Wielotysięczne grono protestujących zebrało się w poniedziałek w centrum Berlina. Jest to reakcja na najnowsze plany budżetowe rządu. Szukając pieniędzy, gdzie tylko to możliwe, przyjął on rozwiązania bardzo dotkliwe dla branży rolnej. Organizacje rolnicze twierdzą, że są one nie do przyjęcia i zapowiadają dalsze, potencjalnie ostrzejsze protesty.
Demonstracje zgromadziły od 6600 do 10 000 uczenistników. Tę pierwszą wartość podała berlińska policja, tę drugą – organizatorzy. Towarzyszyło im także co najmniej 1500 traktorów. Te ostatnie swym nieśpiesznym przejazdem skutecznie zakłóciły ruch uliczny w centrum Berlina.
Dodatkowo w strategicznych miejscach rozrzucono także zwięrzęce odchody. Jest to zapożyczenie z francuskiej kultury politycznej, choć tam rolnicze protesty idą z reguły dalej, opryskując nawozem siedziby niepopularnych urzędów i urzędników.
Protesty zorganizowały rolnicze stowarzyszenia Deutscher Bauernverband (DBV) oraz Land Schafft Verbindung (LSV).
Zobacz też: Tether: donosimy rządowi i jesteśmy z tego dumni. A agenci federalni są u nas na…
Może by tak wrócić do trójpolówki?
Powodem są ulgi podatkowe dla rolnictwa na paliwo do silników diesla – a konkretnie ich odebranie. Silniki takie, co nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, są absolutnie niezbędną podstawą działalności rolnej. Napędzają niemal wszystkie traktory, bez których gospodarowanie rolnicze (szczególnie w warunkach farmerstwa przemysłowego, powszechnego w Niemczech) jest niewykonalne.
To jednak, co dla jednych jest koniecznością, dla innych może być okazją. Skoro bowiem rolnicy nie mogą się obejść bez oleju napędowego do traktorów, to będą go i tak kupować, niezależnie od ceny… I właśnie na tę ostatnią zwrócił swą uwagę rząd kanclerza Olafa Sholza.
Zobacz też: Galaxy i iPhone’y nie dla pracowników państwowych. Coraz szersze zakazy…
To zakazy obowiązują też rząd…?
Tak się bowiem składa, że koalicja rządząca SDP-FDP-Zieloni rozpaczliwie szuka pieniędzy (czyli dzień jak codzień w życiu rządów). Postanowiła zatem zlikwidować ulgi podatkowe, które dotąd obowiązywały wobec oleju napędowego do zastosowań rolnych. Dorzuciła także do tego odebranie zwolnienia z podatku samochodowego dla pojazdów rolnicznych.
Kanwą całego zamieszania jest sławetny werdykt Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. W zeszłym miesiącu rzeczony orzekł, że „walka ze efektami epidemii” oznacza właśnie „walkę z efektami epidemii”, nie „walkę ze zmianami klimatu”. I że rząd, wbrew swojemu szczeremu przekonaniu, nie może wydać 60 miliardów euro, które pozostały w funduszu covidowym, na swoje zielone inicjatywy.
Orzeczenie to wzięło rząd z zaskoczenia, który wydawał się absolutnie zdumiony, że uprzednio uchwalone ograniczenia są wiążące również dla niego. Obywatel obywatelem, ale żeby władza musiała przepisów przestrzegać?
Zobacz też: Giga-fundusze będą się tłumaczyć z ESG i zmowy monopolistycznej
Zrzutka do dziurawego kapelusza
Wywołało to oczywiście szał oszczęności i radykalne cięcia wydatków na 2024 rok. Oraz, w pakiecie, falę sporów wewnątrz koalicji. Minister finansów, Christian Lindner z FDP, stanowczo odmówił bowiem zniesienia organiczeń możliwości zadłużania państwa. Z kolei wicekanclerz i minister gospodarki, Robert Habeck z Zielonych, nie chciał słyszeć o ograniczeniach w swoich ulubionych programach klimatycznych.
Ku swej frustracji i tak nie zdołał ich w całości obronić, jednak zmusiło to resztę koalicji do drastycznych redukcji wydatków wszędzie indziej. Habeck spotkał się i tak krytyką ze strony kręgów skrajnie ekologicznych, którym nie spodobał się fakt zakończenia dotacji na zakup samochodów elektrycznych.
Zobacz też: IBM zapłaci ponad 2 miliardy za niemieckie platformy biznesowe
Efekt cieplarniany, co wpływa na umysły
Krytyka nie przyszła jednak tylko stamtąd. Minister rolnictwa, Cem Özdemir (notabene również z partii Zielonych) pojawił się na manifestacji i poparł farmerów. Ci ostatni twierdzą, że rządowy fiskalizm przerzuci na nich koszty rzędu dzięsiątek tysięcy euro rocznie. Tym samym obniżając konkurencyjność niemieckiego rolnictwa i wywołując falę bankructw gospodarstw.
Rzecznik rządu, Steffen Hebestreit, oświadczył jednak, że „decyzja została podjęta”, co jest (nienachalnie) uprzejmym sposobem wyrażenia braku szerszego zainteresowania postulatami protestujących. Stanowisko rządu popierają też radykalni ekologiści oraz działacze klimatyczni, dla których obniżenie skali działalności rolnictwa jest… sposobnością do zmniejszenia ilości emitowanych gazów cieplarnianych.
Rolnicze stowarzyszenia deklarują jednak nieugiętość i grożą kolejnymi protestami. Tym razem – znacznie bardziej masowymi, i rozciągniętymi na całe Niemcy. Nie sposób też wykluczyć, że może dojść do dłuższych blokad dróg, a także wstrzymywania dostaw do sklepów (jak niemal rok temu w Holandii).
Może Cię zainteresować: