Porty w Izraelu doświadczają zatorów, wywołanych działaniami wojennymi w regionie oraz ekonomicznymi i pozaekonomicznymi skutkami niedawnego wybuchu niepokojów. W związku z utrudnionymi warunkami oraz zwiększonymi potrzebami logistycznymi, jednostki morskie zmuszone są do coraz dłuższego oczekiwania na obsługę.
W dwóch największych portach morskich w Izraelu, Aszdod i Hajfie, utworzyła się kolejka statków czekających na roz- i załadunek. Ten pierwszy odpowiada za około 60% wolumenu morskiego ruchu towarowego kraju. Jednocześnie znajduje się on w bezpośrednim zasięgu pocisków rakietowych, które Hamas masowo wystrzeliwuje z Gazy w kierunku Izraela („w kierunku” – w większości są to bowiem rakiety kassam, niekierowane pociski-samoróbki, w przypadku których trudno mówić o jakiejkolwiek celności).
Ta druga leży co prawda na północy (a zatem poza zasięgiem większości prymitywnej broni Hamasu), tam jednak przekierowano część statków płynących do portów na południu. Potencjalnie zresztą również i port w Hajfie jest podatny na zakłócenia, z uwagi z kolei na bliskość granicy libańskiej i potencjalne zagrożenie stwarzane przez bojowników Hezbollahu.
Zagrożenie atakami dotyczy także Tel-Awiwu, leżącego niedaleko na północ od Aszdodu, a także – w jeszcze większej skali – Aszkelonu, który niemal bezpośrednio sąsiaduje ze Strefą Gazy, i jest w związku z tym narażony na tym częstsze i intensywniejsze oddziaływanie ogniowe zza pobliskiej granicy. Tymczasem miasta te również stanowią istotne porty, i w równie wielkim stopniu dotyka je konieczność zachowania środków bezpieczeństwa, a także potrzeba zapewnienia obrony przeciwlotniczej.
Nie ma obawy, to tylko wojna
Jak wspomniano w komunikacie przedstawicieli izraelskiego Ministerstwa Gospodarki przyczynia się do tego nie tylko konieczność zadbania o tę ostatnią oraz podejmowanie działań zapobiegawczych, w związku z obawą przed ewentualnymi czynami o charakterze terrorystycznym. Istotne są również braki w sile roboczej – co pośrednio może wskazywać, że w ramach trwającej w Izraelu mobilizacji, do służby w armii powołano znaczną część obsługi portów.
Ministerstwo dodało, że zaopatrzenie kraju w towary pochodzenia zewnętrznego nie jest zagrożone, i przekonywało obywateli, że wcale nie ma konieczności robienia alarmowych zapasów. Biorąc pod uwagę trwającą wojnę, wydaje się to poradą urzędową i o wyjątkowo niskim marginesie wiarygodności.
Tymczasem stawki dotyczące ubezpieczenia frachtu morskiego, kierowanego do niektórych portów izraelskich (tych bliższych Gazy), od momentu palestyńskiego ataku w sobotę zdążyły wzrosnąć aż dziesięciokrotnie. Ubezpieczyciele obawiają się nie tylko ataków na porty w samym Izraelu, ale także rozszerzenia działań, które potencjalnie mogłoby skutkować zakłóceniem transportu poprzez Kanał Sueski. Zwiększone ryzyko odnotowuje się także w odniesieniu do ruchu morskiego na Morzu Czerwonym oraz w zatokach Perskiej i Omańskiej.
Może Cię zainteresować: