Federalna Administracja Lotnicza USA (Federal Aviation Administration – FAA) poszukuje pracowników. Ale nie takich zwykłych. Nie chodzi tu także o tych dysponujących jakimiś specjalnymi kompetencjami czy zdolnościami – a wprost przeciwnie. No chyba, że za specjalną zdolność uznać upośledzenie. Przed państwem priorytety na miarę XXI wieku!
Federalna Administracja Lotnicza to instytucja, która odpowiada między innymi za bezpieczeństwo ruchu lotniczego w USA i bieżącą kontrolę lotów. Powszechnym na świecie zjawiskiem jest to, stanowiska takie obsadzane są starannie dobranym personelem.
Wymagają one bowiem od tegoż bardzo wysokich kompetencji, jak również niezwykłej wytrzymałości nerwowej. Pojedynczy błąd popełniony przez kontrolera ruchu lotniczego może bowiem mieć katastrofalne konsekwencje i kosztować życie setek ludzi.
Jak się jednak okazuje, bezpieczeństwo ruchu bynajmniej nie jest na szczycie listy wartości, które kierownictwu FAA leży na sercu. Cóż tam bezpieczeństwo, gdy polityczna moda nakazuje przede wszystkim promowanie „różnorodności” i „inkluzywności”?
Zobacz też: Skok złota w górę. Bombardowanie ożywiło zapotrzebowanie na bezpieczną przystań…
Administracja ma priorytety
Wydawać by się mogło, że takie absurdy jak zatrudnianie pracowników przede wszystkim w oparciu o grupę inwalidzką (dla dotacji i benefitów podatkowych) to tylko u nas. Okazuje się, że bynajmniej nie.
FAA szuka bowiem pracowników, których główną zaletą będzie przynależność przynależność do „niedoreprezentowanych grup”. Konkretnie – tych niepełnosprawnych. Nie chodzi tu przy tym jedynie o osoby niepełnosprawne fizycznie, ale w pełni sił umysłowych i zdolne do pracy intelektualnej. Co to, to nie.
W swym pędzie do wykazania się postępowością i tzw. czynnikami DEI, administracja chciałaby zatrudnić także osoby z epilepsją, częściowym lub pełnym paraliżem, a także ciężkim upośledzeniem intelektualnym oraz problemami psychicznymi. Poważnie.
Jeśli komuś udzielą się skojarzenia z filmem „Czy leci z nami pilot?”, to najpewniej dlatego, że w istocie nie sposób zaprzeczyć pewnym podobieństwom z niektórymi bohaterami.
„Wygląda na to, że wybrałem zły tydzień na rzucenie wąchania kleju”
~ Kontroler ruchu lotniczego w filmie „Czy leci z nami pilot?”
Z drugiej strony, pasażerom samolotu mającym świadomość, że ich lot prowadzi kontroler z „ciężką niepełnosprawnością intelektualną”, nadzoruje go osoba cierpiąca na epilepsję (te wszystkie błyskające ekrany…), zaś odczytem danych z radaru zajmuje się ktoś cierpiący na niedowład wzroku i słuchu, zapewne nie byłoby do śmiechu.
Zobacz też: Gwardia Narodowa vs. agenci federalni. Teksas wyrzuca funkcjonariuszy prezydenta i…
Różnorodność naszą siłą! A kto twierdzi inaczej, ten (…)
Co istotne, zapędy FAA najpewniej nie stanowią odosobnionego przypadku, lecz element trwałego trendu intelektualnego i politycznego w federalnym Departamencie Transportu, któremu podlega. Departament ten kierowany jest przez sekretarza Pete’a Buttigiega.
Zasłynął on dotąd głównie swoimi preferencjami seksualnymi oraz udziałem w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej. Jeśli chodzi natomiast o kierownicze role w transporcie, to jest to jego pierwsza praca. Za jego kadencji Departament odnotował szereg malowniczych katastrof w transporcie (w tym słynne wykolejenie pociągu wiozącego toksyczne odpady w Ohio czy niedawne „zgubienie” przez jeden z Boeingów dość ważnego elementu…).
Ten ostatni incydent też zresztą w dużej mierze przypisywany jest specyficznym priorytetom obecnej ekipy rządowej USA. Innymi słowy, preferowaniem zatrudniania faworyzowanych grup demograficznych, nie zaś kompetentnych specjalistów. Ten ostatni fakt nagłośnił ostatnio Elon Musk, który naturalnie zderzył się z tego powodu z oskarżeniami o nietolerancję.
Sekretarz Buttigieg oraz FAA odrzucają jednak oskarżenia i twierdzą, że „różnorodność jest absolutnie krytyczna” dla zapewnienia bezpieczeństwa ruchu, zaś „inkluzywność” stanowi o sile ich pracowników.
Może Cię zainteresować: