Fidelity: 'Akcje tańczą w rytmie lat 90.’ Co mówi nam cykl prezydencki?

Fidelity: 'Akcje tańczą w rytmie lat 90.’ Co mówi nam cykl prezydencki?

W rynkowej pamięci najciekawsze nie są wcale rekordy czy spektakularne upadki, ale powtarzalne wzorce. Historia gospodarcza ma tendencję do rymowania się, a obecny rynek byków coraz bardziej przypomina ten z lat 90. – szczególnie okres 1994–2000. Tak uważa Jurien Timmer, strateg z Fidelity Investments.

Fed kończy cykl

To właśnie wtedy, po bolesnym zacieśnianiu, Alan Greenspan złagodził politykę monetarną i wprowadził gospodarkę w fazę dynamicznego wzrostu. Dziś Powell wydaje się podążać podobnym śladem. Fed kończy cykl podwyżek, zaczyna obniżać stopy, a tymczasem giełdy – jakby na przekór logice makroekonomicznej – przyspieszają.

Korzystają z paliwa, jakie daje tani pieniądz i wciąż solidny apetyt inwestorów na ryzyko. Dodatkowo napędza go sztuczna inteligencja. Tu analogia jest kusząca. Dokładnie okres 1994–1998 do złudzenia przypomina cykl, który rozpoczął się w 2022 r. Wtedy i teraz mieliśmy miękkie lądowanie po długiej serii podwyżek.

Z kolei gwałtowne załamania przyszły nieco w innych momentach. Kryzys LTCM w 1998 r. przyniósł 22-procentowy spadek indeksów cztery lata po dołku. W obecnym cyklu mini-krach związany z napięciami handlowymi nastąpił szybciej, niecałe trzy lata po starcie hossy. Różnica w kalendarzu jest oczywista, ale mechanizm – niemal bliźniaczy.

Źródło: Fidelity, FMRCo, Bloomberg
Źródło: Fidelity, FMRCo, Bloomberg

Prezydencki cykl

Czego więc możemy się spodziewać dalej? Jeśli analogia się utrzyma, przed nami jeszcze paliwo na dalszą wspinaczkę, być może nawet faza klasycznego „melt-up”, czyli końcówki hossy napędzanej emocjami, a nie fundamentami. To oczywiście scenariusz atrakcyjny dla inwestorów akcyjnych, choć – jak uczy historia – bywa to najbardziej zdradliwa faza cyklu.

Na przeszkodzie stoją jednak czynniki sezonowe. Jesień tradycyjnie bywa trudna dla giełd, a dodatkowo nakłada się tu cykl prezydencki w USA, który do połowy października statystycznie obciąża notowania. Rynek może więc jeszcze przed ewentualnym rajdem zaliczyć zadyszkę.

Źródło: Fidelity, FMRCo, Bloombergw

Ciekawie wygląda też układ sił na mapie globalnych rynków. Po latach dominacji Wall Street pałeczkę przejęły giełdy poza USA – zarówno w dolarze, jak i w lokalnych walutach radzą sobie lepiej, a szerokość rynku (breadth) jest solidna, co daje sygnał zdrowej rotacji. Innymi słowy, inwestorzy wreszcie zaczynają dostrzegać wartość poza amerykańskimi megakapami.

Na koniec kwestia dolara. Jeżeli Fed rzeczywiście pójdzie w stronę dalszego luzowania, a w 2026 r. stanie się – mówiąc wprost – wygodnym partnerem dla fiskusa w polityce zadłużania, to kierunek dla USD wydaje się niemal z góry przesądzony. Waluta słabnie w takich warunkach cyklicznie, a to z kolei stwarza dodatkowe zyski dla inwestorów ulokowanych poza Stanami.

Oczywiście, rynki nigdy nie kopiują przeszłości co do dnia czy procenta. Ale świadomość powtarzalnych rytmów – tego, że historia ma tendencję do tańczenia w podobnym tempie – może być dziś bezcenna. W końcu ci, którzy w latach 90. ignorowali końcowe ostrzeżenia, przez chwilę cieszyli się największym rajdem w życiu. Ci, którzy zeszli z parkietu za wcześnie, do dziś wspominają to z nutą goryczy.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.