Prezes Banku Rezerw Nowej Zelandii sprzeciwia się przywróceniu angielskiego jako faktycznego języka urzędowego w kraju. Język maoryski uważa bowiem za idący w parze z „maoryskim światopoglądem”, którym kierować ma się w pracy. Cóż.
Niedawno powołany rząd Nowej Zelandii planuje skończyć z wymuszonym używaniem języka maoryskiego jako urzędowego. Chce on wycofać wymóg, aby oficjalna korespondencja była prowadzona z wykorzystaniem Māori jako drugiego (a czasem nawet pierwszego) języka kraju, i wrócić do angielskiego jako jedynego oficjalnego.
Nie spodobało się to prezesowi banku centralnego kraju.
Zobacz też: Bankructwo giełdy? Załamanie kursu, wyprzedaż wśród inwestorów, ona sama zaprzecza
Pan prezes myśli po maorysku
Adrian Orr, gubernator Banku Rezerw Nowej Zelandii, stwierdził, że jest dumny z maoryskich form i zamierza ich dalej używać, określając bank mianem w tym języku, Te Pūtea Matua.
Chodzić ma tutaj nie tylko o język, ale o szerzej rozumiany Te Ao Maori – maoryski światopogląd, który pan prezes przyjąć miał wraz z mową. I choć oficjalne obowiązki i sposób działania Banku określa prawo, to własnie ten światopogląd dyktować ma to, w jaki sposób pan gubernator oraz jego współpracownicy pracują ze sobą.
Naprawdę tak powiedział.
„Our embracing of Te Ao Māori has been more about how we work together as opposed to what our mandate is”
~ Adrian Orr, prezes RBNZ
Jak łatwo się domyśleć, pan prezes został nominowany na swoje stanowisko przez poprzedni rząd, zdominowany przez Partię Pracy. Jednym z jaskrawych punktów jej rządów był nacisk na „odkrywanie” plemiennych kultur autochtonicznych i często także idącego za tym marginalizowania kultury anglosaskiej (jako „kolonizatorskiej” i „opresyjnej”).
W ciągu kilku ubiegłych lat latach, pod rządami premierów Jacindy Ardern i Chrisa Hipkinsa, język maoryski traktowano jako zatem co najmniej równorzędny (o ile nie pierwszy) i powszechnie forsowano jego użycie w życiu publicznym – nie tylko w odniesieniu do stanowiących 16,5% populacji kraju Maorysów, ale też ogółu populacji.
Zobacz też: Mini-gorączka złota? Królewski metal najdroższy od 6 miesięcy. Co napędza ceny kruszcu?
Może już wystarczy…
Około miesiąc temu w Nowej Zelandii miały jednak miejsce wybory, w których wyborcy podziękowali Partii Pracy. Po jej porażce sformowany został nowy gabinet, który utworzą Partia Narodowa, ACT New Zealand oraz New Zealand First. Premierem zostanie Christopher Luxon, przewodniczący Partii Narodowej, zaś funkcję wicepremiera sprawować będą kolejno David Seymour i Winston Peters, liderzy nowych partii koalicyjnych.
Pośród priorytetów nowego rządu wymienia się odbiurokratyzowanie administracji i gospodarki, likwidację prawnych utrudnień w wydobyciu, ochronę własności prywatnej (szczególnie w odniesieniu do nieruchomości) czy zakończenie jeszcze obowiązujących pozostałości covidowego reżimu lockdownowego.
Na tym nie koniec – nowa ekipa planuje nasilić walkę z gangami, skończyć z agresywną polityką proekologiczną, ponownie złagodzić restrykcje w dostępie cywilów do broni czy odejść od zamiarów wprowadzenia totalnego zakazu palenia dla osób urodzonych po 2009 roku.
Wreszcie, w planach jest definitywne zakończenie „akcji afirmatywnej”, w ramach której ludność pochodzenia maoryskiego jest uprzywilejowana w stosunku do osób pochodzenia anglosaskiego. Rozwiązane ma być specjalne ministerstwo zdrowia dla Maorysów, nie będzie referendum w sprawie potępienia założycielskich traktatów Nowej Zelandii, zaś językiem urzędowym ponownie ma być jedynie angielski.
Ten ostatni postulat zaczął być właśnie realizowany.
Może Cię zainteresować: