda Trumpa, detaliczni inwestorzy wpompowali w rynek blisko 18 miliardów dolarów. Dla porównania – w tym samym czasie z indeksu S&P 500 wyparowało ponad 2 biliony dolarów.

Wall Street: pesymizm, jakiego nie było od dekad

Zupełnie inaczej na sytuację patrzą zarządzający funduszami i analitycy instytucjonalni. Najnowsze dane z badania Bank of America pokazują największy makroekonomiczny pesymizm wśród profesjonalistów od lat 90. Nawet tytani rynku, jak Jamie Dimon (JPMorgan) czy Larry Fink (BlackRock), ostrzegają przed nadchodzącymi trudnościami, które – w przeciwieństwie do poprzednich kryzysów – mogą nie mieć tak szybkiego happy endu.

Ceny akcji gigantów technologicznych poszybowały w dół – Micron, Meta, Apple czy Amazon straciły po kilka–kilkanaście procent, a niektórzy indywidualni inwestorzy już zaczęli liczyć straty. Inni jednak dopiero szykują się do wejścia, widząc w tym chaosie… swoją szansę. Ignorują ostrzeżenia 'dużych graczy’ widząc w nich politykę 'ukierunkowaną’ na odebranie akcji jeszcze taniej.

Euforia czy iluzja?

Wśród najaktywniejszych inwestorów detalicznych roi się od głosów: „rynek to okazja”, „czekam na odbicie”, „kupuję przyszłość”. Problem polega na tym, że przyszłość może nie wyglądać tak, jak dotąd. Rosnące stopy procentowe, polityczne napięcia i zaburzenia w globalnym handlu zmieniają reguły gry.

A jednocześnie ci sami inwestorzy, którzy masowo kupują, ignorują podstawową zasadę rynkowej równowagi: kiedy wszyscy myślą tak samo, rynek robi coś zupełnie innego. Niektórzy gracze, którzy jeszcze niedawno osiągali ogromne zyski, dziś mówią wprost: to nie jest ten sam rynek, co rok temu.

Zatem coraz więcej inwestorów traci nerwy – i pieniądze. Sprzedaż lewarowanych ETF-ów z dużymi stratami, trzymanie się z boku, wycofywanie gotówki – te decyzje świadczą o tym, że część detalistów zaczyna rozumieć, że nie każda korekta kończy się odbiciem w kształcie litery „V”. Oczywiście ta grupa pozostaje w mniejszości.

Co dalej?

Dane historyczne sugerują, że akcje z czasem wracają na szczyt – ale „z czasem” może oznaczać lata, a nie tygodnie. Dla inwestorów krótkoterminowych to może być kosztowna pomyłka. Szczególnie jeśli wchodzą na rynek na fali medialnego szumu, emocji i… wiary w niekończącą się hossę.

Optymizm inwestorów detalicznych może być paliwem dla odbicia – ale też sygnałem ostrzegawczym. Jeśli tłum rzuca się do kupowania w najgorszym możliwym momencie, historia często bywa bezlitosna. Czy to już ten moment? Czy to początek końca euforii, a może… dopiero początek czegoś większego?

Jedno jest pewne: rynek finansowy nie wybacza naiwności. A inwestowanie w emocjach to droga, którą już wielu przeszło — z mieszanym skutkiem. Przyszłość zweryfikuje, czy detaliczni inwestorzy mieli rację, kupując akcje, które sprzedawały im duże fundusze inwestycyjne. Istnieją jednak powody, by twierdzić, że na rynkach ci 'duzi’ mają rację częściej.

Źródło: Bloomberg
Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
1 komentarz
  1. Poldej napisał

    Bardzo trafny artykuł. Ostatnie tak wysokie notowania akcji były gdzieś przed 2006 rokiem. Z tego co pamiętam przy tych maksimach przez jakieś pół roku zaistniała niezwykła huśtawka przynajmniej na polskiej giełdzie. Wg mnie było to spowodowane wychodzeniem z giełdy rekinów finansjery połączonej że wzmożoną aktywnością banków oraz podejrzanych firm typu OVB proponujących swoim klientom fundusze. akcji. A potem ostra jazda w dół bez trzymanki. Myślę, że należałoby wziąć w tym artykule pod uwagę zaistniałą przez ostatnie 20 lat inflację, rozwój internetu, który spowodował marketingowo łatwiejszą dostępność do rynku akcji co przy nieposkromnionej ludzkiej chciwości może spowodować dalsze wzrosty i dopiero potem giełdowy kataklizm który spowoduje wzrost zamożności garstki demiurgów oraz zubożenie masy drobnych ciułaczy. Giełda to nic innego jak instucjonalne kasyno z armią krupierów, neonami świateł wabiącymi do gry. Giełdą tak jak w starożytnym senatem w Rzymie powinni kierować starcy pamiętając historię i powinni być mądrzy i uczciwi. A jak wszyscy widzą armię komentatorów tworzą młodzi, zdolni, którzy swoją wiedzę czerpią z… wie czego albo od nestorów fachowców pokroju Petru…

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.