Złoto bije absolutny rekord z 1980 roku. 'Upada mit dolara’. Globalna recesja?
Cena złota wspięła się właśnie na poziomy, których jeszcze kilka lat temu nikt sobie nie wyobrażał. Kruszec skazywany był na pożarcie i słabość w relacji do szarżującego rynku akcji. 3674 dolary za uncję – to nie tylko nowy rekord nominalny, ale także historyczny szczyt po uwzględnieniu inflacji. Granica z 1980 roku, przez dekady uważana za symboliczny szklany sufit, została wreszcie przebita.
Rynek widzi na horyzoncie destabilizację geopolityczną, chroniczne i rosnące deficyty państw i dewaluację dolara. Dług i pieniądz fiducjarny to dwa motory strategiczne, które sprawiają, że dla złota dziś 'sky is the limit’. Przypomnijmy też, że Fed ma w tym roku obniżyć stopy prawdopodobnie dwukrotnie i nawet czterokrotnie w przyszłym. Taki wariant teoretycznie powinien w dalszym ciągu sprzyjać cenom kruszcu.
Złoto ma za sobą 30% wzrost cen względem ubiegłego roku i pobiło niemal wszystkie indeksy giełdowe na świecie… Nawet akcje niektórych 'gorących’ spółek wzrostowych (w hossie) nie mogą pochwalić się takim wynikiem. A przypomnijmy, że kapitalizacja rynku złota to obecnie ponad 24,6 biliona dolarów. By pchnąć takiego giganta o kilkanaście procent, na rynek musi wpłynąć wręcz astronomiczna ilość pieniędzy. I to właśnie się stało.
Echo sprzed czterech dekad
W styczniu 1980 roku, w cieniu kryzysu naftowego i recesji, złoto sięgnęło 850 dolarów za uncję. Ówczesny dolar był jednak zupełnie inną walutą niż dziś. Skorygowane o dekady wzrostu cen, tamto maksimum to około 3590 dolarów – pułap, który właśnie został przekroczony. Symbolicznie zamknęła się epoka, w której rekord z ery Cartera wisiał nad rynkiem jak relikt nie do pokonania.
Tym razem przebicie przyszło spokojniej niż w latach 70. Ówczesna hossa była szaleńcza, kończyła się krachem, a rynek złota pozostawał mało płynny. Dziś inwestorzy mają do dyspozycji ETF-y, kontrakty terminowe, aplikacje brokerskie. Jednym słowem cały arsenał narzędzi, który nadaje rynkowi stabilność i płynność. Nie oznacza to braku ryzyka, ale dynamika wygląda inaczej.
Dlaczego teraz?
Powodów obecnego rajdu jest kilka, a wszystkie mają wspólny mianownik: niepewność. Po pierwsze – polityka fiskalna USA. Prezydent Donald Trump nie tylko obniżył podatki… Ale zwiększył również wydatki i prowadzi kolejne wojny handlowe… Nie kryje także ambicji wpływania na decyzje Rezerwy Federalnej.
Skutkiem ubocznym jest rekordowy dług i rosnące wątpliwości co do wypłacalności Stanów Zjednoczonych… W dodatku wątpliwości te są zupełnie uzasadnione. Już teraz USA płaci więcej odsetek od długu, niż wydaje na armię. Amerykańskie obligacje, jeszcze niedawno uważane za „najbezpieczniejsze aktywa na świecie”, zaczynają tracić magiczną aureolę.
Po drugie – polityka monetarna. Fed coraz częściej sygnalizuje, że może obniżać stopy procentowe, by chronić rynek pracy. Złoto kocha takie momenty. W świecie niskich rentowności i słabnącego dolara kruszec staje się atrakcyjnym aktywem defensywnym. Po trzecie – geopolityka. Zamrożenie rosyjskich rezerw po inwazji na Ukrainę było dla wielu banków centralnych momentem przełomowym.
W Pekinie, Ankarze czy Rijadzie padło wówczas pytanie: co, jeśli pewnego dnia ktoś zamrozi nasze dolary? Odpowiedzią jest dywersyfikacja i większy udział złota w rezerwach. Ale nie tylko pojedyncze państwa 'zależne od dolara’ zechciały się dywersyfikować. Skup zaczęły niemal wszystkie, pragmatycznie i strategicznie myślące o swoich finansach. Wśród nich znalazła się m.in. Polska. To jasne, że odpowiednio duże rezerwy złota umacniają walutę i pozwalają na śmielsze interwencje.
