Dlaczego autor decyduje się na taki temat? Powodem jest chęć udzielenia podpowiedzi i uchronienia zainteresowanych taką formą inwestycji przed popełnieniem błędów. Bo w czasie kryzysu finansowego w który pewnym krokiem zmierzamy, chętnych na finansowe owoce naszej ciężkiej pracy znajdzie się wielu. Dodatkowo, celując w metale w kontekście składowej portfolio, można popełnić kilka błędów, w szczególności jeżeli jest się początkującym w temacie.
Krótki wstęp – czyli czas golenia nadchodzi
Na początku współpracy z Bithubem, autor miał przyjemność napisać wpis pod tytułem Jak zainwestować w uncję złota? | Praktyczny poradnik. Tytuł dość wyraźnie sugeruje temat jaki był tam omawiany. Okazuje się, iż był to najpoczytniejszy wpis w rubryce „O Złocie na Bogato”. W około rok później najwyższy czas żeby zmierzyć się z tematem, jak w złoto nie inwestować.
A trzeba to poruszyć, bo prawdziwy wysyp „ofert promocyjnych” dopiero nas czeka. Ucierpią jak zawsze przede wszystkim naiwni, ufni i nie mający rozeznania w rynkach, ich cykliczności i tym co dzieje się w świecie.
Zwykle dzieje się to wtedy, gdy poziomy cenowe aktywów osiągają pewien pułap zbliżający się lub przekraczający dotychczasowe rekordowe poziomy cenowe. O tym informują nas powszechnie media. Ale gdy dodatkowo rozmawiają o tym fryzjerki, taksówkarze i kierownicy sklepów, to przyjęło się uznawać iż widzimy wszelkie symptomy podręcznikowej bańki i lada moment czeka nas korekta lub spadki.
Gdy wykresy giełdowe przebijają poziomy rekordów, media zazwyczaj informują, iż inwestycja w akcje spółek to zyskowne posunięcie. Podobnie było w 2020 r. ze złotem. Nagle powszechnie, po latach milczenia, okazało się, że kruszec to dobra inwestycja. A miało to miejsce przy poziomach cenowych ok 1900-2000 USD, czyli blisko poziomów szczytowych.
Biorąc pod uwagę iż kupno zawiera w sobie poza ceną spot również element premium, a i zbyt u dilera jest pomniejszony o kilka procent, to ktoś kto zakupił złoto w tym okresie, interesu życia raczej nie zrobił. A elementowi premium w cenie oraz wskaźnikowi złoto/srebro autor miał przyjemność poświęcić wpis Współczynnik złoto – srebro | Kompendium wiedzy i analiza
Autor poleca zatem niniejszą serię zarówno zaawansowanym i doświadczonym czytelnikom, ale i takim, którzy dopiero szukają sposobu na zachowanie wartości nabywczej pieniądza lub sposobu na inwestycję. Celem jest pokazanie potencjalnym kupcom kruszców jakich błędów unikać i mniej więceej czym kierować się przy decyzjach dotyczących złotych spółek, etfów, futures i fizyka.
Seria napisana jest w bardziej felietonowy sposób. Zawiera subiektywne przemyślenia dygresje, porównania i ciekawostki. Przekleństw nie ma, choć w niektórych miejscach zdecydowanie być powinny. No ale będźmy profesjonalni!
Seria oparta jest o sprawy których autor sam doświadczył, zaobserwował czy zasłyszał.
A zatem zdecydowaliśmy się „robić pieniądz„
Z jakiegoś powodu decydujemy się na przeznaczenie części naszych środków pod inwestycję. Powodem może być „kolega który wzbogacił się na funduszach”, albo zwyczajny fakt, że przekaz telewizyjny jest niespójny z rzeczywistością jaką obserwujemy. Na przykład, że tak kolorowo nie jest, że ulice brudniejsze niż się pokazuje, albo że podwyżka naszej wypłaty zwyczajnie nie rekompensuje rosnących cen artykułów spożywczych. „Inflacja”! zakrzykniemy. I w sumie nie będziemy w błędzie. Tym bardziej że dla przeciętnego Kowalskiego jest to jedyny znany mu termin rynkowy.
