W dokumentach przesłanych do amerykańskiego Kongresu, administracja Bidena skierowała pod rozwagę swoje kolejne propozycje budżetowe. Prezydent Biden chce w nich nałożyć lub podwyższyć całą serię podatków. Pośród tych propozycji jest też zbójecki podatek od wydobycia kryptowalut.
Ogólnym duchem żądań budżetowych administracji jest „więcej kontroli, podatków, więcej wydatków”. Pomimo astronomicznego długu publicznego USA, rekordowych deficytów oraz takiej inflacji, ekipa Bidena odrzuca wezwania do głębokich cięć wydatków, zamiast tego chcąc je zwiększać.
Zwłaszcza na transfery socjalne, dofinansowanie różnych projektów, organizacji, utrzymanie samej administracji oraz bail-outy dla najbardziej zadłużonych miast i stanów (z których niemal wszystkie rządzone są przez sojuszników politycznych Bidena).
A tak rozdmuchany plan wydatków nie sfinansuje się sam. Nie sposób także finansować go tylko i wyłącznie nieustającym dodrukiem dolara. Stąd też ekipa Bidena za pośrednictwem Departamentu Skarbu, który przesłał do Kongresu projekty ustaw apriopriacyjnych, żąda całej serii ostrych podwyżek podatków.
Pośród tych znalazł się także postulat, aby opodatkować wydobycie kryptowalut. I to nie zwykłym, lecz specjalną, karną daniną („excise tax”), normalnie nakładaną na towary uważane za szkodliwe, w rodzaju alkoholu czy tytoniu. Jak bowiem z przejęciem określili to urzędnicy, obecne przepisy nie „adresują” kwestii aktywów cyfrowych, z wyjątkiem tych obejmujących transakcje gotówkowe – a przecież nie może tak być, żeby jakakolwiek dziedzina życia istniała sobie bez opłacania się państwu.
Specjalna danina miałaby ona docelowo wynosić 30% wartości energii elektrycznej wykorzystanej do wydobycia. Stawki przejściowe, wprowadzone od przyszłego roku, wynosiłyby z kolei najpierw 10, a potem 20% kwoty. Haraczom tym towarzyszyłyby agresywne działania kontrolne i narzucenie wydobywcom szeregu biurokratycznych obowiązków w zakresie drobiazgowego raportowania wolumenów wykorzystanej energii.
Pytanie, czy jakiekolwiek podmioty wydobywcze w USA zapłaciłyby ten 30-procentowy podatek, czy wszystkie zdążyłyby się wcześniej ewakuować? Biorąc bowiem pod uwagę stosunkowo niewielkie marże branży wydobywczej, agresywna, karna danina w tej skali prowadziłaby po prostu do zaorania całego biznesu.
Dla Departamentu Skarbu to najpewniej nie problem – za rok mogą znaleźć inną niesłuszną ideologicznie branżę do opodatkowania – ale dla osób i przedsiębiorców aktywnych w tej dziedzinie stanowiłoby to najpewniej przeszkodę nie do przeskoczenia. Chyba że – naturalnie – po prostu zeszliby do podziemia i wydobywaly kryptowalutę nielegalnie.
Natomiast pocieszeniem dla branży wydobycia krypto w USA może być fakt, że propozycje te prawie na pewno nie przejdą bez oporu przez kontrolowaną przez Republikanów Izbę Reprezentantów. Być może uda się zatem pomysły podatkowe administracji utopić.
Zobacz też: Urząd ds. energii: obywatele, co zrobić z waszymi niezapłaconymi rachunkami?
Magia roku wyborczego
Powiedzieć, że ostatnie działania prezydenta są zarzewiem pewnych kontrowersji, byłoby niedopowiedzeniem. W toku wygłoszonego właśnie corocznego orędzia State of the Union, urzędujący prezydent wskazał swoje (?) priorytety. I trafiły one na huragan komentarzy.
Przykładowo, Biden rozwodził się ze szczegółami na temat mniejszych opakowań Snickersów. Wspomniał też, że będzie ze zjawiskiem shrinkflacji walczył nakazami administracyjnymi (przy okazji żądając, by Kongres przekazał administracji więcej władzy w tym celu).
O czym natomiast nie wspomniał to to, że sam zablokował budowę nowych gazociągów oraz eksploatację krajowych źródeł węglowodorów. Biorąc to, a także wywołaną przemysłowym dodrukiem dolara inflację nic dziwnego, że koszty energii w USA poszły w ostatnim roku rekordowo w górę. Winę za podwyżki cen żywności ponoszą, jego zdaniem, chciwe koncerny.
Inną ogromnie zapalną kwestią jest sprawa masowego napływu nielegalnych imigrantów. Jest to problem, z którym administracja nie tylko nie walczy, ale nawet doń zachęca – poprzez zasiłki i benefity dla nielegalnych, niedostępne dla rodzimych obywateli, ale za to przez nich finansowane z podatków. Wywołuje to, mówiąc oględnie, narastający sprzeciw tych ostatnich.
Co więcej, fala przestępstw popełnianych przez nielegalnych imigrantów budzi rosnące obawy dot. bezpieczeństwa. Reagując jednak na popełnione niedawno przez jednego z nielegalnych imigrantów morderstwo, które odbiło się szerokim echem w sferze informacyjnej, prezydent Biden przeprosił nie rodzinę ofiary, lecz… imigranta – za nazwanie go nielegalnym.
Choć bowiem w sensie prawnym termin „nielegalny imigrant” jest absolutnie poprawne, to środowiska lobbujące na rzecz masowej, nieograniczonej imigracji usiłują ze względów wizerunkowych przeforsować określenie „nieudokumentowany”. Biden zaś jest przez nie politycznie wspierany.
W USA jest rok wyborczy – nic zatem dziwnego, że wzajemne uczucia pomiędzy frakcjami politycznymi, na co dzień i tak chłodne, obecnie zioną bezmiarem wrogości. Oraz owocują gestami, takimi jak te powyższe, adresowanymi do poszczególnych grup interesu – które jednak w szerokim odbiorze jawią się jako absurdalne.
Może Cię zainteresować:
Stanów już nie ma, umarły.
To znaczy jeszcze podrygują militarnie – jak Rzym w ostatnich latach, ale w środku już zgniły.