Gigantyczna afera z Legimi. Czy „książkowy Netflix” oszukiwał autorów i wydawców? Teraz zapłacą subskrybenci
Platforma Legimi, nazywana też przez Polaków „książkowym Netflixem” dzięki modelowi dostępu do kompletu treści bazującym na jednej subskrypcji, boryka się obecnie z ogromnym problemem wizerunkowym. Klienci są oburzeni wprowadzeniem dodatkowych opłat za dostęp do części e-booków i audiobooków w ramach pakietu (sic!) „bez limitu”, podczas gdy autorzy i wydawcy książek oskarżają firmę o nieprzejrzyste praktyki, nieprawidłowości w rozliczeniach i naruszanie umów. Akcje spółki od 48 godzin mocno spadają.
Legimi pobierze dodatkowe opłaty za wybrane pozycje, klienci wściekli
Od 22 października Legimi wprowadza tzw. Katalog Klubowy, który obejmie około 20% oferty platformy. Aby uzyskać dostęp do wybranych tytułów, abonenci będą musieli zapłacić dodatkowo 14,99 zł za każdą książkę, poza standardowym abonamentem wynoszącym 44,99 zł miesięcznie za e-booki lub 49,99 zł za e-booki i audiobooki. Przypomnijmy, że dotychczas sam fakt posiadania subskrypcji uprawniał do dostępu do pełnej kolekcji.
Wśród wydawców, których tytuły trafią do Katalogu Klubowego, znajdują się m.in.: Czarna Owca, Wydawnictwo Literackie, Rebis, Media Rodzina, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wydawnictwo Czarne, Albatros i Świat Książki.
Zmiany w ofercie Legimi spotkały się z masową falą krytyki ze strony użytkowników platformy. Pod postami firmy na Facebooku pojawiły się setki komentarzy.
„Dopłata 14 złotych do każdej książki powoduje, że opłacanie abonamentu przestaje mieć sens. Bo główna zaleta to była właśnie możliwość wybrania sobie książki, która być może mi nie podejdzie. Bez konsekwencji. Jakby Netflix kazał mi płacić abonament, ale za najlepsze filmy dodatkowo dopłacić, to po co mi ten Netflix?” – zauważa jedna z użytkowniczek.
„Inaczej niż brak szacunku dla klientów tego nazwać nie można. Płacę abonament, a teraz mam dopłacać za dostęp do wybranych tytułów? To gdzie tu sens?” – dodaje inny internauta.
Wielu komentujących zapowiada rezygnację z abonamentu.
Legimi tłumaczy się zmianami w prawie
Mikołaj Małaczyński, prezes Legimi, wyjaśnia, że zmiany są efektem nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, która weszła w życie we wrześniu.
„Nowa definicja tzw. 'godziwego wynagrodzenia twórcy’ opiera się na rozwiązaniach, które od trzech lat były proponowane przez Legimi i skorzystała z nich już większość dostawców treści. W pełni zgadzamy się z założeniem, aby wynagrodzenie twórców było godziwe i proporcjonalne do korzyści dostarczanych czytelniczej społeczności Legimi” – stwierdził Małaczyński w komunikacie prasowym.
Wydawcy zarzucają platformie nieuczciwe praktyki
Tymczasem rzeczywisty powód może być zupełnie inny: wydawnictwo Nasza Księgarnia oraz Platforma Dystrybucyjna Wydawnictw (PDW), zrzeszająca takie wydawnictwa jak Prószyński Media, Czarna Owca, Publicat, Wydawnictwo Literackie, Rebis i Media Rodzina, zdecydowały się wycofać swoje tytuły z platformy.
W oświadczeniu PDW czytamy: „PDW od pewnego czasu obserwuje mechanizm udostępniania kodów bibliotecznych podmiotom komercyjnym, które uzyskują w ten sposób wielomiesięczny darmowy dostęp do całego zasobu książek Legimi. Konsumowane przez nich treści nie znajdowały następnie odzwierciedlenia w regularnych rozliczeniach dla autorów i wydawców”.