Tylko że przeciętny Kowalski tak na prawdę nie ma pojęcia czym jest koszyk inflacyjny, inflacja towarowa i jak to się wszystko ma do tego, że płaci więcej.
Dlatego też zdanie typu „odwrócona korelacja rentowności amerykańskich 10-latek z uwzględnieniem czynnika inflacyjnego oraz ceny spot złota” albo „rosnące contango między futures z CME a produktem fizycznym” sprawić może dość poważne zawieszenie systemu operacyjnego w głowie początkującego „inwestora”. Człowiek może się tego nauczyć, zrozumieć. Ale czy będzie chciał poświęcić temu czas, to zupełnie inna sprawa. Ale o terminologii kilka akapitów dalej.
Oczywiście, można wejść w rynki natychmiast i kupować akcje największych spółek giełdowych. Bo tak robią inni, lub tak doradzają różnej maści nowi „guru inwestycyjni”. RobinHood udowodnił że można zarobić, Wall Street Bets także! Tylko że sukcesy zawsze sprzedają się bardziej niż porażki. W poszukiwaniu spełnienia „amerykańskiego mokrego snu” nie zwraca się uwagi na tragiczne historie o 20-latku popełniającym samobójstwo bo źle zrozumiał zbalansowanie opcji put i sell. Albo o takich, którzy po kilku udanych trejdach uwierzyli że są królami świata i „mają złoty sposób”. Zagrali zatem longa na dźwigni, korekta sprawiła że musieli uzupełnić marigin, takowego nie posiadali i w rezultacie przegrali kapitał, oszczędności, dom rodziców i swoją przyszłość.
A zatem zdecydowaliśmy się „robić pieniądz„ cz. 2
Dodatkowo, o tym że WSB wywindowało akcje GameStop wie już chyba każdy. Ale o tym że ich aktualny poziom bliższy jest już medianie cenowej z ostatnich lat, niż z ostatniego szczytu, mówi się rzadziej. Podobnie o tym, jaki promil uczestników akcji zarobił poważne pieniądze, jaki procent zarobił coś, a jak duża większość jednak nie wiedziała kiedy wyjść i mogła ponieść stratę. WSB zabrało się ostatnio również za rynek srebra a i odgrażali się co do rynku złota. Dość odważne słowa w kontekście klifu deflacyjnego. No ale silne ręce poznaje się po tym jak traktują swoje aktywa podczas sporych korekt cenowych.
Na pocieszenie – straty nie dotykają tylko „cywili”, ale także profesjonalistów. W marcu 2020 r. kiedy odcięto przepływy kruszcu i zamknięto Europę po raz pierwszy, złoto fizyczne potrzebne było głównie dla za-lewarowanych funduszy i instytucji, które potrzebowały zwiększyć marigin calls używając fizycznego aktywa. Alternatywą była likwidacja swoich długoletnich i rollowanych pozycji short z niejednokrotnie dużą stratą albo próba wypożyczenia fizycznego metalu od posiadających je instytucji. A kto posiadał, ten wypożyczał na większy procent.
I dlatego banki wzajemnie się nie lubią a tym bardziej wzajemnie nie ufają. I jak przyjdzie kryzys, to jeden drugiemu „złamanego szeląga” nie pożyczy. Obserwowaliśmy to już w 2019 r. na rynku REPO, gdzie FED musiał co rusz interweniować, bo zaufanie pomiędzy gigantami spadło właśnie do takich poziomów. A wraz z nim, płynność.
Ostatnie wyczyny Wall Street Bets wyraźnie udowodniły że udało im się raz. Sprawili, że straty poniósł fundusz inwestycyjny z drugiej setki największych funduszy Wall Street pod względem kapitalizacji rynkowej. Tylko że ów został uratowany przez inny fundusz, posiadający udziały w platformie RobinHood. Przez co nie dość że zarobił, bo tejże właśnie używała krucjata daytraderów z logo reddita na płaszczach, to na dodatek mógł wdrożyć blokady dalszych zakupów. I można by powiedzieć, że nad WSB wisi teraz zagrożenie zmowy cenowej, gdyby nie bardzo prosta prawda. Rewolucji przez duże „R” tam nie było żadnej, a populacja potencjalnych dawców kapitału wzrosła.
