Bieżący rok obfituje w wykresy, które wzbudzają podziw. W ostatnich dwóch kwartałach rynkowi oberwało się naprawdę dotkliwie, by teraz powstawać niczym feniks z popiołów. Rzućmy okiem na USA.
Uszczerbiony wykres
Tak oto naszym oczom ukazuje się wykres dla handlu detalicznego w USA. Marcowe tąpnięcie skurczyło cały detal pod względem zakupów o około 50%. Było to jednak przejściowe. Nie dość, że nastąpił powrót do stanu pierwotnego, to jeszcze wciąż impet rynku pnie go w górę. Wygląda to całkiem nieźle.
Lepszy wynik niż rok temu
Obecne tempo wzrostu jest zadowalające. Nieco niższe niż zakładano, ale ważne, że w dobrym kierunku. Lipiec to trzeci miesiąc z rzędu, kiedy wartość zakupów rośnie, dokładnie o 1,2% w stosunku do miesiąca poprzedniego. Względem poprzedniego roku też jest dobrze – 2,7% wyżej.
Fed poinformował, że wartość produkcji w kopalniach i fabrykach samochodów również wzrosła – o 3%. To dobra wiadomość zważywszy na fakt, że branży motoryzacyjnej w związku z kryzysem się mocno oberwało. Tam też powoli następuje odrodzenie.
Michael Gapen, główny ekonomista Barclays Plc w telewizji Bloomberg skomentował sprawę:
„To jest zgodne z początkowym załamaniem i trwającym ożywieniem. Lipcowe dane w sumie sugerują, że gospodarka nadal ma impet. Otwartym pytaniem jest, czy uda nam się to osiągnąć we wrześniu i październiku”.
Nastroje konsumenckie
Wczoraj pisałem o nastrojach konsumenckich w artykule o analizie NBP. Dziś również temat wraca. Nastroje klientów w kwestii detalu to kluczowa zmienna. Niestety nadal mają się one kiepsko.
„Wstępny wskaźnik nastrojów konsumenckich z University of Michigan wzrósł o 0,3 pkt. do 72,8 pkt., nadal zbliżając się do kwietniowego niżu pandemicznego 71,8, który był najgorszy od 2011 roku”.
Możliwe, że ludziom brakuje nadal bodźca do tego żeby uruchomić swoje pozytywne przekonania względem rzeczywistości. Przypuszczam, że obawa o drugą falę wirusa oraz inne czynniki, taki jak protesty w USA źle wpływają na chęć nabywania dóbr. Pandemia i strach związany z utratą pracy sprawił, że ludzie przewartościowali raz jeszcze kwestie związane z pieniędzmi. Lwia część konsumpcyjnego stylu, uskuteczniana jest za pieniądze, których się nie ma. Gdy przez chwile ludziom wydawało się, że stracą pracę i dochody, a zostanie komornik pod drzwiami, to stres z tym związany może trwać do dzisiaj.
Ważne, aby motyw przezornościowy nie trwał w nieskończoność ponieważ obieg pieniądze pomiędzy gospodarstwami domowymi, przedsiębiorcami a bankiem centralnym trzeba zachować. Więcej o zaciskaniu pasa pisałem tutaj.
Które sektory najbardziej odbiły?
Przede wszystkim RTV/AGD – 37,6% w czerwcu, zaś 22,9% w lipcu. Pozostałe dziewięć na trzynaście kategorii detalu też rośnie w umiarkowanym tempie. W sklepach sportowych i hobbystycznych sprzedaż wzrosła w czerwcu o 27,6%, zaś w lipcu spadła o 5%.
Skąd się biorą pieniądze na wydatki?
W Polsce trwa dyskusja na temat wysokości socjalu, ale to co u nas, to jeszcze nic w porównaniu z USA. Do tej pory było 600 dolarów tygodniowo socjalu związanego z pandemią, ale ten program już wygasł. Rząd w obawie o spadek popytu konsumpcyjnego zaproponował jednak 300 dolarów tygodniowo zasiłku. To wciąż dobra kasa do dostania za darmo. Takie działania jednak nie sprawdzą się na dłuższą metę, ponieważ nie da się w nieskończoność stymulować gospodarki.
Wcześniej czy później musi ona stanąć na własny nogach i zacząć „żyć własnym fiskalnym życiem”. Niestety ale ta perspektywa jest odległa. Czy to w USA czy w Europie cały czas jest jedno wielkie wołanie o pomoc. Ilekroć się nie wymyśli pakietu pomocowego, to okazuje się, że jest i tak za mało.
Ekonomicznie znaleźliśmy się w dość nieciekawym punkcie w historii. Oby wyjście z tego chaosu zależało wyłącznie od czasu, który musi minąć by system wrócić do stanu homeostazy. Wtedy to pół biedy, po prostu się poczeka.
Zapraszam do komentowania.