Obywatele chińscy zostali zatrzymani przez słynące z wysokich standardów prawnych miejscowe organa sprawiedliwości. Te twierdzą bowiem, że kryptowaluty są w Libii nielegalne – tak, w tej samej Libii, która od z górą dekady toczona jest przez walki wewnętrzne, a politykę zdominowały organizacje rebelianckie i przestępcze.
Na początek twarde fakty: około pięcdziesięciu obywateli ChRL zostało zatrzymanych przez siły podległe libijskiemu ministerstwu spraw wewnętrznych. Zdarzyło to się w mieście Zalitan, leżącym na wybrzeżu ok. 160 km na wschód od Trypolisu i 50 km na zachód od Misraty. Kolejnych dziesięciu miano pojmać niedługo potem w samej Misracie.
Czym przybysze z Państwa Środka sobie na to zasłużyli? Otóż wedle komunikatu miejscowej prokuratury, popełnili oni straszliwą zbrodnię wydobywania kryptowaluty. Na potwierdzenie pokazano, że dzielni stróże libijskiego prawa znaleźli w budynkach opuszczonej fabryki wyrobów żelaznych – gdzie mieścić miał się górniczy przybytek – liczne serwery, urządzenia obróbki danych, wentylatory, układy chłodzące i cały labirynt kabli spinających cały interes.
Pięćdziesięciu chińczyków / narobiło w bród krzyku
bo krypto wydobywali / w libijskiej oddali
Zostawiając na boku złośliwe pytania, jakim cudem Chińczycy znaleźli w Libii wystarczającą ilość prądu, żeby zasilić tę całą maszynerię (jakkolwiek pytanie to byłoby najbardziej na miejscu, biorąc pod uwagę niewydolność i ustawiczne przerwy w funkcjonowaniu miejscowego systemu energetycznego), warto się zastanowić, o co chodzi w całej sprawie.
Zobacz też: Zgromadzenie FATF jęczy, że kryptowaluty na całym świecie za mało inwigilowane
W samym 2021 r. w Libii wydobyto prawie 0,6 procenta światowego urobku bitcoina – najwięcej spośród państw Afryki. Jednocześnie – jak nie omieszkają groźnie pohuknąć oficjele (przy okazji robiąc z siebie klaunów) – posiadanie, obrót i wydobywanie kryptowalut jest w Libii zakazane. Bo tak. Dzieje się tak od 2018 roku, zresztą bez żadnej podstawy ustawowej, na mocy widzimisię miejscowego banku centralnego (czy też „centralnego” – o czym za chwilę). Może nie ma zabraniającego tego prawa, jednak libijski rząd twierdzi, że jest to niezgodne z przepisami i dziarsko ściga tych, którzy śmią śmieć.
Że co, proszę? Niezgodne z przepisami? W Libii?! Jeśli to wszystko brzmi absurdalnie – to najprawdopodobniej dlatego, że w istocie jest to absurdem.
Dobrze to już było
Aby oddać źródło i skalę owego absurdu, trzeba odrobinę przybliżyć sytuację. Libia uważana jest za państwo upadłe i pogrążone w chaosie. Kraj od czasu obalenia Muammara Kaddafiego w 2011 roku znajduje się w stanie niezażegnanej wojny domowej, i podzielony jest na tereny opanowane przez zwalczające się frakcje. Rolę stronnictw politycznych pełnią zbrojne milicje, grupy rebelianckie i kartele. Toczone się między nimi z różną intensywnością walki co jakiś czas przygasają, by potem wybuchnąć ponownie.
W ich tle rozkwita przestępczość (podejmowana również przez aktorów politycznych). Na rozległych połaciach Libii formalne przepisy prawne są pojęciem wyłącznie teoretycznym, zastępowanym przez prawo silniejszego oraz kruchą równowagę między zbrojnymi grupami. Kraj słynie przy tym jako centrum nielegalnej imigracji oraz szmuglu wszelakich nielegalnych dóbr, krzyżują się też tutaj szlaki przemytnicze, zaś targi niewolników (!) funkcjonują niemal otwarcie.
Wybrańcy ludu
Rząd Jedności Narodowej (GNU), który powstał z przeobrażenia koalicji rebelianckich milicji, które powstały przeciw Kaddafiemu, w teorii miał zjednoczyć wszystkie siły. Okazał się jednak tworem fasadowym, w praktyce realizującym interesy tych frakcji, które go poparły. Stojący obecnie na jego czele premier Abd al-Hamid ad-Dubajba, podobnie jak Muhammad al-Manfi, przewodniczący rady prezydenckiej, są pozbawieni militarnego zaplecza, co czyni z nich de facto figurantów w rękach przywódców zbrojnych grup. Wpływy GNU sięgają, prócz stolicy, Trypolisu, jedynie pasa wybrzeża wzdłuż Misraty do zatoki Syrty. Na poziomie lokalnym faktyczną kontrolę w jego imieniu i tak sprawują zresztą miejscowe milicje i ugrupowania.
Zobacz też: Elektryczne Toyoty będą udawać normalne samochody z silnikiem i przekładnią
Już mniejszy chaos panuje na wschodzie Libii, w Cyrenajce z przyległościami, której faktycznym, quasi-monarchicznym władcą jest marszałek Chalifa Haftar, dowódca kontrolującej te tereny Libijskiej Armii Narodowej (LNA). Ten ostatni – niegdyś oficer regularnej armii, a obecnie zręczny polityk, zresztą jak na miejscowe standardy relatywnie dobrze obyty (absolwent zagranicznych uczelni wojskowych, a przy tym też obywatel amerykański) – jest mimo wszystko typowym dla regionu wojskowym dyktatorem, który wyrósł do władzy z roli warlorda, a utrzymuje się przy niej dzięki militarnej sile i kontroli nad instalacjami naftowymi.
Położone w głębi Libii tereny saharyjskie w dużej mierze nie podlegają niczyjej władzy, znajdując się w posiadaniu miejscowych plemion i klanów, zaś gdzieniegdzie spotykani są jeszcze lojaliści Kaddafiego. Pomiędzy nimi wielokrotnie pojawiały się także grupy skrajnych islamistów – powiązanych bądź to z Państwem Islamskim, bądź z Al-Kaidą Islamskiego Mahgrebu lub innymi lokalnymi organizacjami dżihadystycznymi – które miejscami opanowywały nawet niektóre terytoria..
Alibaba i czterdziestu rozbójników, wersja libijska
W tym kontekście mówienie o złamaniu libijskich przepisów finansowych brzmi jak żart – z tym wszakże zastrzeżeniem, że jest to bardzo kiepski żart, bowiem w losach kraju pogrążonego w chaosie i walkach, który wcześniej przez kilkadziesiąt lat znajdował się pod butem jednego z najbardziej operetkowych i bufonowatych dyktatorów XX w., ciężko dopatrzyć się radości.
Wracając jednakże do początkowego pytania, o co może w całej sprawie chodzić – naturalnie nie sposób jednoznacznie i z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że akurat w tym przypadku ktoś postanowił po prostu ukraść cudzy biznes kryptowalutowy, wykorzystując do tego skorumpowanych biurokratów i selektywnie egzekwowane przepisy finansowe, którymi na co dzień nikt się nie przejmuje.
Nie sposób – jednak bądźmy poważni, czy w państwie opanowanym przez gangi i zbrojne grupy, w którym rząd zależy od poparcia tychże, scenariusz ten wydaje się nieprawdopodobny? I czy ktokolwiek byłby w stanie wysunąć jakikolwiek inny?
Może Cię zainteresować: