Amerykańskie akcje są najdroższe w historii. 'Przebiły poziom z 1929 roku’. Giełdy runą z hukiem?

Amerykańskie akcje są najdroższe w historii. 'Przebiły poziom z 1929 roku’. Giełdy runą z hukiem?

Na Wall Street trwa prawdziwy spektakl. Indeksy biją rekordy, a inwestorzy zachłystują się technologią i sztuczną inteligencją, jakby historia nie nauczyła ich pokory. Jednak pod powierzchnią euforii kryją się liczby, które w świecie finansów budzą niepokój nawet u największych optymistów.

Mark Spitznagel z Universa nazwał obecną bańkę prawdziwą kumulacją. Czy miał rację? W jego ocenie system banków centralnych musi runąć, a upadek tego systemu poprzedzi największy krach w historii rynków finansowych. Trzeba zapiąć pasy? Co na to wyceny?

Źródło: Bloomberg

Najdroższy rynek w dziejach

Według szeregu wskaźników wyceny amerykański rynek akcji znajduje się dziś na poziomach, które przewyższają nie tylko gorączkę internetową z końca lat 90., lecz także szczyty spekulacji sprzed Wielkiego Kryzysu. Słynny wskaźnik „Buffett Indicator” – porównujący łączną kapitalizację rynku z amerykańskim PKB – przekroczył 200%. To absolutny rekord, zważywszy, że historycznie poruszał się w przedziale 90–135%.

Nie dziwi więc fakt, że Berkshire Hathaway gromadzi rekordowe rezerwy gotówki – ponad 340 mld dolarów ulokowanych w obligacjach skarbowych. Czy Warren Buffett szykuje się na krach, czy po prostu czeka na okazję życia?

Kapitał płynie do technologii

Największy ciężar rynku spoczywa dziś na barkach spółek technologicznych, które odpowiadają już za blisko 40% kapitalizacji giełdy w USA. To więcej niż podczas bańki dot-com, gdy entuzjazm wokół internetu rozpalał wyobraźnię inwestorów. Tym razem paliwem jest sztuczna inteligencja. Od czasu, gdy AI wyszła z laboratoriów na salony biznesu, kapitał płynie do sektora z niespotykaną siłą.

Nasdaq wyceniany jest dziś na blisko siedmiokrotność sprzedaży – prawie o połowę więcej niż średnia z ostatniej dekady. Historia podpowiada, że takie napięcia rzadko kończą się spokojnie. W 2000 roku technologiczny indeks stracił 78% wartości w zaledwie trzy lata. Inwestorzy płacą dziś abstrakcyjne ceny za udziały w firmach, traktując je jak bony na loterię, albo drzwi do lepszego życia… Trudno oczekiwać od tłumu, by był racjonalny.

S&P 500 droższy niż kiedykolwiek

Nie tylko technologia wygląda jak na sterydach. Spółki z S&P 500 handlowane są dziś przy wskaźniku 3-krotności ceny sprzedaży. To najwyższy poziom w historii. Jednocześnie dane o wynikach spółek pokazują, że zarobki korporacji są solidne, a większość firm raportuje lepsze rezultaty, niż oczekiwano. Zatem ocena sytuacji nie jest czarno-biała. Ale pewne jest jedno. Rynek stąpa po kruchym lodzie. Jeśli gospodarka miałaby spowolnić, 'otrzeźwienie’ byłoby bolesne.

Ekonomiści przypominają, że ekstremalne wyceny zawsze poprzedzały okresy zwiększonej zmienności. Rok 1929, 2000 czy nawet 2021. Każdy z tych epizodów kończył się korektą, a czasem nawet bardzo brutalnym krachem. Jednak rynki mają swoją własną logikę, która często ignoruje zdrowy rozsądek. Keynes mawiał, że „rynek może pozostać nieracjonalny dłużej, niż ty pozostaniesz wypłacalny”. To zdanie wraca co dekadę, jak bumerang.

Czy to faktycznie bańka?

Dzisiejsze giganty technologiczne to nie efemerydy z lat 90., ale globalne konglomeraty z ogromnymi przepływami gotówkowymi i zdywersyfikowanymi modelami biznesowymi. Nvidia, Microsoft, Apple, Alphabet czy Amazon mają niesamowite fundamenty. Takich fundamentów brakowało Pets.com czy WorldComowi. oże więc wysokie wyceny są wypadkową nowej rzeczywistości, a nie zwiastunem katastrofy?

Rynek żyje dziś na przecięciu dwóch sił. Z jednej strony mamy rekordowe wyceny, euforię wokół AI i historyczne koncentracje kapitału w kilku „wielkich” spółkach. Z drugiej wciąż solidne zyski korporacji, łagodniejszą retorykę Fedu i globalny napływ pieniędzy szukających bezpiecznej przystani. Czy to bańka? Być może.

Ale dopóki nie pęknie, trudno będzie przekonać inwestorów, by porzucili hossę. Historia uczy, że przewidywanie momentu załamania jest grą, w której nawet najwięksi przegrywają. A dla zwykłego inwestora może nie chodzi o to, by zgadnąć dzień krachu… Ale o to, by nie zostać na parkiecie, gdy muzyka ucichnie, a nikt nie będzie już na nim tańczył.

Dziękujemy, że przeczytałeś/aś nasz artykuł do końca. Obserwuj nas w Wiadomościach Google i bądź na bieżąco!
Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie będzie opublikowany.