Goldenline po niemal dwóch dekadach trafia do cyfrowego kosza. Jego twórca robi teraz międzynarodową karierę
Niebawem powiększy się cmentarzysko stron internetowych, które jeszcze nie tak dawno były tłumnie odwiedzane przez użytkowników. Swoje miejsce znajdzie na nim serwis Goldenline.pl. Spora część z Was pewnie miała tam konto, niektórym portal pomógł znaleźć lub zmienić pracę. Starcia z zagranicznym rywalem biznes nie był jednak w stanie wytrzymać.
Wraz z końcem listopada br. popularny niegdyś serwis Goldenline.pl przejdzie do historii. Niektórym ta marka pewnie niewiele już mówi, ale jeszcze w tej dekadzie ów portal rekrutacyjny chwalił się, że jego społeczność liczy blisko 3 mln kandydatów. W 2021 roku średnio co miesiąc miało się w nim pojawiać około 7 tys. nowych kont osób poszukujących pracy. Te liczby mogą wskazywać na sukces. Jednak dane zawarte w sprawozdaniach finansowych już nie napawały optymizmem: w samym 2022 roku strata spółki wyniosła przeszło 1 mln zł, podczas jej przychody ledwo przekroczyły 2 mln zł. W kolejnym roku strata była mniejsza, ale skurczyły się też przychody.
Wystarczył pomysł i kilkaset złotych
Nim przejdziemy do szczegółów zamykania biznesu, warto przypomnieć, w jakich okolicznościach powstał. Jego korzenie sięgają 2005 roku, kiedy to grupa studentów zabrała się za tworzenie „internetów”. Jednym z nich był student Politechniki Warszawskiej Mariusz Gralewski, który opowiadał potem w mediach, że pieniądze na start dostał od bliskich. Warto jednak zaznaczyć, że nie były to wielkie kwoty – dzisiaj wydają się wręcz śmieszne, bo mowa o kilkuset zł.
Pomysł na stworzenie portalu z ogłoszeniami o pracę miał przyjść do głowy Gralewskiemu w warszawskim metrze:
Kiedyś jechałem metrem i zauważyłem, że jest ogłoszenie o pracę. Ponieważ byłem studentem informatyki, to lubiłem liczyć wszystko. Zrobiłem sobie szybki rachunek i wyszło mi, że to jest zupełnie nieefektywne działanie. Przeliczyłem ile osób jedzie metrem, ile procent osób jest akurat handlowcem. Potem założyłem, że jedna na trzydzieści, czterdzieści zobaczy to, a z tych które to zobaczą – tylko jedna na kilkadziesiąt szuka pracy. Wyszło mi, że z tego ogłoszenia będzie jeden, dwóch kandydatów. A reklama kosztowała kilka tysięcy złotych.
Pomysł przerodził się w tablicę z ogłoszeniami, a następnie w coś na kształt serwisu społecznościowego. W tym miejscu trzeba jednak wspomnieć, że sama idea społecznościówki o charakterze biznesowym nie była nowa – już kilka lat wcześniej w Stanach Zjednoczonych uruchomiono serwis LinkedIn. W tamtym czasie mogło się jednak wydawać, że istnienie zagranicznej konkurencji nie musi oznaczać kłopotów – one służyły wręcz za wskazówkę. Tak było m.in. w przypadku portalu nasza-klasa.pl, którą wzorowano na classmates.com.
Gralewski początkowo nie był ani specjalistą od internetu, ani od prowadzenia biznesu. Potrafił jednak właściwie reagować, słuchać podpowiedzi i wprowadzać zmiany. To sprawiło, że portal zaczął się dynamicznie rozwijać. Firma skazana na sukces? Nie do końca. INN Poland podawał kiedyś, że założyciele zaproponowali portalowi o2 50 proc. udziałów w spółce za 50 tys. zł, ale… ofertę odrzucono. Branża IT (i nie tylko) jest akurat usłana historiami tego typu. Wspomnę, że jeszcze pod koniec ubiegłego wieku Yahoo mogło kupić Google (wtedy pod nazwą PageRank) za milion dolarów. Ktoś jednak stwierdził, że byłby to zmarnowany milion.
Do gry wkracza duży gracz i kładzie na stole miliony
Po kilku latach w końcu znalazł się podmiot zainteresowany kupnem udziałów Goldenline: Agora. Pod koniec 2011 roku spółka z rynku mediów nabyła ponad jedną trzecią udziałów w biznesie Gralewskiego za 11,5 mln zł. Nie był to jednak koniec inwestycji – w kolejnych latach Agora wykupiła resztę udziałów w tym biznesie i stała się jego jedynym właścicielem. Łącznie na ten cel mediowy potentat wydał 20 mln zł. Widać wyraźnie, że za pakiet większościowy zapłacono mniej niż za wspomnianą jedną trzecią akcji.
Dla Agory ten ruch miał być kolejnym krokiem w stronę dywersyfikacji. Obok działalności wydawniczej (m.in. Gazeta Wyborcza), prowadzenia kin (Helios) oraz stacji radiowych (np. Tok FM), rozwijano odnogę internetową pod szyldem Gazeta.pl. Co ciekawe, Agora przez jakiś czas prowadziła niejako konkurencję dla będącego już w jej rękach serwisu Goldenline – ogłoszenia o pracę można było znaleźć pod adresem gazetapraca.pl. Działalność tego ostatniego ostatecznie zakończono jednak w I kwartale 2020 roku, by skupić się na Goldenline. Z jakim skutkiem?
Straty, odpisy, zwolnienia w Goldenline. A miało być tak pięknie
Jeszcze przed ogłoszeniem decyzji o zamknięciu serwisu gazetapraca.pl akcjonariusze Agory dowiedzieli się, że spółka zdecydowała się na odpis aktualizujący wartość aktywów Goldenline:
Prowadzone analizy wykazały konieczność dokonania korekty wyceny aktywów spółki GoldenLine oraz udziałów Agory w tej spółce m.in. ze względu na niezrealizowanie przez spółkę założonych na 2019 r. celów finansowych i operacyjnych. Zarząd spółki zdecydował się w związku z tym na dokonanie odpisu aktualizującego wartości aktywów GoldenLine do ich szacowanej wartości odzyskiwalnej.
W komunikacie można też było przeczytać, że:
Wpływ odpisu aktualizującego wartość udziałów spółki GoldenLine na wynik netto Agory S.A. to około 11,2 mln zł. Wpływ odpisu aktualizującego wartość aktywów tej spółki na skonsolidowany wynik netto Grupy Agora to około 6,5 mln zł, a na skonsolidowany wynik operacyjny na poziomie EBIT to około 7,4 mln zł w czwartym kwartale 2019 r.
Warto zaznaczyć, iż nie był to pierwszy ruch tego typu – podobny wykonano w roku poprzedzającym. Agora informowała wówczas, że:
W czwartym kwartale 2018 r. największy odpis aktualizujący dotyczy wartości spółki GoldenLine. Wpływ tego odpisu na wynik netto Agory S.A. to około 9 mln zł, a na skonsolidowany wynik netto Grupy Agora to 5,6 mln zł.
Na odpisach komunikaty się nie zakończyły – wiosną 2020 roku Agora informowała o zwolnieniach grupowych w spółce Goldenline. Zarząd tłumaczył to koniecznością podjęcia „zdecydowanych działań restrukturyzacyjnych”, dodawano, że cięcia wynikają ze spadku przychodów spółki. Co ciekawe, sprawę tłumaczono… pandemią koronawirusa. Trzeba przyznać, że akurat na ten biznes miała ona piorunująco szybki wpływ. Efekt był taki, że:
W ramach programu dobrowolnych odejść pracowników, stosunek pracy zakończył się w stosunku do 26 pracowników, stanowiących blisko 80% załogi Goldenline. Koszt realizacji programu dobrowolnych odejść pracowników wyniesie około 0,9 mln zł i obciąży wyniki Grupy Agora w drugim kwartale 2020 r.
Gdy firma wykonuje kolejne odpisy i pozbywa się większości załogi, można dojść do wniosku, że po prostu się zwija. Jednak w tym przypadku robiono dobrą minę do złej gry. W podsumowaniu działalności serwisu w 2021 roku można było przeczytać m.in., iż:
Statystycznie w ciągu miesiąca Goldenline (według danych Google Analytics) w minionym roku odwiedzało 2 880 000 użytkowników, którzy generowali ponad 3,2 miliona sesji oraz niemal 5,4 miliona odsłon.
W tym czasie roczny przychód firmy wyniósł niewiele ponad 1,7 mln zł, a strata sięgnęła niemal 0,5 mln zł. Dla porównania: zaledwie kilka lat wcześniej, w 2016 roku, serwis wygenerował ponad 20 mln zł przychodu i osiągnął niemal 1,5 mln zł zysku. Decydentom Agory rzeczywiście mogło się wówczas wydawać, że inwestycja szybko się zwróci.
Kuracja nie pomogła. Pacjent umiera
Stało się jednak inaczej i w jednym z tegorocznych raportów kwartalnych można było trafić na komunikat następującej treści:
W dniu 30 kwietnia 2024 r. Nadzwyczajne Zgromadzenie Wspólników Goldenline Sp. z o.o. podjęło uchwałę o rozwiązaniu spółki i postawieniu jej w stan likwidacji. Od tego dnia spółka działa pod firmą „Goldenline Sp. z o.o. w likwidacji”.
Od tego momentu można było pytać nie o to, czy serwis dokona żywota, ale kiedy to nastąpi. Oficjalne informacje w tej sprawie pojawiły się po koniec ubiegłego miesiąca. Użytkownicy portalu mogli wówczas przeczytać komunikat, że właściciel starał się utrzymać ten biznes przy życiu, ale nie pozwoliły na to dynamicznie zmieniające się warunki rynkowe. Usunięto możliwość zakładania nowych kont, a także dodawania treści. Strona przestanie działać 30 listopada.
Operator serwisu poinformował też, że konta użytkowników zostaną usunięte wraz z jego zamknięciem. Znikną też profile pracodawców oraz treści zamieszczone na stronie. Jeśli zatem ktoś chce zachować przechowywane tam dane, powinien się zalogować i je skopiować (ułatwić ma to przycisk „Pobierz CV”). Terminów podanych przez spółkę zdecydowanie warto się trzymać, bo jak podaje serwis prawo.pl, po przeprowadzeniu czynności likwidacyjnych ustanie osobowość prawna administratora. A to oznacza, że użytkownicy portalu nie będą mieli z kim się kontaktować w sprawie ewentualnego odzyskiwania danych.
Przywołany przed momentem serwis prawo.pl teoretyzuje też na temat ewentualnej sprzedaży bazy danych osobowych Goldenline. Zdania prawników w tej sprawie są podzielone, ale część z nich dopuszcza taką możliwość, zaznaczając jednocześnie, że cały proces byłby skomplikowany i niekoniecznie przyniósłby nabywcy korzyści.
Agora nie chciała/nie mogła utrzymywać dłużej Goldenline, bo potrzebne są jej oszczędności. W raporcie spółki za III kwartał można przeczytać m.in., że w okresie lipiec-wrzesień odnotowała ona ponad 11,5 mln skonsolidowanej straty netto (i tak jest to wynik lepszy od zanotowanego w analogicznym okresie roku poprzedzającego). W tym samym dokumencie firma podała, że przychody ze sprzedaży sięgnęły w III kwartale 334,49 mln zł wobec 351,86 mln zł rok wcześniej.
Z gigantami z USA nie wygrasz
Pojawi się oczywiście pytanie: skąd ta słabość Goldenline? Przecież w połowie minionej dekady wyglądało to całkiem dobrze. Odpowiedzią może być rozwój przywołanego już serwisu LinkedIn. Powstał on wcześniej niż Goldenline, ale nie oznacza to, że od razu podbił polski rynek – rozpychanie się na nim trwało dobrych kilka lat. Ostatecznie biznes ten był jednak skazany na sukces także w Polsce. Mowa o serwisie, który na całym świecie ma ponad 1 mld użytkowników, a jego przychody w 2023 roku przekroczyły 15 mld dolarów. Trzeba też pamiętać, że nie jest to już samodzielny podmiot, ale część większej układanki: w 2016 roku LinkedIn został kupiony przez Microsoft za przeszło 26 mld dolarów.
Z danych podanych niedawno przez serwis wirtualnemedia.pl wynika, że LinkedIn jest jedną z najpopularniejszych platform społecznościowych w naszym kraju. W sierpniu br. strona ta przyciągnęła ponad 4,1 mln użytkowników, a każdy z nich spędził tam średnio niemal kwadrans. W rozmowie z serwisem press.pl krótko podsumował to Rafał Agnieszczak, jeden z bardziej znanych rodzimych przedsiębiorców internetowych:
Wcześniej zamknięte zostały na przykład Nasza Klasa czy Grono.net. Nie wytrzymały konkurencji z globalnymi serwisami. Goldenline.pl szans nie dał LinkedIn. Na ratowanie go jest za późno. Nie ma też możliwości, żeby powstały jakieś polskie serwisy, które byłyby zdolne do nawiązania konkurencji z globalnymi koncernami.
Warto jednak zauważyć, że problem nie jest tylko nasz, polski – ta sytuacja odnosi się też do innych rynków europejskich. Zostały one zdominowane przez amerykańskie podmioty, którym jakiś czas temu rękawicę rzucił chiński ByteDance, operator TikToka. Zresztą, ta sytuacja odnosi się nie tylko do społecznościówek – do zamawiania przejazdów, wynajmowania mieszkań czy e-handlu Europejczycy też często wykorzystują amerykańskie narzędzia.
Sprawa coraz mocniej skupia na sobie uwagę mediów i polityków na Starym Kontynencie. Miejsce w swoim raporcie poświęcił jej Mario Draghi. Dokument przygotowany na zlecenie Komisji Europejskiej pokazuje słabości UE na tle USA czy Chin i objaśnia, gdzie należy wprowadzić reformy, by całkowicie nie przegrać rywalizacji z największymi gospodarkami świata.
Temat rok temu poruszył też serwis sifted.eu, który zauważył, że w ciągu kilkunastu ostatnich lat setki startupów założonych w Europie przeniosło się do USA. Powód? Jest ich kilka, na liście znaleźć można pieniądze, których za Atlantykiem jest więcej, ale też np. przepisy: w Stanach Zjednoczonych bardziej sprzyjają one prowadzeniu biznesu. I dotyczy to różnych segmentów gospodarki, bo wyjeżdżają przedsiębiorcy działający w branżach SaaS, fintechowej, energetycznej czy mediowej.
Goldenline trampoliną do większego biznesu
Ciekawym przypadkiem startupu, który powstał w Unii Europejskiej i wciąż ma w niej swoją siedzibę, jest DocPlanner, w naszym kraju bardziej znany pod nazwą ZnanyLekarz. To narzędzie służące przede wszystkim do umawiania wizyt u lekarzy. Firma powstała w Polsce i nadal ma tutaj swoją siedzibę, chociaż działa już na kilkunastu rynkach w Europie i Ameryce Łacińskiej. Kilka lat temu w mediach pojawiła się informacja, że DocPlanner stał się pierwszym polskim jednorożcem, czyli startupem wycenianym na minimum 1 mld dolarów. Niewątpliwy sukces. A stoi za nim… Mariusz Gralewski – jeden z założycieli Goldenline.