„Janusz z Lamborghini” nadal nie wypłacił protestującym truckerom pensji. W tle strajk głodowy, niemiecka policja i Rutkowski Patrol

W Niemczech od miesiąca trwa protest i strajk kilkudziesięciu kierowców ciężarówek, głównie z krajów Wschodu, zatrudnionych w małopolskich firmach Agmaz, Luk-Maz oraz Imperia. Truckerzy oskarżają pracodawcę m.in. niewypłacanie zaległych wynagrodzeń i naruszanie ich praw jednocześnie zarzucając mu prowadzenie luksusowego stylu życia. Po ostatniej konfrontacji protestujący odzyskali część należnych im pieniędzy, jednak nadal domagają się pełnych należnych im kwot. Planują rozpoczęcie strajku głodowego do momentu aż ich żądania zostaną spełnione. Sprawę opisują zarówno polskie jak i zagraniczne media.

Strajk a patologie w polskim przemyśle transportowym

Przypomnijmy: truckerzy oskarżają właściciela grupy, p. Łukasza Mazura, o niewypłacanie zaległych wynagrodzeń, pracę ponad siły, nieprzejrzyste zasady pracy i inne naruszenia. Skarżyli się też że nie mają czasu na odpoczynek i że praktycznie nie wracają do bazy. Konflikt przerodził się w otwartą konfrontację kiedy biznesmen próbował odzyskać przechwycone ciężarówki przy pomocy firmy ochroniarsko-detektywistycznej Rutkowski Patrol, którą niemieccy związkowcy nazwali „grupą paramilitarną”. Skończyło się to tymczasowymi aresztowaniami dokonanymi przez tamtejszą policję.

Jak informują źródła sympatyzujące z protestującymi, w ostatnim czasie i po nerwowej konfrontacji doszło do pewnego przełomu: kierowcy uzyskali bowiem część należnych im wynagrodzeń, w sumie w wysokości ok. 200 tysięcy euro. To nie zaspokaja jednak ich żądań: ich zdaniem pełny wymiar należności to 297 585 EUR, a zatem do wyrównania brakuje jeszcze prawie 100 tys. Teraz niestety negocjacje (jeśli można to tak nazwać, jako że właściciel firmy miał kontaktować się z pracownikami tylko przez pisma prawnika) znowu utknęły w miejscu. Protestujący grożą podjęciem głodówki trwającej tak długo, aż należne im kwoty trafią do ich rąk. Do tego czasu planują zajmować dalej ciężarówki grupy transportowej i kontynuować strajk.

Źródło: Facebook, profil firmy

Rutkowski Patrol kontratakuje, przewoźnik nie widzi swojej winy

Jeśli wierzyć słowom jednego z uzbeckich kierowców z którymi rozmawiali polscy związkowcy, miało dojść do kolejnej próby przejęcia ciężarówek przez firmę Rutkowskiego. Trucker miał zauważyć podejrzany samochód z logiem firmy, po czym szybko skontaktował się z niemieckimi służbami. Od czasu pierwszej konfrontacji lokalni policjanci regularnie patrolują i zabezpieczają miejsce strajku. Teraz ludzie Rutkowskiego planują protest przed niemiecką ambasadą w Warszawieoskarżają służby naszego zachodniego sąsiada o łamanie prawa.

Zobacz też: Polska będzie kryptowalutową potęgą? Jesteśmy w ścisłej czołówce światowej jeśli chodzi o bitomaty

Źródło: BILD

Sam Rutkowski bardzo negatywnie opisuje dotychczasowe relacje medialne na temat wydarzeń w których wzięli udział jego ludzie. Według niego, nie pracują dla niego „bojówkarze”, lecz profesjonaliści, w tym emerytowani pracownicy służb mundurowych. Do konfrontacji miało też dojść nie podczas rzekomej „pacyfikacji”, lecz w momencie w którym truckerzy zaatakowali pierwsi.

— (…) zaczął być bity i w tym momencie moi ludzie stanęli w obronie tego przedsiębiorcy. Niemiecka policja, zamiast działać wobec tych, którzy byli agresorami, którzy zaczęli bić kierowcę i okładać pięściami mojego współpracownika, zagrozili naszym ludziom, że podejmują nielegalne działania i zakłócają porządek — relacjonuje.

Jeśli spytać firmy transportowe co dokładnie jest kością niezgody i co wydarzyło się podczas próby przejęcia ciężarówek przez kierowców zastępczych, także otrzymamy radykalnie różne odpowiedzi. Według kierowniczki zarządzającej transportem w spółce Agmaz, Renaty Rusin:

– W Niemczech policja uniemożliwiła nam mediację, odbiór samochodów i ładunków. Nie chciała nawet przyjąć zawiadomienia o przywłaszczeniu cudzej własności. Rozliczenia kierowców prowadzone są każdego miesiąca i absolutnie nie mamy do czynienia z jakimiś zaległościami.

Czy zatem faktycznie przewoźnikowi nie można nic zarzucić? Niewiele na to wskazuje. W 2022 r. bowiem małopolska ITD wlepiła firmie szereg kar na podstawie licznych znalezionych nieprawidłowości. Wysokość kar sumarycznie wyniosła między 120 a 260 tys. złotych, a kolejne postępowania w sprawie wynagrodzeń są aktualnie prowadzone przez Państwową Inspekcję Pracy.

Jeden z przewodniczacych NSZZ Solidarność, Tadeusz Kucharski, twierdzi, że:

Od 20 lat mówimy, że trzeba zacząć egzekwować przepisy. Przedsiębiorcy dostali tanią siłę roboczą, bo ludzie uciekają z Białorusi, Ukrainy i pracują za miskę ryżu.

Do protestujących spływa międzynarodowe wsparcie

Poza opisywaniem sprawy przez polskie i zagraniczne media do truckerów spływa też międzynarodowe wsparcie. Dostarczane jest im pożywienie, wyrazy wsparcia i solidarności, nie tylko od ugrupowań związkowych, ale też od zwykłych ludzi. Między innymi i dlatego strajk raczej nie skończy się przedwcześnie.

Zobacz też: Największy w historii skok na złoto Kanady miał miejsce dwa dni temu. I nikt nic nie wie?

Maciej Wroński, prezes związku pracodawców Transport i Logistyka Polska, ostro skrytykował omijanie przepisów i zatrudnianie pracowników z krajów Wschodu „na czarno”. Wskazuje że prowadzi to do psucia rynku i utraty zaufania do całej branży. Wskazuje też na winę polityki rządu i dodatkowe koszty narzucone na pracodawców, m.in. związane z nowym Pakietem Mobilności.

– Taka sytuacja wskazuje także na psucie rynku, omijanie wymaganych przez regulacje kosztów i jest to nieuczciwa konkurencja wobec firm zatrudniających etatowo i płacących na czas, a takich jest znakomita większośćzaznacza Wroński.

– Uczciwy przedsiębiorca to w dzisiejszych czasach naiwniak, a nie partner dla rządzących. dodaje.

Może Cię zainteresować:

LamborghiniNiemcyPolskaProtesttransport
Komentarze (0)
Dodaj komentarz