Kumulacja dyskretnych kuksańców robi swoje? Państwo Środka notuje kolejny dołek

Chodź wojna między USA a Chinami nie została oficjalnie ogłoszona i przeniosła się na grunt gospodarki, to obserwatorzy raczej nie mają wątpliwości, że trwa już od co najmniej kilku lat. Może słowa wojna, to przesada, ale ostra rywalizacja z pewnością ma miejsce. USA na pewno nie odda łatwo tytułu światowego hegemona i zdaje się, że skutki mniej i bardziej dyskretnych ataków, także przy pomocy sojuszników, już widać. Chiny notują właśnie kolejny poważny dołek w gospodarce, który po części jest wynikiem rywalizacji z USA.

Przemysł chiński notuje dołek. Poważny spadek zysków

W ostatnich miesiącach chińska gospodarka łapie zadyszkę. Problemy w kryzysie mają wszyscy na świecie, ale Chiny zmagają się z dodatkowym czynnikiem. Państwo Środka rywalizuje bowiem z USA. Poza typowymi problemami kryzysu gospodarczego, Chiny dostają dodatkowe ciosy, związane np. z embargo na eksport strategicznych podzespołów. Jednak warto też zauważyć, że Chińczycy sami rzucali sobie dodatkowe kłody pod nogi, przedłużając lockdowny pandemiczne, przez co gospodarka była dławiona dłużej niż w innych częściach świata. Efektem tych wszystkich czynników jest fakt, że Chiny odnotowały drugi najgorszy wynik w historii, jeśli chodzi o bezrobocie w grupie wiekowej 16-24 lat. Pewnym sygnałem świadczącym o kłopotach, było również nieznaczne obniżenie przez rząd oczekiwanego rocznego wzrostu gospodarczego. Kilka dni temu Narodowe Biuro Statystyczne podało, że zyski z przemysłu w kwietniu spadły o 18%, a w całym kwartale o ponad 20%. To oznacza, że popyt w Chinach się dławi, a kolejny ważny obszar notuje dołek.

Zobacz też: Kolejny cios dla USA? Najnowsze dane o kondycji amerykańskiej gospodarki

Kolejny cios przyjdzie w lipcu?

Z pewnością duży niepokój wśród chińskich decydentów wywołała ostatnia informacja o ruchu, jaki planuje sojusznik USA. Mowa o Japonii, która zapowiedziała, że od lipca wprowadzi embargo na eksport półprzewodników do Chin. To realizacja zobowiązania zawartego między USA, Japonią i Holandią, które zakładało nałożenia restrykcji na Chiny. „FInancial Times” piszę, że Chińczycy poważnie obawiają się, czy nie zabraknie im układów scalonych, wykorzystywanych w pralkach i samochodach.

Co ciekawe na tzw. białej liście państw, których nie dotkną ograniczenia w dostawie chipów jest Tajwan. Taki ruch jest bardzo wymowny i sugestywny w wymiarze politycznym. Przed Japonią podobne ograniczenia wprowadził Stany Zjednoczone. Waszyngton w październiku 2022 r. ograniczył eksport do Chin maszyn, które służą do produkcji nowoczesnych miniaturowych chipów, wykorzystywanych np. w smartfonach. Pod tym względem japońskie restrykcje są bardziej dotkliwe, ponieważ obejmują również chipy większych rozmiarów wykorzystywanych np. do produkcji sprzętu AGD. Stąd poważne obawy Chińczyków o wydajność produkcji w tym sektorze. Zatem rywalizacja gospodarcza USA i Chin nabiera rumieńców. Pytanie, czy Chińczycy będą w stanie odeprzeć ataki Zachodu i powrócić na drogę wzrostu?

Może Cię zainteresować:

bezrobocieChinychipyGospodarkaJaponiaPMIUSA
Komentarze (0)
Dodaj komentarz