„Rynki to gra o sumie zerowej” jak mawiał klasyk. Tam gdzie ktoś zarobił to też i ktoś stracił i w rezultacie jest bilans na zero. Tylko że klasyk klasykiem, a pomiędzy sprzedającym i kupującym zawsze znajdzie się pośrednik zarabiający właśnie na pośredniczeniu.
Dobre rady i to za darmo
Podsumujmy zatem powyższe dla potencjalnego inwestora indywidualnego.
Po pierwsze – często błąd popełnia się już w momencie w którym zasiadamy do stolika przy którym siedzą szulerzy, nie mając wiedzy o zasadach gry. Na porządne poznanie zasad poświęcić trzeba kilka lat, a i tak nie zagwarantuje to sukcesu. Po drugiej stronie siedzą bowiem poważni ludzie, o poważnych finansach, opłacający najlepszych z najlepszych analityków oraz specjalistów. Mających koneksje polityczne oraz dostęp do specjalistów światowej klasy z zakresu prawa, finansów, sektorów i polityki.
Szanowny czytelniku, nie ufasz mi to uwierz faktom. Prawomocne wyroki sądowe o manipulację cenową na rynkach metali szlachetnych zasądzone były wielokrotnie przeciwko najznamienitszym bankom inwestycyjnym. Rezultatem były kary finansowe którym bliżej było na wskaźniku do „śmieszne” niż „dotkliwe”. A wynikająca z tego reforma systemu działania rynku LBMA, czyli zamiana czynnika ludzkiego na algorytmowy podczas fixingu, nie rozwiązała problemu. Wprost przeciwnie – pod pozorem rozwiązania, umożliwiła głębsze zamaskowanie fundamentalnego problemu.
A i sama wiedza również nie wystarczy, bo czasem trzeba zmierzyć się z czymś, czego nie da się przewidzieć. Casus Long Term Capital Management stworzonego w latach 90-tych przez wybitnych ekonomistów, laureatów nagrody Nobla z ekonomii potwierdza powyższe.
Po drugie – może zamiast wejścia na rynki inwestycyjne zainwestować w siebie i najbliższych? Zrobić kurs, pójść do szkoły, zwiększyć kwalifikacje. Wiedza to władza, chroń ją dobrze. I naucz się wykorzystywać.
Szwagier ma pizzerię blisko centrum, więc może lepiej wejść w ten biznes kapitałem otrzymując stały procent? Pomóc kupić dostawczaka chłopakowi, bo aktualny ledwo zipie? Żona ma talent i oko w fotografii, może lepiej zatem pomóc jej stworzyć małą działalność gospodarczą i zainwestować w sprawniejszy sprzęt? Wszak szczęśliwa żona to lepszy mir domowy. A może spróbować założyć własny biznes?
A może jeżeli już tak bardzo chcemy inwestować, to lepiej rozpocząć od rynku lokalnego. Wyszukać start-up z interesującym projektem, ocenić jego sprawność, zyskowność, potencjał, zrobić analizę SWOT i zadać sobie pytanie czy właśnie nie jest to to.
Szanse na skuteczną inwestycję są wszędzie. Nie trzeba zatem od razu kierować się do jaskini lwa.
Milczenie jest złotem, czyli narracja kruszcowa
Jeżeli jednak zdecydowaliśmy się wejść na rynki, to czytając w sieci na temat inwestycji, bardzo szybko natkniemy się na wątek złota i srebra. I tu pojawia się ważny element poznawczy zaznaczony wcześniej – terminologia. Zderzenie Kowalskiego ze specjalistycznym językiem może przyprawić o zawrót głowy. Dotyczy to tak na prawdę każdej grupy specjalistycznej – lekarzy, prawników czy inwestorów.