Rynek pracy z USA wysyła złowieszcze sygnały
Amerykański rynek pracy, przez lata stawiany za wzór odporności, znów się potyka. Najnowsze dane pokazują, że liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych sięgnęła 263 tys. – to skok o 27 tys. w ciągu tygodnia i najwyższy poziom od jesieni 2021 roku. Ekonomiści spodziewali się stabilizacji w okolicach 235 tys., a więc różnica jest znacząca.
To nie tylko kwestia statystyki. Tak gwałtowny wzrost liczby wniosków to sygnał, że fundamenty gospodarki mogą być słabsze, niż jeszcze niedawno zakładano. Rynki pracy zwykle zachowują się jak barometr: najpierw wychwytują pogorszenie koniunktury, zanim zobaczymy spadki w innych sektorach gospodarki.
Reakcja była natychmiastowa. Rentowności amerykańskich obligacji spadły, dolar osłabł, a inwestorzy zaczęli spoglądać w stronę tradycyjnego bezpiecznego aktywa – złota. Cena uncji wzrosła w okolice 3641 dolarów, odbijając od wcześniejszych minimów. Co istotne, kruszec utrzymuje swoją siłę mimo huśtawki nastrojów na giełdach i oczekiwań dotyczących dalszej polityki Fed.
To jasne, że inwestorzy przestają wierzyć w nieograniczoną zdolność amerykańskiej gospodarki do wychodzenia obronną ręką z kolejnych kryzysów. To bardzo poważne… Bezprecedensowe od II Wojny Światowej przesunięcie sentymentów na globalnej scenie finansowej, a złoto staje się jego beneficjentem.
Globalny rajd i cień nad dolarem
Rynki akcji również biją kolejne maksima, obraz staje się intrygujący … Inwestorzy szukają zysków i jednocześnie kupują „ubezpieczenie” w postaci kruszcu. Możemy wręcz założyć, że złoto pozwala Wall Street … Ryzykować jeszcze więcej, wierząc w to, że polisa ograniczy ból w razie krachu.
Rosnąca popularność złota nie ogranicza się do giełdowych wykresów. Firmy zajmujące się przechowywaniem fizycznego kruszcu, jak IBV International Vaults w Londynie, raportują rekordowe zainteresowanie klientów.
Według IBV kupujący chcą, aby złoto było „natychmiast dostępne, chronione i odporne na zmienność rynków”. Te słowa oddają trwający od lat klimat niepewności. Zwyczajnie bezpieczeństwo staje się ważniejsze niż potencjalny zysk.
Trwa boom
Nie bez znaczenia jest również boom na produkty finansowe powiązane ze złotem. ETF-y inwestujące w spółki wydobywcze biją rekordy popularności… Ich wyceny – zdaniem analityków – wciąż mają pole do wzrostu. To dowód, że hossa obejmuje nie tylko sam kruszec, ale całą otoczkę biznesową. Najważniejszym czynnikiem pozostaje jednak kondycja dolara.
Amerykańska waluta, przez dekady traktowana jako fundament globalnych rezerw, dziś traci blask. Powodem są nie tylko rekordowe deficyty i pytania o zdolność USA do obsługi zadłużenia, ale też polityka handlowa Białego Domu, oparta na taryfach i protekcjonizmie. W rezultacie część inwestorów i banków centralnych przestaje traktować dolara jako jedyną bezpieczną przystań.
Wzrost cen złota mówi nam jasno: globalni inwestorzy tracą zaufanie do dolara i polityki gospodarczej USA. Jak wspomnieliśmy analogiczna sytuacja miała miejsce w latach 70. i 80., kiedy stagflacja, kryzysy naftowe i polityczna presja na Fed uczyniły złoto jednym z niewielu aktywów chroniących kapitał.
Widać to również w działaniach banków centralnych. Choć tempo zakupów złota lekko spadło w lipcu, trend pozostaje jednoznaczny. Instytucje wciąż kupują kruszec, stopniowo zmniejszając udział amerykańskich obligacji w rezerwach. To sygnał, że świat powoli odchodzi od modelu, w którym dolar był jedynym punktem odniesienia.
Lustro globalnej gospodarki i globalizacji
Rajd złota nie jest jedynie finansową ciekawostką. To rynkowe lustro, które odbija obawy o przyszłość gospodarki światowej. Połączenie słabnącego dolara, problemów na rynku pracy USA, niepewności wokół polityki fiskalnej i monetarnej oraz narastających napięć geopolitycznych tworzy mieszankę przypominającą – w niektórych aspektach – burzliwe lata 70.
Czy historia się powtarza? Niekoniecznie w detalach, ale kierunek jest podobny: inwestorzy, banki centralne i zwykli oszczędzający ponownie zwracają się ku złotu jako aktywu, które daje poczucie bezpieczeństwa w czasach niepewności.
Warto pamiętać, że jeszcze w latach 90. złoto było niemal obiektem drwin. Globalizacja, dynamiczny rozwój rynków akcji, narodziny strefy euro i wejście Chin do World Trade Organization (WTO) sprawiły, że banki centralne sprzedawały złoto, uznając je za relikt.
Dziś sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Chiny, Indie i wiele krajów Globalnego Południa kupują złoto na potęgę, chcąc uniezależnić się od dolara. Świat przesuwa się z tzw. modelu unipolarnego, w którym dominowała Ameryka, w stronę wielobiegunowego świata.
W takim świecie złoto wraca do łask jako neutralny, politycznie „niezależny” składnik rezerw. Jego wartość dostrzegają wszyscy, jest ona w prosty sposób weryfikowalna i 'bezpieczna’.
Inwestorzy instytucjonalni i detaliczni
Nie tylko banki centralne grają w tym przedstawieniu. Ogromną rolę odegrali też inwestorzy instytucjonalni, którzy w ostatnich miesiącach zwiększyli zaangażowanie w złocie. ETF-y oparte na kruszcu znów przyciągają miliardy dolarów, a liczba indywidualnych graczy kupujących złoto przez aplikacje inwestycyjne bije rekordy.
Dzięki temu hossa złota nie ma charakteru spekulacyjnej bańki, napędzanej wyłącznie emocjami tłumu. Przypomina raczej systematyczne przesuwanie aktywów w stronę bezpieczeństwa. Po prostu to coś na kształt globalnego „ubezpieczenia”.
Ciekawa obserwacja dotyczy relacji złota do amerykańskich akcji. Według analityków Bloomberg Intelligence, przy wszystkich rekordach złoto wciąż jest relatywnie tanie wobec rynku akcji w USA. To oznacza, że potencjał dalszych wzrostów wcale się nie wyczerpał.
Co prawda patrząc na wykres, złoto wydaje się „nieprzyzwoicie drogie”, ale inwestorzy płacą tę cenę świadomie. Traktują kruszec jako wiarygodną, a niejednokrotnie jedyną polisę w czasach niepewności. A jeśli na Wall Street pojawią się oznaki słabości (zadyszka po hossie), ta polisa może jeszcze bardziej podrożeć.
Głos Raya Dalio
Ray Dalio, założyciel Bridgewater, od lat podkreśla, że każdy inwestor powinien trzymać w złocie 10–15% portfela. Jego zdaniem zadłużone gospodarki przypominają organizm z zatkanymi tętnicami – prędzej czy później grozi im zawał. Złoto nie jest lekarstwem, ale może być bezpieczną przystanią w chwili kryzysu.
Podobnie wypowiada się Carmen Reinhart, była główna ekonomistka Banku Światowego. W jej opinii złoto zawsze zyskuje wtedy, gdy świat przypomina sobie, że inflacja i niepewność polityczna nie należą do przeszłości, lecz są stałym elementem gospodarczej gry.
Co dalej?
Pytanie o przyszłość jest naturalne. Czy złoto ma jeszcze przestrzeń do wzrostów? Historia uczy, że nic nie rośnie wiecznie. Po hossie z lat 70. przyszedł ponad 20-letni marazm. Ale obecne fundamenty wyglądają inaczej: system finansowy jest bardziej zadłużony, a świat – mniej stabilny politycznie.
Nie można wykluczyć, że złoto stanie się nie tylko „ubezpieczeniem”, ale także coraz ważniejszym elementem architektury finansowej. W tle pojawia się nawet wątek digitalizacj, czyli tokenizacji złota, która może otworzyć zupełnie nowy rozdział w jego historii.
To, na co patrzeć będzie jednak rynek najbardziej to indeks dolara. Jego spadek i otwarcie rynków eksportowych dla amerykańskich towarów 'umyślnie’ zaprojektowane przez decydentów Trumpa może wznieść poziom złota na jeszcze wyższe poziomy.
