Czy Chiny zamykają się na Bitcoina?

Minione tygodnie pokazały, że w kwestii kryptowalut niczego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Każdy kto choć trochę interesował się tematem Bitcoina, giełd kryptowalutowych i miningu wiedział, że Chiny są jednym z głównych graczy w tej rozgrywce. Nie tylko ze względu na ilość taniej siły roboczej, niskie koszty energii elektrycznej, dominację w światowym wydobyciu Bitcoina, ale też w końcu produkcję koparek i ilość projektów opartych na blockchain. Dwie informacje z ostatnich dni zszokowały świat. Chiny zdelegalizowały ICO i zamknęły giełdy kryptowalut. Czy w takim razie Chiny zamykają się na Bitcoina?

Dawno dawno temu…        

Aby odpowiedzieć na to pytanie cofnijmy się o parę lat wstecz kiedy to Bitcoin był warty tyle co dobra para markowych butów – czyli do początku 2013 roku. Wtedy to w pierwszym kwartale 2013 roku, w Państwie Środka powstała firma Bitmain. Firma, która prawdopodobnie ustaliła bieg historii Bitcoina i nakierowała go na Chiny. Można zadać pytanie jak jedna firma mogła mieć wpływ na coś tak zdecentralizowanego i niezależnego jak Bitcoin?

Bitmain zaczął produkować i opracowywać coraz to nowsze modele koparek przeznaczonych do miningu. A warto pamiętać, że Bitcoin to nic innego jak zdecentralizowana sieć, która opiera swoją egzystencję na tysiącach – jak nie milionach – nodów (komputerów), które tę sieć aktualizują i chronią. Dlatego ten, który potrafi wyprodukować takie nody automatycznie zaczyna w pewnym stopniu centralizować sieć i ściągać kryptowalutę w dane miejsce. Warto również wspomnieć, że Bitmain nie tylko sprzedaje stworzone przez siebie koparki, ale także sam ma potężną kopalnię, w której kopie na własny rachunek.

Nie tylko ze względu na tanią siłę roboczą i jej ogromną podaż Chiny były atrakcyjnym miejscem dla rozwoju Bitcoina. Koszty energii elektrycznej, bez której nie działałaby żadna koparka – a więc nie istniał by Bitcoin – były i są niezwykle konkurencyjne w porównaniu do innych miejsc na świecie. Średni koszt kWh w Chinach to ok. 4 centy (15 groszy). Poniższa grafika obrazuje ceny za kWh w wybranych krajach na świecie. Jak łatwo można zauważyć żaden kraj nie ma tak niskich cen za energię elektryczna jak Chiny:

Źródło: www.ec.europa.eu

Jak widać Chiny były dość atrakcyjną lokalizacją dla Bitcoina, dla jego rozwoju, a szczególnie umieszczenia potężnych kopalni, które utrzymywały jego sieć.

Mining po chińsku

Spójrzmy zatem na dzisiejszą sytuację i sprawdźmy jak duży udział w kopaniu Bitcoina mają Chińczycy. Poniższa grafika przedstawia udział poszczególnych pooli (czyli grup górników, którzy połączyli moc swoich koparek w celu zwiększenia szansy na zaszyfrowanie bloku i otrzymanie tokenów) w światowym wydobyciu:

Źródło: www.blockchain.info

Cztery największe poole – AntPool, BTC.TOP, BTC.com, F2Pool, odpowiadają za połowę światowego „wydobycia” Bitcoina. Jak można się domyślić, wszystkie cztery są zarejestrowane i zlokalizowane w Chinach. Można więc śmiało powiedzieć, że Chińczycy mają monopol na kopanie Bitcoina.

Spójrzmy teraz na podaż sprzętu do kopania Bitcoina. Wpisując w Google frazę „Bitcoin mining” wyskakuje nam wiele poradników oraz przewodników jak zacząć swoją przygodę z kryptowalutą. Pomimo różnych poborów energii, mocy obliczeniowej czy ceny, większość poradników kieruje nas w stronę koparek „Antminer”. Niezbyt zaskakujące jest to, że jest to flagowy produkt firmy Bitmain wspomnianej już wcześniej. Wchodząc na stronę www.bitmain.com od razu pojawia nam się najnowsza koparka do Bitcoina – Antminer S9:

Źródło: www.bitmain.com

Nie tylko więc Chińczycy kopią najwięcej Bitcoinów, ale też praktycznie są jedynym producentem koparek do nich. Państwo Środka znajduje się więc w bardzo uprzywilejowanej pozycji w obecnym momencie.

Uroczyście oświadczamy, że…

…działalność prowadzona przez giełdy na których odbywa się wymiana kryptowalut na waluty fiat oraz vice versa jest nielegalna. Takimi słowami rząd chiński zaskoczył świat i wszystkich inwestorów. Najstarsza chińska giełda zajmująca się handlem kryptowalut BTCChina, oświadczyła, że od 30 września 2017 roku zaprzestaje swojej działalności w Chinach. Władze Państwa Środka umotywowały swą decyzję tym, że kryptowaluty mogą posłużyć do prania brudnych pieniędzy, wspierania terroryzmu, oszustw podatkowych oraz ich cena jest niestabilna i łatwo można nią manipulować, co może powodować duże straty u inwestorów.

Źródło: www.twitter.com

Na początku września Chiny zdelegalizowały również pozyskiwanie kapitału przez zespoły deweloperów i programistów w postaci ICO (eng. Initial Coin Offering). W publicznym oświadczeniu, siedem instytucji (min. Narodowy Bank Chin, Ministerstwo Gospodarki i Informacji) ogłosiło, że forma pozyskiwania kapitału poprzez ICO odbywa się przez nielegalną sprzedaż i dystrybucję tokenów. Forma ta nie jest zalegalizowana przez chińskie prawo. W konsekwencji powoduje to, że jakikolwiek wyemitowany token jest nielegalna formą udziałów w przedsięwzięciu. Władze Chin opisują ICO jako finansową malwersację i kryminalną aktywność.

Po tych wydarzeniach kurs Bitcoina zaczął systematycznie spadać, a Chińczycy zaczęli pozbywać się swoich tokenów. Wolumen transakcyjny na parze BTC/RMB stracił swoje miejsce na podium światowych wolumenów i przesunął się na piątą lokatę.

Ruszamy dalej na wschód

Po zdelegalizowaniu giełd kryptowalutowych, wielu Chińczyków zaczęło rozglądać się za innymi rynkami gdzie mogą wymieniać swoje pieniądze na wirtualne tokeny. Ich uwagę przykuli sąsiedzi ze wschodu – Korea Południowa i Japonia. Oba rynki okazały się niezwykle przyjazne kryptowalutom. Od 1 kwietnia br. Japonia uznaje Bitcoina jako pieniądz prawny na równi z innymi walutami fiat. Wiele sieci handlowych i sklepów internetowych chętnie akceptuje płatności w Bitcoinie w obu krajach. Dzięki przesunięciu kapitału z Chin do Korei Południowej, wolumen transakcyjny na parze BTC/KRW wskoczył na 3 miejsce światowego wolumenu transakcyjnego i odpowiada za 5 %. Japonia również umocniła swoją pozycję lidera z prawie 44 % światowego wolumenu. Oba kraje rozdzielają USA z 38%:

Źródło: www.cryptocompare.com

O ile przeniesienie się inwestorów z giełd chińskich na te w Japonii czy Korei jest dosyć prostą i szybką operacją, o tyle ewentualne przeniesienie tysięcy koparek oraz ich obsługi technicznej wydaje się mało realną opcją w najbliższej przyszłości. Pomimo delegalizacji ICO oraz giełd, Chiny nie zajęły jeszcze oficjalnego stanowiska w sprawie miningu kryptowalut, co zapewne wprowadza wiele niepewności w ogląd tej sytuacji.