Tak oto dla zwykłego zjadacza chleba termin taki jak „amerykańskie dziesięciolatki” ma inne znaczenie niż dla kogoś kto na giełdzie się zna. I nie daj Boże rzucić w nieodpowiednim towarzystwie że obraca się amerykańskimi 10-latkami. Niezręczna cisza gwwarantowana. Podobnie „M3”, gdzie skojarzeniem dla jednego będzie mieszkanie w bloku o trzech pokojach a dla drugiego najszerszy agregat finansowy.
Tymczasem złoto trafia w swoich opisach zazwyczaj w wątki takie jak zabezpieczenie środków, zachowanie wartości w czasie, ochronę i defensywę. „Nadchodzi bowiem zły czas i trzeba umieć się ochronić”. Pierwsze zetknięcie ze złotem w porównaniu z paletą aktywów giełdowych i ich poziomem skomplikowania jest zatem dość przyjemne w odbiorze.
Jeżeli dodać do tego kilka technikaliów technicznych, sprawa zaczyna wyglądać absolutnie poważnie. Zagłębienie się dalej w narrację o metalach szlachetnych pozwoli na odkrycie historycznych aspektów kruszcu, systemu rezerwy cząstkowej, systemu gold standard i oczywiście bardzo silnej narracji dotyczącej hedge’a antyinflacyjnego. Zagłębiając się w źródła anglojęzyczne made in USA spotkamy się dodatkowo z rekwizycjami z lat 30-tych XX w. oraz zakończeniem układu Bretton Woods.
Piszący o złocie posiadają zazwyczaj bardzo dobrą i szeroką wiedzę fundamentalną. Ich skupienie na sektorze metali szlachetnych jest bardzo specjalistyczne i głębokie. Jednak skupienie się na narracji propagatorów danego aktywa bez wysłuchania głosów jego adwersarzy, a przede wszystkim bez samodzielnego badania i nauki, skończyć może się niepełnym zrozumieniem wątku.
W ten oto sposób w dobie wdrażania pieniądza cyfrowego oraz systemu opartego de facto o istnienie i przyrost pieniądza dłużnego, znajdują się zwolennicy nowego złotego standardu, czy formy oparcia podaży pieniądza o kruszec. Poważnie – co kilka lat w Kongresie amerykańskim, w Izbie Reprezentantów znajduje się ktoś, kto składa wniosek o oparcie emisji USD o peg ze złotem.
Nowy złoty standard oczywiście wymusiłby wzrost ceny kruszcu, jako że jego podaż w porównaniu do podaży globalnego agregatu M3, jest znacznie niewspółmierna. No jednak łatwiej wydrukować niż wydobyć.
Weźmy za przykład Polskę Anno Domini 2020, Marzec, czyli zanim rozpętały się fale tymczasowych obostrzeń korona wirusowych oraz zanim dodruk rozpętał się na dobre.
- Rodzime M3 wyniosło 1 628,42 mld zł na koniec marca 2020 r.
- NBP posiadał wówczas 228.6 ton kruszcu, czyli 7.35 mln uncji trojańskich
Czyli cena uncji przy 100% pokryciu powinna w tej sytuacji wynieść ok. 221 500 zł. Jeżeli by się tak stało to zapewne złoto zostało by albo zabronione i konfiskowane, albo nałożono by podatek od wzbogacenia rzędu 50% od udokumentowanego i np 75% od nieudokumentowanego.
Nawet zakładając rezerwę cząstkową 40% jaką operuje często Jim Rickards, w oparciu o historyczne dane amerykańskie, to takowa sprawiłaby efekt podobny – delegalizację, rekwizycje, kary finansowe. A i tak rezultatem byłoby zatrzymanie przyrostu M3 albo jego znaczne spowolnienie. Czy jest to fantastyka? Raczej tak. Tym bardziej że tego typu działanie musiałoby odbyć się za ogólnoświatowym konsensusem politycznym ale i organów finansowych.
W przypadku bowiem braku zgody ponadnarodowej, w kraju takowego złotego reformatora zapewne szybko dałoby się zauważyć fundamentalne zagrożenie wartości demokratycznych, rosnącą dyktaturę lub inne źródła ropy naftowej wymagające „pokojowej interwencji zbrojnej”.
cdn