Piramida finansowa kojarzy się z kuglarzami, oszustwami i naiwnymi ludźmi. Podobnie jednak jak miłość niejedno ma imię. Opakowywana jest w różne formy. W dającej się przewidzieć przyszłości, era tanich pieniędzy i rosnących wycen zadłużonych firm dobiegła końca. Oczywistym jest, że wiele podmiotów private equity będzie musiało obniżać wartość posiadanych aktywów. Wiele jeszcze tego nie zrobiło, w obawie przed inwestorami. Zatajanie strat przed interesariuszami na Wall Street ma długą historię. Wraz z nadejściem nowych realiów gospodarczych pojawią się więc i ofiary. Przede wszystkim pojawić się mogą pod postacią przewartościowanych biznesów. Tych, które debiutowały w czasie rekordowej płynności na rynkach. Private equity nie jest pozbawione ryzyka i może być tykającą bombą.
Wciąż trafiają się podmioty, które próbują zawyżać wyceny i manipulować zwrotami. Niewykluczone, że w wielu biznesach zaszyty jest zwykły schemat Ponziego. Wystarczy spojrzeć na dubajskie Abraaj Group. Już w 2022 dyrektor inwestycyjny największego europejskiego zarządzającego aktywami włożył kij w mrowisko. Vincent Mortier z Amundi, wskazał, że transakcje na PE były zawierane po wygórowanych cenach. Co więcej firmy private equity były po obu ich stronach skupując aktywa od siebie nawzajem. W jego ocenie proces rozpadu zajmie od 3 do 5 lat. Mortier uważał, że rynek private equity w wielu przypadkach przypominał ponzi. W ciągu ostatnich miesięcy wielku znanych inwestorów m.in. Hugh Hendry zestawiło elementy private equity z piramidą finansową.
Prywatny kot w worku
Firmy private equity były główną siłą napędową fuzji i przejęć w czasie pandemii. Przejmowaly różne aktywa od zadłużonych klubów sportowych po supermarkety. „Widzimy, że zdecydowana większość transakcji jest obecnie zawierana pomiędzy firmami private equity. Jedna firma sprzedaje spółkę innej firmie. Takiej, która chętnie zapłaci wysoką cenę, ponieważ przyciągnęła wielu inwestorów (…) Tak wygląda większość transakcji” – zauważył Mortier. Nie tak dawno RedBird Capital zgodził się kupić włoski AC Milan za 1,2 miliarda euro od amerykańskiego funduszu hedgingowego Elliot Management. Ten przejął kontrolę nad klubem w 2018 roku po tym jak poprzedni właściciele nie spłacili długu. Przerzucanie się gorącym kartoflem? Największa transakcja private equity od lat wyniosła 60 miliardy USD. Fundusz Blackstone ubiegał się wówczas o włoską firmę infrastrukturalną Atlantia.
Według Mortiera z Amundi, fundusze private equity sprzedają sobie spóki nawzajem. Nazywa się to wtórnymi wykupami. Amudni ostrzegło przed nieprzejrzystym charakterem rynków prywatnych. To oczywiście może utrudniać ocenę prawdziwej wartości aktywów (rodzimy przykład – biznes Palikota). Mortier uważa, że: „(…) możesz sprzedać spółkę innej firmie private equity za 20 lub 30-krotność zysków (o ile występują). Właśnie dlatego można mówić o Ponzi. To rzecz okrężna”. Mówiąc o ofiarach tej sytuacji, może wystąpić scenariusz zawalenia piramidy. Gdy nie znajdzie się już nikt chętny kupić aktywa po zawyżonej cenie. To spowodowałoby straty inwestorów i potencjalne upadki funduszy private equity. Dług jest coraz droższy zatem ratowanie się nim – coraz bardziej ryzykowne. W tym roku dane PitchBook pokazują, że wtórne wykupy stanowią niż 31% wolumenu PE. Sprzedaż korporacjom jest preferowaną metodą.
Ponzi czy nie?
Spółki i fundusze private equity posiadające duże zapasy środków od inwestorów mają istotny interes w tym, by machina trwała. Choć na rynku perivate equity nie ma notowań akcji, bynajmniej nie oznacza to że ryzyko jest niższe. Co prawda prób wejścia zwykle jest wyższy ale tracą też bogaci. Różnicę stanowi oczywiście fakt, że wśród private quity fundusze, które kupują firmy dokonują w spółkach zmian. Dodają do nich nowe segmenty działalności. Robia roszady w zarządzie, tną koszty. W schemacie Ponziego inwestycja jest statyczna. Nie przynosi zwrotów. Inwestorzy nie rozszerzają działalności w celu generowania wartości i zwiększania zwrotów.
Choć warto pamiętać, część z nich na rynku PE może sprytnie stwarzać pozory działalności.
- Kapitalizację spółek notowanych na giełdzie można śledzić w czasie rzeczywistym i są one bardziej podatne na wahania rynku akcji i makroekonomii.
- Firmy private equity nie muszą ujawniać wartości aktywów. Mogą sztucznie utrzymywać cenę – dla osób z zewnątrz. Nawet gdy świat wali i spalają gotówkę
- Dane rynków publicznych bywają wykorzystywane do określania wartości aktywów prywatnych. Ale nie zawsze są one prawdziwym odzwierciedleniem.
- Część spółek prywatnych nie chce debiutu na giełdzie aby zataić prawdę o kulisach biznesu.
Przypomnijmy, schemat Ponziego to oszustwo, w którym pierwotni inwestorzy są opłacani ze środków uzyskanych z wpłat późniejszych inwestorów. Może to oznaczać inwestowanie w spółkę lub cały fundusz. Który nie posiada wewnętrznej wartości. Wabi się ludzi perspektywą wysokich zysków, ale ostatecznie kończą oni z niczym. Czy tak jest tym razem? Kilka miesięcy temu Mikkel Svenstrup, CIO duńskiego funduszu ATP ostrzegł, że private equity grozi przekształceniem w piramidę finansową. Ze względu na wzrost aktywności w zakresie wykupów wtórnych. Svenstrup zauważył ponadto, że mnożenie się funduszy – które pozwalają przenieść istniejące aktywa lub wiele aktywów do spółki celowej w celu utrzymania najlepszych wyników – jest czerwoną flagą: „To początek, potencjalnie – mówię „potencjalnie” – piramidy finansowej (…) Wszyscy sprzedają sobie nawzajem… Banki udzielają pożyczek na ten cel. To są obawy, którymi się dzielę”. Jakie jest Wasze zdanie na temat PE?
Może Cię zainteresuje: