Chińscy producenci EV próbują ominąć europejskie cła, otwierają nowe fabryki
Koncern BYD, chiński producent samochodów elektrycznych, planuje jakoby zbudować nową fabrykę w Turcji. Ruch ten ma pozwolić na uniknięcie zaporowych unijnych ceł na EV. Do ich nałożenia doszło niedawno, w związku z uznanymi za nieuczciwe chińskimi praktykami handlowymi na tym rynku.
Wedle informacji pochodzących od tureckich urzędników, prezydent Turcji, Recep Tayyip Erdogan, ma w poniedziałek ogłosić chińską inwestycję. Fabryka samochodów elektrycznych BYD ma stanąć w prowincji Manisa i kosztować około miliarda dolarów. Dla przyciśniętej wysoką inflacją i problemami finansowymi gospodarki Turcji to z pewnością dobra wiadomość. Chińskiemu producentowi przypuszczalnie chodzi jednak nie o uroki Turcji jako kraju, lecz o jej porozumienie celne z UE.
Korzystając z tegoż, produkowane w Turcji EV mogłyby uniknąć cła, jakie w Unii obciąża samochody elektryczne z Chin. Co ciekawe, Turcja sama planowała niedawno wprowadzenie ceł na chińskie elektryki. I to znacznie większych niż unijne, bo sięgających aż 40%. Po rozmowach Erdogana z Xi Jinpingiem plany te jednak zarzucono, teraz zaś, jak się okazało, w Turcji powstanie wspomniana fabryka.
Także z kwestią ceł może mieć związek otwarcie jeszcze innego zakładu produkcyjnego BYD poza Chinami – w Tajlandii. Doszło do tego w tym tygodniu. Co więcej, chiński koncern przejął także dawną fabrykę Forda w Brazylii. W budowie ma znajdować się zakład produkcyjny EV w samej UE – na Węgrzech. Plany przewidują także budowę jeszcze jednego, w Meksyku. Miałby on, korzystając z umowy NAFTA, obsługiwać rynek amerykański. A to z kolei miałoby pomóc ominąć cła i restrykcje amerykańskie.
Chińskie EV na podbój świata
BYD nie jest pierwszym podmiotem z Państwa Środka, który zdecydował się na taki krok. Przed nim, a także jeszcze przed wprowadzeniem samych ceł, podobny ruch wykonał koncern Geely. Nie sposób zaprzeczyć, że podobna ekspansja, i to jednocześnie w odniesieniu do wielu zagranicznych zakładów na raz, jest krokiem ryzykownym.
Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że popyt na samochody elektryczne, wbrew przewidywaniom wielu entuzjastów oraz naciskom rządów, bynajmniej nie bije rekordów. Z drugiej strony z kolei, w przypadku kurczenia się rynku tym ważniejsza jest możliwość dotarcia do relatywnie zamożnych konsumentów w UE i USA. I tak zresztą panuje na nim silna konkurencja.
Chińskie koncerny zaś, o czym warto pamiętać, mogą liczyć na konsekwentne wsparcie polityczne i finansowe władz w Pekinie. To zresztą właśnie – a ściślej, dotowana przez chińskie władze sprzedaż EV za granicą po dumpingowych cenach – było przyczynkiem do nałożenia unijnych ceł zaporowych. Stąd też inwestycja w wiele fabryk na raz może być w istocie po cichu finansowana przez Pekin – jako zarówno narzędzie ekspansji ekonomicznej, jak i potencjalnego nacisku politycznego.