Google zachowa monopol, nie zostanie rozbite. „Sprzeczny werdykt” w krytycznej sprawie antytrustowej
Amerykański sąd federalny ogłosił długo oczekiwane i, jak się spodziewano, krytycznie ważne orzeczenie w sprawie antytrustowej, którą Departament Sprawiedliwości przy wsparciu stanowych prokuratorów generalnych wytoczył przeciwko koncernowi Google. Orzeczenie było następstwem wydanego już ponad rok temu werdyktu, który uznawał koncern za jednoznacznie winnym praktyk monopolistycznych – i miało dotyczyć sposobów rozwiązania firmowego monopolu. Czy faktycznie spełniło ten cel?
Orzeczenie wydał sędzia Amit Mehta – ten sam, który był autorem wyroku orzekającego o działaniach monopolistycznych firmy w zakresie narzędzi do wyszukiwania w Sieci. Biorąc to pod uwagę, oczekiwania wobec możliwych do orzeczenia remediów były duże. Wielu obserwatorów spodziewało się wymuszonego podziału gigantycznego koncernu na mniejsze firmy – tak jak niegdyś, stulecie temu, w przypadku naftowego monopolisty Standard Oil. O to wnioskować miał też Departament Sprawiedliwości.
Jeśli nie tego zaś, to oczekiwano chociaż nakazu zmuszającego Google do dywestycji z aktywów wykorzystywanych do kreowania monopolistycznego środowiska – jak przeglądarki Chrome czy systemu operacyjnego Android. Tymczasem nic takiego nie miało miejsca. W swojej środowej decyzji Mehta pozwolił korporacji niemal całkowicie uniknąć konsekwencji tego faktu. Uzasadnił to tym, że gwałtowny rozwój AI może samoistnie uczynić faktyczny monopol firmowej przeglądarki bezprzedmiotowym.
Google vs. koalicja wszystkich innych
Zajmujące 223 strony orzeczenie nakazuje jej jedynie podzielenie się danymi dot. mechanizmów wyszukiwania z konkurencją. Co więcej, nie będzie to mieć miejsca na stałe, a jedynie jednorazowo. Nawet zresztą w odniesieniu do tego, relatywnie bardzo słabego środka naprawczego już pojawiają się podejrzenia, że koncern będzie próbował nie wykonać decyzji sądu, przekazując cząstkowe lub generyczne dane i matacząc w kwestii tego, ile faktycznie tych danych zebrał.
Wedle pojawiających się komentarzy, wydany właśnie nakaz sądu był w swej treści dalece rozczarowując – i to, co ciekawe, tak dla licznych komentatorów oraz „stron trzecich”, jak i polityków z obydwu stron ideologicznego podziału. Wspólnym mianownikiem tych komentarzy jest teza, że Google nie tylko pozostaje bezkarne, ale też jej agresywny monopol de facto pozwala się jej zachować. Niektórzy wskazują też, że sędzia w wyroku sam sobie zaprzeczył, a także złamał wiążący precedes Sądu Najwyższego USA.
Co ciekawe, nawet sam gigant z Mountain View – mimo że orzeczenie powszechnie odbiera się jako rażąco łagodny wobec niej – nie jest z niego zadowolony. A to z tego względu, że Google w ogóle odrzuca jakiekolwiek oskarżenia o monopol. Firma już przebąkiwała o odwołaniu od wyroku. Te same sygnały dochodzą z Departamentu Sprawiedliwości. Możliwe zatem, że już i tak niekrótka długa prawna batalia o podział firmy potrwa jeszcze długo. Zwłaszcza, że to niejedyna sprawa antytrustowa, która toczy się przeciw niej.
