Branża paliwowa odpowiedzialna za huragany? Sąd „oddala”
Wydobywcy ropy naftowej i gazu ziemnego oraz producenci i rafinerie paliwa odpowiadają za huragany i ich skutki, które w 2017 roku przetoczyły się przez Karaiby – pozew zawierający taką właśnie tezę został zupełnie na poważnie złożony do sądu. I nie był przy tym zupełnie pozbawiony szans; być może nie był przy tym (by użyć łagodnego określenia) szczególnie mocny pod względem argumentów prawnych, jednak „po linii politycznej” już miałby szanse… Sąd jednak właśnie ów pozew oddalił.
Powództwo w tej sprawie trafiło do federalnego sądu na wyspie Portoryko – co sprawia, że pomimo zawiłości dotyczących statusu polityczno-prawnego tej wyspy w relacji do USA, byłoby ono rozpatrywane na gruncie prawa amerykańskiego. Dotyczyło przy tym sprawy, która obejmowała swym zasięgiem szerszy region Morza Karaibskiego – najwyraźniej jednak powodowie uznali, że próby jego składania w sądach innych karaibskich krajów i jurysdykcji byłyby z góry pozbawione sensu. Zapewne niebezpodstawnie.
Powodowie to grupa reprezentująca władze lokalne 80 miejscowości. Pierwotnie sprawę zamierzał wytoczyć także rząd tej wyspy – zrezygnował jednak po kontr-pozwach ze strony amerykańskiego Departamentu Sprawiedliwości przeciwko dwóm amerykańskim stanom, które próbowały tego samego. Wpływ na to mogła mieć też zależność budżetu wyspy od federalnych dotacji i potencjalnie bolesne konsekwencje ich ewentualnego odcięcia.
Huragany strzelistych argumentów prawnych
Władze lokalne jednak parły dalej. Argumentowały, że grupa przedsiębiorstw z branży wydobywczej, petrochemicznej i paliwowej – w tym American Petroleum Institute, BP, BHP, Chevron, ConocoPhillips, ExxonMobil, Occidental czy Rio Tinto – bezpośrednio odpowiada (finansowo!) za huragany Irma i Maria, które w 2017 r. nawiedziły region i dokonały sporych spustoszeń. Miały bowiem jakoby przyczynić się do powstania tych huraganów.
W jaki jednak sposób akurat te firmy – i to nie tylko naftowe, będące częstym obiektem finansowych roszczeń aktywistów ekologicznych, ale też np. działające w obszarze wydobycia złota czy miedzi (przez co sprawiają wrażenie wyselekcjonowanych pod kątem tego, czy mają z czego zapłacić) – miałyby dysponować takimi zdolnościami, by wywoływać sztuczne huragany? Przecież zdolności takie w dalszym ciągu są domeną raczej literatury science-fiction niż praktyki…
Przeminęło z (huraganowym) wiatrem
Zdaniem powodów – przez „niedopatrzenie”. Wedle złożonego pozwu, nie jest tutaj wcale konieczny geoengineering na ogromna skalę, by uznać te firmy za winne szkód – i zasądzić od nich ogromne odszkodowania. Adwokaci pozywających powołali się tutaj na przepisy RICO (Racketeer Influenced and Corrupt Organizations), czyli te, na podstawie których ściga się przestępczą działalność mafijną, w tym także przestępczych decydentów, którzy działania te zlecają.
Zdaniem adwokatów pozywających – wystarczy, że ich zdaniem pozwane podmioty „spiskowały w celu ukrycia ryzyka”, jakie działalność wydobywcza rodzi dla klimatu. Mając to na względzie, nie trzeba ich zdaniem udowadniać bezpośredniej odpowiedzialności zainteresowanych firm. Prawnicy tych ostatnich oczywiście uznali te argumenty za niedorzeczne, wskazując, że powodowie chcą wykorzystać sąd do wymuszenia zmian w prawie, której nie udało im się przeforsować politycznie.
We czwartek sędzia Silvia Carreno-Coll z sądu federalnego na Portoryko położyła tym sporom kres. Jak wskazała, huragany, o których mowa, miały miejsce w 2017 r. Mając to na względzie, sprawa jest przedawniona i jako taka – bezprzedmiotowa, stąd pozew zostaje oddalony.