Wydawcy zarzucają Legimi niezgodne z umowami udostępnianie treści komercyjnym firmom, takim jak banki czy korporacje, które oferowały dostęp do Legimi swoim pracownikom w ramach tzw. bibliotek pracowniczych. Ich zdaniem platforma nie dzieliła się w tym przypadku z autorami i wydawcami książek korzyściami płynącymi z tego tytułu. Za nieprzejrzyste praktyki biznesowe zapłacić mają teraz klienci.
„Książkowy Netflix” upiera się przy swoim
Firma upiera się, że działała zgodnie z prawem, a definicja biblioteki obejmuje także biblioteki zakładowe.
„Pakiety biblioteczne są pakietami, które dla swoich czytelników mogą zakupić biblioteki publiczne oraz zakładowe. Są to pakiety płatne, w pełni rozliczane z dystrybutorami i wydawcami” – podkreśla firma.
Legimi zapewnia również, że mechanizmy rozliczeń były transparentne, a raporty dostarczane wydawcom codziennie.
Kto ma rację? Tego nie dowiemy się, dopóki sprawa nie trafi na wokandę. Tymczasem informacje o konfliktach z wydawcami i niezadowoleniu klientów negatywnie wpłynęły na wartość akcji spółki na warszawskiej giełdzie. We wtorek kurs akcji spadł o około 20%, w sumie wartość udziałów zanurkowała już o jedną trzecią w ciągu ostatnich 48 godzin.
Czy problem ma charakter systemowy?
Sylwia Czubkowska, dziennikarka i komentatorka branży technologicznej, zwraca uwagę na szerszy według niej problem dotyczący platform cyfrowych i wynagrodzeń dla twórców.
„To, co odwaliło Legimi i reakcja wydawców, która zaowocowała wycofaniem ok. 30 tys. tytułów książek, to naprawdę może być grube. A Legimi odwaliło nie tylko sprzedawanie 'pakietów bibliotecznych’ komercyjnie np. bankom dla ich pracowników, ale także, jak wykazało śledztwo wydawców, manipulowało z rozliczeniami za sprzedaż e-booków, czyli nie raportowało jakiejś ich części, po prostu okradało autorów” – napisała Czubkowska na Twitterze.
Dziennikarka podkreśla, że problem nie dotyczy tylko Legimi, ale także innych platform, które jej zdaniem „manipulują zasięgami, demonetyzują treści i lobbują przeciwko tantiemom dla twórców”.
Mimo obecnych problemów, Czubkowska widzi nadzieję na pozytywne zmiany w branży.
„Nadzieją na jednak jakieś zmiany napawa to, jak młodzi filmowcy poszli po swoje z tantiemami oraz działania Unii Literackiej, która głośno mówi i lobbuje także wśród polityków o przywrócenie jakiegoś sensowniejszego porządku, w którym pisarz dostaje jednak więcej niż 4-5 zł od sprzedaży egz. książki za 50 zł” – zauważa.
Co dalej z Legimi?
Obecna sytuacja stawia Legimi w trudnym położeniu. Z jednej strony firma musi dostosować się do nowych przepisów i oczekiwań wydawców, z drugiej – nie chce stracić zaufania swoich klientów.
„Liczymy, że w toku negocjacji uda się dojść do porozumienia, tak jak w dotychczasowej wieloletniej współpracy” – deklarują przedstawiciele platformy.
Ja od 20 lat sprzedaję modele 3d na „pewnej amerykanskiej stronie”. Największej i najstarszej na świecie. Tam rozliczenie jest od sztuki, ale też nas okradają. Dostajemy pieniądze tylko za klienta ale rozszerzona licencja, udostępnianie dalej, podlicencje – nawet nie wiemy ile klient dalej firmie płaci. Te abonamenty z kolei, subskrypcje to patologia, z tym trzeba skończyć! Autor ma dostawać kasę od każdego klienta, koniec kropka. Narobiło się tych cwaniaków, od Netflix do Spotify, bo to bardzo wygodne zarabiać na cudzej pracy i oferować autorom symboliczne grosze. Cwaniactwo pasożytow i nic więcej.