Przemysław Koperski, wiceminister infrastruktury, zadeklarował, że autostrady, które obecnie dzierżawione są przez prywatne spółki i świadczą (słono) płatne usługi, powinny wrócić pod zarząd państwa. Okazją ku temu ma być wygaśnięcie umowy koncesyjnej na autostradę A4 w 2027 roku. Podobne plany miałyby również dotyczyć autostrady A2.
Jak stwierdził wiceminister, A4 to jedna z najdroższych tras w Europie – oferując w zamian nader mało. Zadeklarował w związku z tym, że byłby zwolennikiem ich ponownego przejęcia przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad, i bezpłatnego udostępnienia pojazdom o masie do 3,5 tony.
Pierwotny zamysł – aby otworzyć polskie drogi na kapitał prywatny oraz poddać je mechanizmom wolnego rynku i konkurencji – okazał się groteskową parodią samego siebie. Spółki wybrane do zarządzania trasami (kryteria tego wyboru do dziś owiane są mgłą kontrowersji) zagwarantowały sobie twardy, niepodzielny monopol, zaś gwarantujące to umowy utajniono.
Zobacz też: Rząd chce storpedować najcenniejszą inwestycję w Polsce? Ogrom kontrowersji wokół…
♫ „Highway to hell” ♫
Jest swoistym fenomenem polskiej rzeczywistości, jak wielu kierowców decyduje się jeździć z Krakowa do Katowic lub w przeciwnym kierunku nie najkrótszą i w teorii najwygodniejszą trasą – autostradą A4, lecz szuka karkołomnych objazdów. Wszystko, by z rzeczonej autostrady nie musieć korzystać.
Dzieje się tak oczywiście nie z powodu irracjonalnej psychozy kierowców lub inklinacji krajoznawczych. Autostrada owa, znajdująca się we władaniu wszechwładnego koncesjonariusza, którym jest spółka Stalexport Autostrada Małopolska, należy do tras specyficznych. Bardzo krótki odcinek jest jednocześnie jednym z najdroższych – nie tylko w Polsce, ale i w Europie.
Co więcej, nie należą do rzadkości przekonania, że koncesjonariusz świadczy usługi wedle paradygmatu „bardzo drogo, ale za to niska jakość”. Codziennością są bowiem na niej niekończące się „remonty”, pojawiające się na losowych odcinkach, które skutecznie blokują i zakłócają ruch.
Z pewnością nie ma z tymi remontami nic wspólnego fakt, że – jak twierdzą złośliwe plotki – przeciągane w nieskończoność pseudo-remonty są sposobem na obniżenie opłaty koncesyjnej, jaką Stalexport musi zapłacić skarbowi państwa.
Zobacz też: Nie kupisz domu w Kanadzie. Zakaz pod naciskiem społecznego niezadowolenia
Tajniejsze niż sekrety wywiadu
Plotek takich niestety nie sposób rozwiać, bowiem umowa koncesyjna pomiędzy państwem a spółką, zawarta w 1997 r. na 30 lat, pozostaje do dzisiaj tajna. Podobnie jak 5 kolejnych, dołączonych do niej aneksów. Powoduje to także, że nie sposób odeprzeć oskarżeń złośliwych, wedle których umowa jest skrajnie niekorzystna dla państwa, skrajnie faworyzuje spółkę i niesie od niej zgniłą wonią korupcji i niedopełnienia obowiązków.
Źródłem tej ostatniej mają być zaś zapisy takie jak zakaz naruszania monopolu Stalexportu w jakiejkolwiek formie, w tym także zakaz modernizowania innych dróg w regionie. A także zapisy przewidujące odszkodowanie od państwa dla spółki, gdyby ta pod wpływem czynników trzecich zarobiła mniej. Warto dodać, że autostrada A4, gdy oddawano ją w zarząd jaśnie koncesjonariusza, była jedną z najbardziej wartościowych dróg w Polsce. Po 30 latach i rekordowo drogiej rozbudowie jest… tak jakby inaczej.
Powodowało to już zresztą protesty, petycje, a nawet blokady i tzw. włoski strajk kierowców zmuszonych korzystać z tego odcinka. Gorące, acz dalekie od miłosnych uczucia, jakie żywią w sobie kierujący do spółki Stalexport nie jest bowiem tajemnicą. Za każdym razem rozchodziło się jednak na utrzymaniu status quo – o ile oczywiście nie zawierano kolejnych niejawnych zmian, o których opinii publicznej nawet nie wspomniano.
Zobacz też: Powell rozczarował inwestorów, kursy akcji spadają. Co zadeklarował szef FED?
Uroki rodzimej autostrady
Podobne w swej treści podania krążą w przestrzeni publicznej również w odniesieniu do autostrady A2. Tą włada inny nieomal udzielny koncesjonariusz na włościach, spółka Autostrada Wielkopolska SA. Oferując trasę z Poznania w kierunku wschodnim na Łódź i Warszawę, jest w równej mierze miejscem ciągłych remontów i budów kolejnych odcinków, które nie są ukończone od lat.
Do wygaśnięcia umów jest jeszcze kilka lat, toteż decyzje nie są jeszcze przesądzone. Oznacza to też, że decyzje w tej sprawie podejmować będzie rząd nie obecnej, lecz przyszłej kadencji. Kto wówczas będzie przy władzy i jaki rozkład interesów oraz wpływów politycznych będzie kształtować decyzje przyszłej ekipy – pozostaje naturalnie kwestią wróżenia z fusów.
Zapewne należy natomiast spodziewać się intensywnego lobbingu ze strony spółek na przedłużanie ich koncesji w nieskończoność – któż nie broniłby swego mitycznego rogu obfitości… Choć to, jak bardzo był on obfity i ile faktycznie koncesjonariusze zdołali wycisnąć z kierowców w ciągu ostatnich trzech dekad, pozostanie pewnie jeszcze długo tajemnicą.
Może Cię zainteresować:
To, że nie będą płatne, nie oznacza, że będą darmowe.
Ja za to kurwa płacę z ciężkich moich podatków.
@Piotr
Nie wiadomo czy płacisz ciężkie podatki.
Jeśli żyjesz z budżetu państwa to żyjesz z podatków.