Kolejny zakątek świata w płomieniach. Kraj na Antypodach ogłasza stan wyjątkowy, są starcia, zabici i zniszczenia

Wygląda na to, że kryzys i niepokoje dotarły do kolejnej części świata, dotychczas względnie spokojnej. Papua-Nowa Gwinea ogłosiła dziś stan wyjątkowy po tym, gdy w kraju doszło do masowych niepokojów, starć ulicznych oraz ofiar w ludziach i mieniu.

Iskrą, która wywołała zamieszki, była pogłoska, że policjantów w tym kraju czeka nagła i niezapowiadana wcześniej obniżka wynagrodzeń. Miała ona być dokonana w formie dodatkowego podatku nałożonego na nich. To samo miało dotyczyć pracowników sektora publicznego.

Jedni i drudzy odpowiedzieli strajkiem. W stolicy, Port Moresby, doszło też do manifestacji policjantów. Najistotniejsze w skutkach okazało się jednakże gremialne opuszczenie stanowisk i posterunków. Zwłaszcza w warunkach wysokiego bezrobocia oraz przestępczości, z którą zmaga się Papua-Nowa Gwinea.

Na wieść o nieobecności policjantów (tymczasowej, jak się okazało) tłum w Port Moresby, który przy okazji się zgromadził, przystąpił do spontanicznych zamieszek. Polegały one przede wszystkim na gremialnym plądrowaniu sklepów, rabowaniu dóbr oraz wyżywaniu się w aktach wandalizmu. Tego samego dnia zamieszki rozlały się także na północne miasto Lae.

Oficjalnie zginąć miało 16 osób. Strat materialnych jeszcze nie oszacowano – ale w oczywisty sposób będą znaczne.

Zobacz też: Bank centralny Wietnamu „nie zachęca” do złota. Ekonomiści: a może by tak znieść…

Odpowiedzialni się znajdą

Premier James Marape, prócz decyzji o wprowadzeniu stanu wyjątkowego, w orędziu telewizyjnym poinformował o odwołaniu komendanta policji oraz ministrów skarbu i finansów. Skierował zarazem ponad tysiąc żołnierzy do wsparcia zupełnie nie mogącej sobie poradzić policji.

Marape twierdzi, że przebieg wydarzeń sugeruje zorganizowaną akcję plądrowania. To samo, tyle że w nieco innym kontekście, twierdzą Chiny. Ministerstwo Spraw Zagranicznych tego kraju stwierdziło, że celem ataków były zwłaszcza sklepy i lokale należące do Chińczyków, i zaprotestowało przeciw temu. Z kolei Anthony Albanese, premier Australii, zadeklarował gotowość pomocy, gdyby Papua o nią poprosiła.

Stan wyjątkowy ma trwać 14 dni, lecz nader często w takich przypadkach bywa on przedłużany. Niekiedy wielokrotnie, albo i w nieskończoność.

Zobacz też: Stan wyjątkowy w kraju tranzytowym. Powodem – wojna państwa z gangami

Papua na skrzyżowaniu interesów

Papua-Nowa Gwinea rzadko gości w czołówkach doniesień medialnych. Kraj ten, położony na przysłowiowym końcu świata, zdecydowanie nie jest potęgą militarną czy gospodarczą. Pomimo tego bynajmniej nie jest on nieważny. Jego nadzwyczaj strategiczne położenie, w połączeniu z zasobami naturalnymi, czyni z niego istotnego alianta Australii.

Z tego samego powodu stał się on obiektem politycznych i finansowych zakusów Chin. Nieomal od początku swojego istnienia niedwuznacznie interesuje się nim również Indonezja. Ten ostatni kraj, który włada drugą połową wyspy Nowa Gwinea, wszedł w jej posiadanie w wyniku tradycyjnej inwazji. Do dziś zresztą trwają tam starcia z partyzantami z Ruchu Wolnej Papui, Indonezyjczycy oskarżani są zaś o zbrodnie na ludności autochtonicznej.

Z uwagi na sojusz z Australią nie groziło to Papui-Nowej Gwinei (kraj jest zresztą członkiem brytyjskiego Commonwealth’u). Jednak bez tego najpewniej niewykluczone byłoby pojawienie się głosów postulujących „zjednoczenie” wyspy – oczywiście pod władzą Dżakarty. Nawet i bez tego krajowi nie brakuje problemów – takich jak słabości wewnętrznej.

Którą można było zaobserwować w toku zamieszek, rozpoczętych w istocie z błahego (i mocno przyziemnego) powodu.

Może Cię zainteresować:

AustraliaChinyIndonezjaKryzysOcean SpokojnyOceaniaPacyfikPapuaPapua-Nowa Gwineaprzestępczośćrabunekzamieszki
Komentarze (0)
Dodaj komentarz