Z dr inż. Pawłem Poprawą, ekspertem ds. energetyki z Akademii Górniczo-Hutniczej, rozmawiamy o globalnym rynku naftowym, zależnościach pomiędzy popytem a podażą, działaniach głównych graczy oraz perspektywach tego rynku na następne dziesięciolecia.
Wpływ COVID-19 na rynek ropy naftowej
Albert Kiciński: Co się teraz dzieje na rynku ropy naftowej? Ceny spadły do 40 dolarów za baryłkę. Jak epidemia koronawirusa wpływa na ceny ropy naftowej?
Dr inż Paweł Poprawa: Cena ropy naftowej zależy od dość kruchej równowagi pomiędzy podażą i popytem na rynku. Obserwujemy w tej chwili ogromną perturbację po obu stronach. COVID przyniósł niespotykaną w historii redukcję popytu i całkowicie załamał rynki ropy. Przede wszystkim z tego powodu, że ludzie zostali w domach, samoloty przestały latać, prywatne samochody przestały jeździć, a ciężarówki ograniczyły swój ruch. Konsumpcja ropy ogromnie spadła i to zdruzgotało rynek w czasie globalnej kwarantanny na wiosnę.
Jednocześnie drugim czynnikiem, który bardzo mocno destabilizuje ceny ropy, jest brak kontroli po stronie podaży. Ta samokontrola polegała na polityce grupy OPEC, czyli większości państw arabskich czy islamskich (Iran też jest w członkiem). Te kraje w jakimś stopniu współpracowały również z Rosją.
Tworząc tzw. OPEC+.
Zgadza się. Biorąc dane sprzed pandemii zużycie ropy wynosiło ponad 90 mln baryłek dziennie.
Porozumienie OPEC+ w związku ze spadkiem cen ropy
Jakie mamy teraz zużycie?
To się bardzo zmieniło – nagle gwałtownie spadło, teraz się odradza. Nie wiem jeszcze jaka będzie średnia zużycia ropy za ten rok. W szczycie była to redukcja rzędu 30 procent popytu.
Po stronie podaży mamy trzech głównych graczy. Kraje OPEC, z których najważniejsza jest Arabia Saudyjska (produkcja 10 mln baryłek dziennie) – cały OPEC produkuje ok. 30 baryłek dziennie. Kolejna jest Rosja – 10 mln baryłek, i USA, której produkcja oscyluje powyżej 10 mln baryłek dziennie. Rosja i OPEC stworzyły porozumienie OPEC+, które miało kontrolować podaż, żeby utrzymać ceny.
Czyli wydobywamy mniej, żeby ceny nie spadały.
Tak, dokładnie na tym to polega. Sami ograniczamy produkcję, sprzedajemy mniej, ale sprzedajemy po dobrej cenie, więc i tak to jest dla nas korzystne.
Polityka wydobywcza Arabii Saudyjskiej
Czy to się powiodło? Na ile te podmioty się dogadały?
Niezupełnie się udało. Po pierwsze Arabia Saudyjska porzuciła politykę OPEC, zwiększyła wydobycie ropy, mając na celu destabilizację sektora łupkowego w Stanach. Częściowo się udało, ale to nietrwały sukces. Nastąpiła wielka redukcja wydobycia ropy łupkowej w Stanach, której produkcja stanowiła wcześniej blisko 10 procent światowego rynku ropy naftowej. To bardzo kosztochłonny sektor przemysłu naftowego. Bardzo ciężko ucierpiał od niskich cen, ale w szczególności była to świadoma polityka Arabii Saudyjskiej, która zwiększała swoje wydobycie w czasach niskiego popytu.
Kosztem innych państw tak naprawdę.
Kosztem nawet siebie. Cel strategiczny był dwutorowy, żeby usunąć z rynku amerykańską ropę łupkową i doprowadzić do jej bankructwa. Część firm zbankrutowała, część działa teraz na poziomie wysokiego ryzyka ekonomicznego. Historia ostatnich dwóch dekad pokazuje, że ten sektor ma łatwość do odradzania się. Ciągle zachowuje swoją witalność, produkuje w tej chwili dużo mniej, ale jest gotowy zwiększyć produkcję, jeżeli ceny ropy pójdą w górę.
Działania Rosji
Kolejną sprawą po stronie podaży był brak lojalności Rosji wobec OPEC+. Rosja od dawna miała taką politykę – kibicowała, żeby wszyscy ograniczyli wydobycie, doprowadzając do wzrostu cen. Jednak sama w tym czasie zwiększała wydobycie, żeby skorzystać na wysokich cenach. Stąd taka polityka Arabii Saudyjskiej – wrzucając większość ilość ropy na rynki, zbijając ceny, chciała zmusić Rosję do lojalności wobec OPEC+. To się raczej średnio udało.
Brak porozumienia po stronie producentów powoduje, że nie można utrzymać cen ropy na poziomie, który by dawał satysfakcję wszystkim podmiotom. Niskie ceny w różny sposób uderzają w producentów. W najmniejszy sposób w kraje OPEC, zwłaszcza Arabię, które mają bardzo niskie ceny wydobycia. Nawet przy niskich cenach mają zysk, choć dużo mniejszy. Rosja ma średnie ceny wydobycia, więc bieżąca sytuacja jest dla niej bardzo kłopotliwa – w tym momencie wiele rosyjskich podmiotów nie generuje zysków.
Gospodarka Rosji jest silnie zależna od cen ropy naftowej.
Połowa przychodów budżetu rosyjskiego pochodzi z ropy naftowej, więc ta zależność jest ogromna. Niskie ceny są niesłychanie problematyczne, nie tylko dla firm naftowych w Rosji, ale dla samego budżetu państwa rosyjskiego. Jeżeli utrzymają się kilka lat – a teraz mówimy o ponad pół roku takich cen – to będzie dla państwa rosyjskiego ogromny problem. W przeciwieństwie do krajów arabskich, Rosjanie nie zdołali zbudować alternatywnych sektorów ekonomii o takiej skali, która by była dla państwa zauważalna. Zależność od surowców jest bardzo wysoka – nie tylko dlatego, że sama ropa naftowa jest bardzo istotnym źródłem przychodów. Niska cena ropy powoduje niskie ceny gazu, a to z kolei drugie istotne źródło przychodów państwa rosyjskiego.
Najbardziej jednak ta sytuacja uderza w producentów amerykańskich, którzy w większości produkują ropę ze złóż łupkowych, a te mają wyższe koszty wydobycia niż Rosjanie. Amerykanie zostali doświadczeni najciężej, ale jak już wspomniałem, ten sektor jest bardzo elastyczny i myślę, że przy wzroście cen ropy się odrodzi. Jak sobie Rosja poradzi z tym kryzysem? Mamy do czynienia z dużym zaburzeniem po stronie popytu, nieznanym w historii od czasów II wojny światowej. Popyt się powoli odradza. Świat wrócił do życia – samochody jeżdżą, samoloty latają chociaż mniej niż dawniej.
Co ma wpływ na załamanie cen ropy naftowej?
Naprawdę historycznie nie było nigdy takiej sytuacji? Czy można ją do czegoś porównać?
Ostatnia taka redukcja popytu miała miejsce w okresie II wojny światowej. Oczywiście to były inne czasy – wówczas ekonomia światowa w dużo mniejszej skali uwzględniała ropę naftową. Nie było tak dużo prywatnych samochodów, sektor lotniczy inaczej funkcjonował. Dlatego to jest zdarzenie absolutnie spektakularne. Natomiast zaburzenia po stronie podaży obserwowaliśmy już wielokrotnie, np. 2014-2015, kiedy Arabia Saudyjska zwiększyła wydobycie ropy naftowej w tym celu, żeby zabić sektor łupkowy w Stanach, doprowadzając do krachu cen ropy na początku 2015 roku. Takie zdarzenia po stronie popytu już widzieliśmy – były związane przede wszystkim z konfliktami militarnymi, czy ryzykiem konfliktu w krajach arabskich.
Chociażby w czasie izrealsko-arabskiej wojny Jom Kipur w 1973 roku.
To był pierwszy czynnik, który zaczął windować ceny ropy, ponieważ po tej wojnie kraje arabskie wprowadziły sankcje na zachód. Przestały sprzedawać ropę, doszło do skokowego wzrostu cen. Następnie mieliśmy rewolucję irańską w 1979 roku, która spowodowała również gwałtowne podniesienie się cen ropy. Podobnie było z amerykańską inwazją na Irak. Każdy konflikt militarny w krajach wielkich producentów powoduje albo techniczny spadek wydobycia (ograniczenie podaży) – np. w Iraku, gdzie Irakijczycy niszczyli infrastrukturę techniczną, żeby Amerykanie weszli na spaloną ziemię. Nawet jeżeli nie dochodziło do technicznego ograniczenia wydobycia, to sam czynnik ryzyka politycznego, powodował szokujące zmiany cenowe.
Ropa w swojej historii miała wielkie skoki – kosztowała poniżej 10 dolarów, a czasem nawet powyżej 140 dolarów za baryłkę. To nie jest pierwszy skok cen, jaki obserwujemy historycznie, natomiast pierwszy taki od wojny, gdzie ważnym czynnikiem było ograniczenie popytu. Wcześniej na ograniczenia popytu wpływał też kryzys finansowy w 2007 roku, który odbił się na recesji globalnej – to spowodowało silny spadek cen ropy, ale nie było porównywalne z redukcją popytu, jaką mieliśmy w czasie globalnego lockdownu na wiosnę.
Opłacalna cena za baryłkę ropy naftowej
Jaka powinna być cena za baryłkę ropy, aby sprzedaż się opłacała. Rozumiem, że dzisiejsza cena 40-42 dolarów jest średnio zadowalająca.
Można podać jakąś średnią cenę dla rynku globalnego – ale to jest zacierający obraz. Średnio globalnie taka zdrowa cena ropy – producenci nie generują jakichś absurdalnych zysków, ale też mają zapewnioną odpowiednią marżę – wynosi w granicach 60 dolarów za baryłkę. Można to uznać za w miarę zdrowy poziom cen, gdzie mamy do czynienia ze zrównoważonym rynkiem. 40 dolarów za baryłkę to cena bardzo niska – dla wielu podmiotów na rynku wręcz cena toksyczna.
Wszystkie duże koncerny mają duże zdolności do przetrwania kryzysu, ale nie w skali wielu lat. Może być podobnie jak w państwie rosyjskim. Jeżeli takie ceny utrzymają się 3-5 lat, dojdzie do ogromnych perturbacji na rynku przedsiębiorstw naftowych. W tym momencie padają małe przedsiębiorstwa, ale te duże prędzej czy później, też mogą znaleźć się w sytuacji kryzysu.
60 dolarów pozwoliłoby na zdrowe funkcjonowanie rynku. Problem polega na tym, że dla każdego z podmiotów na rynku inaczej to wygląda. Najniższe ceny produkcji mają kraje arabskie, więc mogą uznać 40 dolarów za cenę w miarę zrównoważoną – to dla nich może być o tyle korzystne, że jeżeli inni producenci nie wytrzymają takich cen, w długiej perspektywie niskie ceny, niższe przychody państw arabskich, mogą powodować przejęcie przez nich większego procentu rynku długoskalowo. Przy niskich cenach mogą mieć zapewnioną marżę zysku. Trudniejsza jest sytuacja dla producentów amerykańskich i rosyjskich. Na to wszystko nakłada się jeszcze na jeden czynnik, czyli polityki wielu państw rozwiniętych, zmierzające do redukcji użycia ropy czy gazu. Czyli odejście od motoryzacji na benzynę.
Prognozy rynku naftowej
Jak długo niestabilność wywołana pandemią COVID-19 będzie miała wpływ na rynek naftowy? Jakie są prognozy? Z drugiej strony, biorąc pod uwagę ekologiczne postulaty, jak sytuacja może wyglądać za 10-20-30 lat?
Czynnik związany z COVIDEM w zasadzie bezpośrednio już zniknął. Zatrzymanie popytu w związku z lockdownem na wiosnę, już minęło. Świat na pewno ponownie nie zrobi lockdownu. Natomiast pozostaje skutek w postaci kryzysu ekonomicznego, czyli czynnika, który również redukuje popyt. Jak długo potrwa ten kryzys? Trudno przewidzieć. Jeżeli porównamy to do kryzysu z 2007 roku, to skutki na rynku naftowym mogą być odczuwalne 2-3 lata.
Jeżeli spojrzymy wstecz na historię cen ropy, to wielokrotnie dochodziło do zmian na bazie zdarzeń militarno-politycznych, których nikt nie miał najmniejszej szansy przewidzieć. Przez analogie możemy się spodziewać, że takie rzeczy będą się powtarzać. Innym długotrwałym czynnikiem na rynkach jest konkurencja z alternatywnymi nośnikami energii na bazie decyzji politycznych – bo to nie jest konkurencja ekonomiczna.
Jeżeli nie dojdzie do jakiejś zmiany zasadniczej – do rozczarowania polityką „zieloną” – to w krajach wysoko rozwiniętych będzie dochodziło do ograniczenia konsumpcji ropy. Aczkolwiek to wcale nie musi się tak mocno przełożyć na globalną redukcję zużycia ropy. Kraje północno-atlantyckie, europejskie, Stany Zjednoczone – stopniowo mają coraz mniejszy procent swojego udziału w globalnej gospodarce. Szybko rośnie udział Dalekiego Wschodu, gdzie te decyzje niekoniecznie będą podobne jak w Europie. Daleki Wschód może skompensować spadek popytu w Europie spowodowany decyzjami politycznymi.
Wpływ czynników ekologicznych na rynek ropy naftowej
Jednak w przyszłości konsumpcja ropy będzie spadać w związku z czynnikami ekologicznymi?
Wszyscy prędzej czy później spodziewamy się, że alternatywne dla ropy źródła energii czy gazu, staną się ekonomicznie konkurencyjne. Wtedy również Daleki Wschód zacznie z nich korzystać. W tym momencie Europa czy niektóre stany, jak Kalifornia, wybierają droższe nośniki energii jedynie z powodu decyzji politycznej czy polityki klimatycznej. To nie jest specjalnie atrakcyjne dla rozwijających się krajów Dalekiego Wschodu, które mają swoje ambicje ekonomiczne i nie przejmują się specjalnie globalnym kontekstem. Natomiast sytuacja zmieni się zupełnie, kiedy paliwo wodorowe czy samochody elektryczne staną się konkurencyjne.
Problem polega na pewnym paradoksie, że nie zawsze przestawienie się na motoryzację z ropy na alternatywny napęd, jest realnie zielonym rozwiązaniem. Wystarczy, że popatrzymy na sytuację w Polsce w przypadku przestawienia samochodu ze średnio emisyjnej ropy na samochód elektryczny, który w Polsce jest napędzany w głównej mierze z elektryczności produkowanej z węgla. To przestawienie motoryzacji ze średnio emisyjnej ropy na wysoko emisyjny węgiel!
Faktycznie dla polityki klimatycznej to raczej średnia korzyść.
Jeżeli popatrzymy na zastąpienie ropy wodorem – to najtańszym i absolutnie najbardziej efektywnym sposobem produkcji wodoru jest produkowanie go z gazu ziemnego, ewentualnie z węgla. Trwają prace nad tym, żeby poprawić produkcję wodoru z wody, czyli z rozbicia wody na wodór i tlen. W tej chwili to jest bardzo nieekonomiczne, ale niekoniecznie musi tak być w przyszłości. To by była ta realna zielona energia.
W dłuższej skali jest bardzo trudno przewidywać, w jaki sposób nowe, konkurencyjne nośniki energii, będą konkurować z ropą, ponieważ to w dużym stopniu zależy od tego w jakim stopniu dojdzie do redukcji kosztów produkcji tych alternatywnych źródeł. Wiemy na pewno, że presja będzie trwała, i potrwa najbliższe dziesięciolecia. Być może w realnej perspektywie będziemy obserwować globalne odejście od ropy naftowej w momencie, w którym tylko alternatywne nośniki energii będą konkurencyjne ekonomicznie.
Posiadacze największych złóż ropy
A kto ma dzisiaj największe złoża ropy naftowej? Na jak długo starczą?
Historycznie istniało takie pojęcie, jak peak oil i peak gas. Wymyślono je w latach 50-tych w USA, kiedy gwałtownie rosło wydobycie ropy i nastąpił moment eksplozywnego rozwoju rynku naftowego. Przewidziano, że prędzej czy później, te wzrosty muszą się załamać, bo skończą się dostępne zasoby. Oczekiwano, że nastąpi to już w latach 70-tych, 80-tych. Ta koncepcja została skompromitowana w dużym stopniu przez jeden fenomen – odkrycie złóż łupkowych. Te złoża mają, można powiedzieć, „nieograniczone zasoby”. Pytanie odnosi się tylko do kosztów wydobycia. Złoża łupkowe zmieniły wszystko w myśleniu o dostępności ropy w przyszłości. Mamy ich w tym momencie dużo i będą dostępne jeszcze długi czas. Tak samo i gazu, z uwagi na złoża łupkowe. Natomiast w konwencjonalnych złożach największe zasoby posiadają kraje arabskie i Rosja, zarówno ropy jak i gazu. Stąd są największymi producentami tych surowców.
Rosja odkryła jeszcze złoża w Arktyce.
Tak, ale złożą arktyczne nie mają już takiego znaczenia z racji pojawienia się złóż łupkowych. Złoża arktyczne brano pod uwagę, kiedy nie było jeszcze złóż łupkowych dostępnych w takiej skali i ceny ropy sięgały 140 dolarów za baryłkę. W tamtym czasie państwo rosyjskie robiło plany swoich przyszłych budżetów, przyjmując jako możliwą cenę ropy 200 dolarów za baryłkę. Tak sobie wyobrażaliśmy wtedy przyszłość rynku naftowego. Wynikało to z myślenia o ograniczonej ilości nowych złóż konwencjonalnych. Złoża arktyczne wiążą się wysokimi cenami wydobycia, ale w desperacji myślano o tym jako istniejącej rezerwie cywilizacji. Natomiast od 2005-2010 roku szybkie udostępnienie w Stanach złóż łupkowych zmieniło kompletnie sytuację. I w tej chwili nie opłaca się inwestować w złoża arktyczne dlatego, że wydobycie złóż łupkowych jest tańsze.
Ropa WTI, Ural i Brent
A czym różni się ropa WTI, Ural i Brent?
Są to lokalne odmiany, marki handlowe. Każde złoże ropy jest unikatem przyrodniczym i nie zawiera identycznych substancji. Ropa w złożu to mieszanina bardzo wielu komponentów naturalnych, które trzeba w jakiś sposób ujednolicać poprzez rafinację, tworząc z tego benzynę. Trzeba dostosować ten naturalny produkt, żeby stał się produktem handlowym. Zależnie od tego, jakie w złożu są skrajne typy tych naturalnych substancji ropy naftowej (tzw. crew oil), czyli surowej ropy – powstało ileś specyficznych pojęć handlowych, które oznaczają nieco inny skład chemiczny danego surowca.
Ropa Ural jest wysoko zasiarczona, i to powoduje koszty na poziomie rafinacji. Trzeba odsiarczać tę ropę, dlatego jest tańsza. Ropa Brent charakteryzuje się tym, że jest ropą dobrej jakości, dosyć lekką. Bardzo ważnym elementem decydującym o wartości ropy jest jej ciężar właściwy. Im gęstsza, im cięższa, tym niższa jej wartość. Im lżejsza, tym bliższa produktowi, który nalewamy do baku – czyli mniejsze koszty rafinacji i w związku z tym lepsza cena. Ropa Brent wyróżnia się lepszą ceną, ponieważ jest ropą dobrej jakości. Ural ma gorszą jakość więc zwykle jest tańsza. Teraz mamy ok 40 dolarów za baryłkę – różnice w odmiennych ropach oscylują między ceną 2-4 dolarów.
Polski rynek ropy naftowej
Jak wygląda polski rynek naftowy? Skąd najczęściej pozyskujemy ropę? Rozumiem, że dużą część z Rosji.
Ogólnie rzecz biorąc ropę importujemy prawie w całości. W przypadku gazu, 1/4 mamy ze złóż krajowych. Historycznie, 100 procent ropy importowaliśmy z Rosji. Od ostatnich kilku lat obserwujemy bardzo intensywne prace obu polskich rafinerii – importerów ropy, czyli Lotosu i PKN Orlen, które korzystają w portu północnego w Gdańsku, zwiększając udział rop spoza Rosji w tej produkcji. I ten udział innych rop może już technicznie zbliżać się do 50 procent. Faktycznie jest to zależne od okresu, ale w granicach 20-40 procent tego, co importujemy pochodzi już z innych źródeł. Stopniowo ten udział wzrasta.
Na zasadzie dywersyfikacji, żebyśmy nie byli tylko zależni od Rosji.
Doskonale prześledziliśmy problem zależności od monopolu rosyjskiego na przykładzie gazu. Historycznie nie mieliśmy innych możliwości sprowadzania gazu. Więc Rosja dyktowała ceny wyższe niż dla krajów zachodnich, gdzie konkurencja różnych źródeł występuje i Rosja musi ekonomicznie konkurować na tych rynkach. W przypadku ropy mieliśmy taką samą sytuację. Otworzyliśmy terminal północny LNG w Świnoujściu i niedługo będziemy używać Baltic Pipe, więc to jest moment, który na rynkach gazu zamyka Rosji możliwość uprawiania polityki monopolistycznej w Polsce.
Port północny w Gdańsku został zbudowany w czasach PRL-u przez sojusz państw komunistycznych – ZSRR i Polskę – jako port eksportowy. Rosja nie miała niezamarzających zimą portów i nie za bardzo miała możliwość transportowania ropy tankowcami. Ogromna większość eksportu rosyjskiego była transportowana rurociągami. Większość innych eksporterów eksportuje ropę poprzez tankowce. Jako że Gdańsk był portem niezamarzającym w zimie, a do polski prowadził rurociąg z ropą, wykorzystano go, aby wyprowadzać rosyjską ropę w świat. W tej chwili używamy tego portu w drugą stronę – sprowadzamy ropę do Polski. Ta koncepcja ma ogromne perspektywy, bo Polska może sprowadzać nie tylko ropę na swój rynek, ale również dla krajów, które nie posiadają morza, jak Czechy, Słowacja, Węgry, Austria. Rozbudowując jego przepustowość, możemy stać się małym hubem, jeżeli chodzi o ropę i gaz.
Dziękuję za rozmowę.