Miasteczko na przedmieściach Genewy, Vernier, stało się ostatnim organizmem miejskim, który wyrzucił reklamę z przestrzeni publicznej. W myśl nowych przepisów, z ulic zniknąć muszą billboardy, plakaty reklamowe czy agresywne szyldy. Zakaz wszedł jednak w życie po długotrwałej walce politycznej.
Co ciekawe, głównymi orędownikami przepisów oczyszczenia ulic z komercji okazali się być lokalni politycy. Z kolei w roli przeciwnika wystąpiła tzw. strona społeczna. Zakaz, uchwalony przez radę miejską, musiał się zatem zmierzyć z inicjatywą referendalną, a także wyzwaniem sądowym.
Szwajcarski sąd najwyższy przyznał jednak rację radzie, odmawiając zablokowania przepisów z uwagi na „interes publiczny”. Jak bowiem stwierdził, billboardy reklamowe nie realizują żadnego interesu publicznego. Inicjatywa referendum rozbiła się natomiast o niewystarczającą liczbę podpisów.
W całym szeregu miast w Szwajcarii istnieją zresztą podobne pomysły. W kolejce do zakazu – i politycznej batalii temu towarzyszącej – stoją zatem także Berno i Zurych. Wypadła z niej natomiast Genewa – w nieco zaskakujący sposób.
Tam bowiem w kwestii podobnych przepisów zakazujących reklamy na ulicach, przegłosowanych przez lokalną radę, faktycznie zorganizowano referendum. I mieszkańcy sporą większością (63%) opowiedzieli się przeciwko restrykcjom.
Zwolennicy argumentowali, że reklamy uliczne w istocie nie służą żadnemu pozytywnemu celowi. Mają one nie tylko zaśmiecać widoki w mieście w sensie estetycznym, ale być także per saldo szkodliwe dla mieszkańców w sensie finansowym – napędzając ich zadłużenie i wcale nie niezbędne zakupy.
Przeciwnicy z kolei twierdzą, że zakaz poskutkuje jedynie tym, że branża reklamowa – sektor szwajcarskiej gospodarki wart 400 milionów franków – po prostu przeniesie się do Internetu. Gdzie fundusze te popłyną do gigantów Big Tech-u, zamiast lokalnych właścicieli nieruchomości.
Szwajcaria, kraj bogaty i spokojny, uchodzi za nieco senny w sensie politycznym. Szczególnie na tle obfitujących w afery i skandale krajów sąsiednich. Nie jest to jednak zupełnie słuszne, jest ona bowiem miejscem ciekawych sporów o liczne kwestie polityczne, niekiedy w całkiem oryginalny sposób.