Rząd Australii planuje trzykrotnie zwiększyć opłaty pobierane od obywateli innych krajów przy nabywaniu nieruchomości w Australii. Krok ten ogłoszony został przez Jima Chalmersa, podskarbiego (treasurer) państwa, w niedzielę.
Posunięcie to ma oficjalnie posłużyć zwiększeniu dostępności rynku mieszkaniowego. Jak tłumaczył pan podskarbi w wydanym oświadczeniu:
„Wyższe opłaty za nabycie ukończonych domów, zwiększone sankcje dla tych, którzy pozostawiają nieruchomości niewykorzystywane oraz wzmocnione działania w zakresie egzekwowania przepisów pomogą zagwarantować, że zagraniczne inwestycje w nieruchomości mieszkalne leżą w naszym narodowym interesie (…)”.
Pod tymi eufemistycznymi nieco określeniami kryją się realia rynku, który ostatnimi czasy jest jednym z najdroższych na świecie – i szczególnie nieprzyjazny dla zwykłych Australijczyków.
Zobacz też: „To jest spiseg!” Czyli dyktatorski reżim twierdzi, że odkrył spisek – z krypto w roli głównej
Domy są do inwestowania
Domy w Australii od lat uchodziły za doskonałą inwestycję – nie tylko zresztą w sensie finansowym. Wielu zagranicznych inwestorów pragnęło w ten sposób uzyskać prawo pobytu w Australii.
W przypadku zaś tych pochodzących z krajów autorytarnych – jak Chiny – była to także swego rodzaju polisa ubezpieczeniowa na wypadek, gdyby ze względów politycznych musieli się szybko ewakuować poza zasięg jurysdykcji swojego rodzimego kraju.
Wszystko to powodowało jednak, że azjatyccy milionerzy, masowo wykupując dostępne domy, wypychali Australijczyków z rynku nieruchomości. Obywatelom Antypodów „zagraniczni inwestorzy w nieruchomości” kojarzyli się jak najgorzej, jako odpowiedzialni za ruinę ich marzeń o własnym lokum.
Przy tym owi „inwestorzy” często nawet nie korzystali z tych domów – na co dzień przebywając w Chinach czy innym kraju.
Zobacz też: Problemy amerykańskich uczelni. Oskarżenia o antysemityzm, w tle duże pieniądze
Własność, nie wynajem!
Powodowało to rosnącą wrogość społeczną wobec rozpychania się cudzoziemców na rynku nieruchomości oraz oczekiwania elektoratu wobec polityków.
Tradycyjnym modelem własności, do którego powszechnie aspirują obywatele tego kraju, jest posiadanie własnego, jednorodzinnego domu. Jest to jednak coraz trudniejsze z uwagi na dopływ imigrantów oraz popyt ze strony inwestorów – zainteresowanych nie zamieszkaniem, lecz zyskiem kapitałowym na nieruchomości. Obecność obydwu tych grup winduje ceny do poziomu coraz mniej dostępnego dla przeciętnego Australijczyka.
Opłatę za nabycie nieruchomości przez zagranicznych inwestorów już rok temu podwyższono zatem dwukrotnie. Obecna podwyżka ma zgodnie z zapowiedziami rządu przynieść wpływy rzędu 500 milionów dolarów australijskich. Zyski te mają być przeznaczone na wsparcie inwestycji w niedrogie budownictwo mieszkaniowe.
Rząd premiera Anthony’ego Albanese’a chce natomiast zmniejszyć opłaty dla tych inwestorów zagranicznych, którzy planują budować nieruchomości na wynajem. Zapowiadał także w swoim programie zwiększenie nakładów na mieszkania socjalne. Wszystko to jednak może nie wystarczyć, by spełnić wspomniane oczekiwania Australijczyków.
Może Cię zainteresować: