Dziś w nocy doszło do spodziewanego już wcześniej uderzenia na Jemen. Lotnictwo amerykańskie i brytyjskie zbombardowało szereg celów w zachodnim i północno-zachodnim Jemenie. Celem nalotów było zniszczenie pozycji, stanowisk, obiektów i zasobów ruchu Ansar Allah, czyli Hutich.
Uderzenie wykonano jako kombinowane. Jego główną siłą było lotnictwo startujące z lotniskowców – w regionie znajduje się USS Eisenhower wraz z eskortą – oraz z baz na Cyprze i przypuszczalnie innych baz w okolicy (takich jak obiekty w Dżibuti lub wyspa Diego Garcia). Było ono wspomagane przez ostrzał pociskami manewrującymi wystrzelonymi z niszczycieli oraz okrętów podwodnych.
Źródło: twitter.com/DD_Geopolitics
Zaatakowane zostały cele w kontrolowanej przez Hutich stołecznej Sa’anie, jak również w miastach Hudaida, Sa’ada i Zabid. Celowano w szczególności w obiekty portowe, lotniska i stanowiska startowe, arsenały, magazyny paliwa i materiałów eksploatacyjnych, jak również w lokacje, w których mogli przebywać prominentni komendanci ruchu.
Łącznie zaatakowanych miało być 60 celów w 16 lokacjach. Huti mieli odpowiedzieć salwą pocisków balistycznych oraz przeciwokrętowych, które jednak, jak wynika ze wszelkich dostępnych danych, nie wyrządziły szkód żadnej jednostce.
Zobacz też: Stan wyjątkowy w kraju tranzytowym. Powodem – wojna państwa z gangami
Wojenne pobrzękiwanie
Amerykanie oficjalnie potwierdzili swoją operację. Naloty z jednej strony stanowią odwet za ataki Hutich na żeglugę handlową na Morzu Czerwonym, z drugiej zaś – mają doprowadzić do osłabienia organizacji i zdziesiątkowania jej kapitału kadrowego oraz materialnego.
Huti, wspierani przez Iran (i powszechnie uważani za tzw. aktora proxy) prowadzą ataki wymierzone w transport morski od listopada. W teorii dotyczyć miał statków związanych z Izraelem, w praktyce atakowany jest ich znacznie szerszy przekrój.
Przedstawiciele ruchu określili naloty jako inwazję na Jemen. W podniosłych słowach zapowiedzieli oni zemstę, przysięgając, że „rzucą na kolana” Stany Zjednoczone oraz Wielką Brytanię, oraz zapowiadając kontynuowanie ataków na żeglugę.
Zobacz też: Kolejny zakątek świata w płomieniach. Kraj na Antypodach ogłasza stan wyjątkowy,…
Jemen w świetle wybuchów oraz kontrowersji
Operacja była wspierana przez grono państw koalicji (Kanada, Australia, Holandia czy Bahrajn). Atak potępił za to Iran (co nie zaskakuje – możliwe zresztą, że w toku ataków zostały także porażone zasoby tego państwa, zwłaszcza te należące do irańskich Sił Al-Kuds). Także Rosja potępiła „naruszenie suwerenności niezależnego państwa” (!) i zażądała przerwania nalotów.
Co symptomatyczne (i mogące wskazywać na obawy przed rozlaniem się wojny), Arabia Saudyjska oraz ZEA – kraje wrogie Iranowi i Hutim, które zbrojnie walczyły z tymi ostatnimi w toku interwencji w Jemenie – wydały bardzo oszczędne oświadczenia. Wzywają w nich do powściągliwości i nieeskalowania konfliktu.
Zanim to nastąpi, spodziewane jest raczej jego zaostrzenie lub przynajmniej utrzymywanie się – tak długo, jak któraś z zaangażowanych stron nie uzna przyziemnych kosztów sporu za nieopłacalnych. A to z kolei może mieć różne, nieprzewidziane i najpewniej destabilizujące konsekwencje polityczne w regionie.
Może Cię zainteresować: