Howard Marks: 'Nie widzę bańki spekulacyjnej na Wall Street’. Mania na AI dopiero przyjdzie?
Howard Marks to miliarder i współzałożyciel Oaktree Capital Management. Człowiek, którego rynkowe notatki inwestycyjne stały się obowiązkową lekturą dla każdego, kto myśli o cyklach rynkowych bardzo poważnie. Teraz znów przypomina, że entuzjazm nie zawsze musi być równoznaczny z szaleństwem. Marks, zapytany o obecną euforię wokół sztucznej inteligencji, przyznał, że owszem — wyceny są wysokie. Ale to jeszcze nie powód, by bić na alarm.
Nie ma bańki?
„Drogo to nie znaczy od razu, że jutro się zawali”. To niby proste zdanie, ale w ustach weterana Wall Street, który przeżył na rynkach niemal wszystko, ma specjalne znaczenie. Akcje najczęściej wchodzą w manie przez emocje tłumu. Marks wskazuje, że prawdziwą bańkę definiuje nie wykres, lecz psychologia.
„Najważniejszym składnikiem każdej bańki jest nadmiar emocji – chwilowa mania, przekonanie, że cena przestała mieć znaczenie.” Jak dodaje, w obecnym klimacie wokół AI tego elementu po prostu jeszcze nie widzi. „Nie ma jeszcze tego punktu krytycznego, tej gorączki, w której inwestorzy uznają, że każda firma związana z nową technologią zasługuje na dowolną wycenę.”
Nie oznacza to jednak, że Marks nie widzi zagrożeń. Przypomina czasy końca lat 90., gdy internet miał zmienić świat – i faktycznie to zrobił – ale większość spółek, które wtedy rosły jak na drożdżach, skończyła na śmietniku historii. „W 1999 roku wszyscy mówili: Internet zrewolucjonizuje świat. I mieli rację. Ale dziewięć na dziesięć firm, które wtedy debiutowały, już nie istnieje.”
Tym razem będzie inaczej
Dla Marksa powtarzalność ludzkich zachowań to istota cykli. W każdej hossie przychodzi moment, gdy inwestorzy zaczynają wierzyć, że „tym razem będzie inaczej”. Że obecni liderzy pozostaną liderami, że nawet outsiderzy znajdą swoje miejsce w słońcu. Że firma z 2-procentową szansą na sukces warta jest każdej ceny, bo przecież… a nuż się uda. To właśnie on nazywa „psychologią bańki”.
Na razie jednak sektor AI nie spełnia tego kryterium. Owszem, inwestorzy liczą, że sztuczna inteligencja przyniesie przełom i ogromne zyski. Ale nie ma jeszcze tego oślepienia, które odcina kontakt z rzeczywistością. „Ludzie wiele oczekują od AI — i prawdopodobnie wiele dostaną. Nie wiemy tylko, co dokładnie, kiedy i w jakiej formie. Ale na dziś nie widzę w tym szaleństw, czy manii.”
Wnioski Marksa są w duchu jego filozofii: spokój, dystans i świadomość cyklicznej natury ludzkiej chciwości. To nie apokaliptyczna wizja końca hossy, lecz raczej przypomnienie, że rynek to nie walka algorytmów, lecz teatr ludzkich emocji. A w tym teatrze — jak mawiał Marks w swoich słynnych memach inwestycyjnych — „największe błędy popełniamy nie wtedy, gdy nie wiemy, ale gdy jesteśmy zbyt pewni, że wiemy.”
Dziś więc, gdy sztuczna inteligencja rozpala wyobraźnię Wall Street i Doliny Krzemowej, Marks pozostaje przy zdrowym rozsądku. Nie mówi, że to bańka. Ale też nie mówi, że nie może nią zostać. I może właśnie w tym balansie między fascynacją a sceptycyzmem tkwi cały sens jego filozofii inwestowania.
