Osiągnięcia jemeńskich Hutich w atakach na żeglugę handlową stanowiły dla niektórych zaskoczenie. Jak prymitywny technologicznie ruch był w stanie tego dokonać? Wskazywano tu na pomoc z Iranu, jednak jak wynika z przecieków, Hutim miał pomagać także rosyjski wywiad wojskowy, GRU.
Jemeński zajdyckie ugrupowanie Ansar Allah, alias ruch Huti, od miesięcy atakuje statki na Morzu Czerwonym. Czyni to z niedwuznacznym i oficjalnie deklarowanym zamiarem zablokowania morskiego szlaku transportowego przez Kanał Sueski.
Choć ich działania bynajmniej nie stanowią pasma samych sukcesów, to zdołali oni w istocie wywrzeć zauważalny wpływ na światowy handel i logistykę. Pytaniem pozostaje, w jakim stopniu są to faktycznie „oni”, a w jakim Huti stanowią jedynie proxy innych aktorów.
Gra w statki z pomocą „przyjaciół”
Pierwszym, oczywistym i naturalnym kandydatem jest Iran. Kraj ten jest oficjalnym sojusznikiem ugrupowania, a także jego sponsorem i protektorem politycznym. To właśnie z tego źródła Huti nieosiągalne dla nich inaczej uzbrojenie, jak np. rakiety balistyczne czy pociski manewrujące.
I to za pomocą tych właśnie efektorów atakują Huti statki na Morzu Czerwonym. Równie ważnym czynnikiem jak uzbrojenie jest jednak także wsparcie informacyjne i wywiadowcze. Prymitywny skądinąd ruch Hutich nie ma bowiem własnych możliwości wykrywania celów.
Także w tej kwestii Iran służy im pomocą. Pojawiają się jednak przecieki sugerujące, że Irańczycy nie są jedynym – ani nawet najważniejszym – źródłem informacji, z którego korzystają Huti. Jak bowiem wynika z doniesień „zbliżonych do amerykańskich źródeł wywiadowczych”, pomaga im także Rosja.
GRU prawdę ci powie
Wedle wspomnianych przecieków, w Jemenie już kilka miesięcy temu pojawili się rosyjscy „doradcy”. Termin ten, podobnie jak w przypadku sowieckich „doradców” okresu Zimnej Wojny, należy traktować w najwyższym stopniu eufemistycznie.
W rzeczywistości osoby te mają bowiem być kadrowymi funkcjonariuszami Głównego Zarządu Rozpoznania, czyli rozsławionego rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU. Nie podano przy tym żadnego powodu ani roli, jaką owi Rosjanie mieliby w Jemenie pełnić.
Biorąc to pod uwagę – a także fakt, że GRU uchodzi (mimo malowniczych wpadek) za jedną z najsprawniejszych tego typu służb świata – może to tłumaczyć zaskakującą wręcz skuteczność Hutich w wykrywaniu, selekcji i namierzaniu statków na Morzu Czerwonym.
Moc przyjaznej sugestii
Co istotne, rosyjskie wsparcie w planach Kremla mogło nie ograniczać się tylko do sfery informacyjnej. Wedle dostępnych informacji, Rosja miała poważnie szykować się do dostarczenia ruchowi własnych pocisków przeciwokrętowych, a także innych rozwiązań technicznych.
Biorąc pod uwagę historyczne doświadczenia z sowieckimi i rosyjskimi „doradcami”, niewykluczone, a nawet prawdopodobne, że bezpośrednio wzięliby oni udział w atakach. Przypuszczalnie to oni sprawowaliby faktyczną komendę nad zastosowaniem tego uzbrojenia.
Do dostaw uzbrojenia miało jednak nie dojść z uwagi na sprzeciw mającej własne interesy Arabii Saudyjskiej. Książę Mohammad Bin Salman jakoby rozmawiał i „przekonał” Władimira Putina – co biorąc pod uwagę liczne możliwe metody nacisku Saudów na Rosję, nie dziwi.
Nieoficjalnie, nie bez znaczenia miały być także groźby amerykańskie – mogące dotyczyć choćby poszerzenia skali dostaw amerykańskiej broni na Ukrainę i zniesienia ograniczeń dot. uderzeń tą bronią na cele w Rosji.