W chwili pisania tego artykułu, moc obliczeniowa sieci Bitcoin wynosi ok. 8 000 PetaHash/s. Jak wyżej wspomniano, Chiny odpowiadają za ponad połowę światowego miningu Bitcoina, czyli 4 000 PetaHash/s. Przyjmijmy średnią moc wydobycia koparek Antminer S7 (ok. 4,75 TeraHash/S) oraz Antminer S9 (ok. 13,5 TeraHash/s), czyli ok. 9 TeraHash/s. Można więc oszacować, że chińskie kopalnie posiadają przynajmniej 4 000 000 TeraHash/S / 9 TeraHash/s = 444 tysiące koparek. Sama logistyka i koszty przeniesienia takiej ilości sprzętu są niewyobrażalnie ciężkie i kosztowne.

A gdyby tak wszystko rzucić i wyjechać w …?

Czy istnieje możliwość, aby w przypadku zdelegalizowania kopania w Chinach, największe poole wydobywcze przeniosły się inne miejsce na świecie?

Szukając kraju w którym energia elektryczna jest tańsza niż w Chinach ciężko znaleźć ciekawe propozycje. Sugerowane są cztery lokalizację: Islandia, Uzbekistan, Kuwejt oraz Birma. Warto zaznaczyć, że na Islandii jest już zlokalizowanych wiele kopalni Bitcoina, jednakże są one nieporównywalnie małe w stosunku do czterech największych pooli wydobywczych, które potencjalnie mogłyby zmienić lokalizację (AntPool, BTC.TOP, BTC.com, F2Pool). Przyjmując, że posiadają one ok 450 tys. koparek a każda z nich pobiera ok. 1300 W, mówimy tu o poborze mocy rzędu 450 000 * 1 300 = 585 000 000 wat!

Kuwejt zawdzięcza swą tanią energię elektryczną ogromnej ilości złóż gazu i ropy naftowej aczkolwiek państwo to wydaje się mało atrakcyjne ze względu na napiętą sytuację polityczną w regionie. Ciekawą opcją pozostaje Uzbekistan, który nie jest zbyt oddalony od Chin, a koszty energii elektrycznej są dość porównywalne – ok. 4,5 centa za kWh (16,6 groszy).  Jednakże, dalej wizja setek ciężarówek wypełnionych po dach koparkami, podzespołami, wentylatorami i częściami zamiennymi, które jadą tysiące kilometrów przez Azję jest mało realna i niezbyt się kalkuluje.

I żyli długo i szczęśliwie

Podsumowując, niezwykle ciężko myśli się o ewentualnej delegalizacji miningu Bitcoina w Chinach i jego przeniesieniu w inne miejsce. Ogromne koszty ewentualnej przeprowadzki oraz złożona logistyka operacji sprawią, że nie stanie się to prędko. Trzeba zastanowić się czy Chiny miałyby interes w wyprowadzce Bitcoina z ich podwórka. Z jednej strony, można pomyśleć, że Państwo Środka stoi przed niezwykła szansą bycia centrum rozwoju technologii, która może zrewolucjonizować świat i przestawić światową gospodarkę na nowe tory. Wydaje się, że Chiny są świadome potencjału kryptowalut. Same przecież wspierają jedną z nich – NEO. Z drugiej strony, może to po prostu ukryta gra w której Partia Komunistyczna Chin rozważa ruchy na szachownicy, aby jak najwięcej osiągnąć z rozwoju kryptowalut i zgarnąć coś do swojej kieszeni. Nikt nie wie co się wydarzy jutro. Moim zdaniem jeszcze długo będziemy mówić Bitcoin i myśleć Chiny, tak samo jak mówimy McDonalds i myślimy USA.

Maciej Kmita

BitcoinChinyICOKryptowalutyMining
Komentarze (0)
Dodaj komentarz