Atomowe wzrosty akcji spółek uranowych – dały zarobić fortunę. To dopiero początek?
Jak wiadomo, pod koniec ubiegłego tygodnia Donald Trump z przytupem podpisał rozporządzenie wykonawcze – a nawet trzy rozporządzenia – dotyczące atomistyki. Mają one, jak to określono, doprowadzić do „nuklearnego renesansu” w Ameryce i nadać branży impuls rozwojowy. Energetyka jądrowa ma być bowiem czynnikiem sprzyjającym tak reshoringowi produkcji przemysłowej, o co zabiega obecna administracja, ale też rozkwitowi zaawansowanych, lecz energochłonnych sektorów – takich jak AI.
Atom postrzegany przez Biały Dom – co zresztą nie zaskakuje, a nawet jest dość oczywiste – jako źródło energii przyszłości oraz kluczowa dziedzina technologiczna. Podpisane przez Trumpa dekrety noszą tytuły, kolejno „Reforming Nuclear Reactor Testing at the Department of Energy”, dalej „Ordering the Reform of the Nuclear Regulatory Commission”, „Deploying Advanced Nuclear Reactor Technologies for National Security” i wreszcie „Reinvigorating the Nuclear Industrial Base”.
Atom jako fundament rozwoju
I choć formalnie zarządzenia wykonawcze prezydenta obowiązują tylko instytucje rządu federalnego, zaś on sam nie ma kompetencji, by jednostkowo nakazać budowy setek nowych reaktorów – tak jak może to uczynić (i czyni) kierownictwo chińskie na czele z Xi Jinpingiem – to znaczenia tych rozporządzeń nie sposób przecenić. Głównym bowiem czynnikiem warunkującym rozwój w tak strategicznej i dogłębnie regulowanej dziedzinie, jak energetyka nuklearna, jest oczywiście polityka państwa.
Od zatwierdzenia samej koncepcji inwestycji w elektrownie jądrowe, przez ich formę, technologię, lokalizację, na zarządzaniu i cenach za prąd z nich płynący kończąc – wszystko podlega regulacjom rządowym. Dokładnie te regulacje adresują zresztą rozporządzenia Donalda Trumpa. Mają one doprowadzić do radykalnych cięć w prawno-administracyjnych ograniczeniach, jakimi w ciągu ostatniego półwiecza obrosła energetyka atomowa.
Jak bowiem twierdzi rzeczony, USA z początku przodowały w dziedzinie atomistyki. Potem jednak popadły w stagnację, stymulowaną przez rosnące, i duszące, brzemię biurokracji i kontrolowania każdego kroku. Dlatego też nakazują one radykalną redukcję wymogów administracyjnych. Organy federalne mają pomagać w inwestycjach w tej branży (przyspieszając wydawanie licencji), a także same inwestować w opracowywanie nowych rozwiązań w zakresie technologii, z których korzystać może energetyka atomowa.
Energetyka idzie w górę
Na zarządzenia te w oczywisty i wyjątkowo entuzjastyczny sposób zareagował rynek akcji. Ten obejmujący udziały podmiotów z branży nuklearnej. Chodzi tutaj nie tylko o podmioty prowadzące elektrownie atomowe, ale też wydobywców uranu. Te zyskały najwięcej: firmy takie jak Centrus Energy, Energy Fuels oraz Uranium Energy zanotowały wzrosty wyceny rzędu ~20-25%. Wydobywca uranu z pobliskiej Kanady, Cameco, zyskał 10% na wycenie, zaś branżowy fundusz Global X Uranium ETF – 11,6%.
Choć wzrosty wartości udziałów operatorów siłowni nuklearnych były skromniejsze (największy tamtejszy potentat w tym segmencie, Constellation Energy, odnotował raptem 2-procentową zwyżkę), to zyskały podmioty rozwijające technologię małych reaktorów modułowych (SMR). Oklo oraz NuScale zanotowały skok w górę rzędu odpowiednio 23 i 19%. Warto też odnotować, że w perspektywie całego miesiąca energetyka jądrowa zyskała na wycenie w sposób jeszcze bardziej imponujący.
Sumarycznie bowiem, w przeciągu Oklo podniosła wartość swych akcji o ponad 130%, NuScale o niemal 115%, zaś Centrus Energy o 91%. Słowem, niedawni inwestorzy tych firm swoje inwestycje mogą traktować jako wyjątkową okazję. Mogą przy tym nie być jedynymi chętnymi – polityka administracji Trumpa może bowiem sugerować, że sektor nuklearny przeżywać będzie swoje „lata tłuste” nie tylko w perspektywie krótkoterminowej.