Białoruś jest skazana na Putina | Wywiad z Krzysztofem Wojczalem

Z Krzysztofem Wojczalem, prawnikiem, pasjonatem geopolityki i polityki międzynarodowej, rozmawiamy o sytuacji na Białorusi, jej zależności od Rosji i działaniach Polski, NATO i Unii Europejskiej wobec nieustających protestów i dyplomatycznych działań naszego wschodniego sąsiada.

Zależność Białorusi od Rosji

Albert Kiciński: Jak ważna jest Białoruś dla Rosji?

Krzysztof Wojczal: Dla Federacji Rosyjskiej jest to w tej chwili najważniejsze państwo położone w strefie buforowej pomiędzy NATO, a Rosją. W 2014 roku Ukraina została niejako utracona, jeśli chodzi o rosyjską strefę wpływów w Europie. Dlatego władze z Kremla nie mogą już sobie pozwolić na kolejne porażki w naszym regionie. Natomiast z perspektywy czysto strategicznej, Białoruś jest jak centrum szachownicy. Stawiając na nim silną figurę, taką jak np. 1. Gwardyjska Armia Pancerna, można grozić atakiem w każdym kierunku. W takiej sytuacji NATO i Amerykanie musieliby zaangażować znacznie większe siły i środki by zabezpieczyć wszystkie potencjalne cele ataku. To znacznie zawyżyłoby koszty po stronie Sojuszu, jeśli chodzi o ewentualne prowadzenie nowej zimnej wojny z Rosją. Co nakazywałoby dokonać kalkulacji, czy nie lepiej ulec politycznym żądaniom z Kremla.

Jaki Rosja ma plan na sytuację na Białorusi? Białoruś jest przecież skazana na Putina, który na pewno nie wypuści jej z rąk.

W zasadzie druga część pytania stanowi poniekąd odpowiedź. Przez to, że Białoruś jest skazana na Putina, ten posiada wiele opcji. Uważam, że nie istnieje sztywny scenariusz postępowania wobec Mińska i Łukaszenki. Putin będzie reagować na to, co się będzie działo stosownie do sytuacji. Ma po temu narzędzia.

Demokratyzacja Białorusi?

Czy Rosja może pozwolić na demokratyzację Białorusi, kosztem rządów Łukaszenki (coś jak scenariusz armeński, gdzie rządzi prorosyjska demokratyczna opozycja)? A może zostawi Łukaszenkę, uzależniając go bardziej od siebie? Albo się go pozbędzie i przyczyni się do mianowania przywódcy z establishmentu białoruskiego? Może też oddać rządy opozycji, co osobiście dla mnie wydaje się niemożliwe. Demokratyzacja Białorusi byłaby groźna dla samej Rosji, dla władzy Putina. Byłaby jakimś znakiem dla społeczeństwa rosyjskiego.

Najprościej kontroluje się państwo zarządzane w sposób autorytarny. Wystarczy przystawić pistolet do głowy lub ją podmienić, a ta już sama będzie myśleć o tym, jak zmusić całe ciało do posłuszeństwa. By kontrolować państwo demokratyczne, wymagane jest dużo więcej finezji. Jest to nieco bardziej skomplikowane, a więc i droższe. Wynika to z podziału władzy i występowania wielu niezależnych od siebie organów państwowych. Załóżmy, że do zgody na utworzenie stałych rosyjskich baz wojskowych na Białorusi niezbędna byłaby regulacja ustawowa. Wówczas Rosjanie musieliby kontrolować większość w niższej izbie parlamentu, większość w wyższej izbie parlamentu, a także Trybunał Konstytucyjny i prezydenta. Bowiem każdy z tych organów mógłby zablokować taką ustawę. To komplikuje i wydłuża pewne procesy. Z drugiej strony, społeczeństwo w kontrolowanej demokracji może być mniej świadome swojego braku wpływu na losy państwa. A więc być bardziej podatne na manipulacje.

Niemniej uważam, że Rosjanom kończy się czas i szukają najprostszych rozwiązań. Losy Łukaszenki leżą w jego rękach i w rękach Białorusinów. Jeśli obecny prezydent nie zdoła opanować i ustabilizować sytuacji w kraju, wówczas możemy doczekać się wariantu egipskiego. Tam w 2011 i 2013 roku armia odsuwała prezydentów od władzy i organizowała nowe wybory. Wojskowi powoływali się wtedy na wolę ludu. Na Białorusi może być podobnie. Jeśli Aleksandr Łukaszenka zbyt długo będzie się borykał z protestami, co blokuje w pewien sposób ruchy Rosjan, to może zostać odsunięty przez armię realizującą w ten sposób wolę narodu. Dolary przeciw orzechom na to, że zorganizowane przez białoruską armię wybory doprowadzą do objęcia władzy przez osobę jeszcze bardziej posłuszną Moskwie.

Obecny stan niepewności jest niekorzystny dla Federacji Rosyjskiej

Protesty w Mińsku trwają już od wielu tygodni i na razie nic nie wskazuje na to, że się zakończą. Jak dalej potoczy się sytuacja? Przecież protesty nie mogą trwać wiecznie.

Trwające protesty na Białorusi oraz wewnętrzna walka o władzę są korzystne z perspektywy Polski i NATO. Póki sytuacja jest napięta, póty Rosjanie będą unikać stanowczych kroków. Chodzi mi głównie o ewentualne wprowadzenie rosyjskich wojsk na granicę polsko-białoruską. Na stałe. Społeczeństwo białoruskie mogłoby to odczytać jako posunięcie przeciwko Białorusinom lub opowiedzenie się Putina po stronie Łukaszenki. Władze z Kremla wolałyby tego uniknąć, zwłaszcza, że chcą mieć łatwość w ewentualnym przejęciu kontroli nad opozycją. Na wypadek, gdyby ta obaliła dotychczasowego prezydenta.

Z tego płynie jeden wniosek. Obecny stan niepewności jest niekorzystny dla Federacji Rosyjskiej. Protesty muszą ustać ponieważ generują ryzyko polityczne i odwlekają rosyjskie ruchy. Aleksandr Łukaszenka nie może w tej sytuacji zrobić wiele. Myślę, że liczył na znużenie społeczne. Jednak tak, jak w przypadku Hongkongu, znużenie to nie następuje. Jeśli sytuacja będzie się dalej przeciągać, białoruskie elity mogą stanąć przed wyborem: albo strzelać do rodaków na ulicach, albo podzielić los Łukaszenki. Jakikolwiek go nie czeka. W takiej sytuacji najłatwiej byłoby poświęcić samego Łukaszenkę. Obarczyć go winą i odpowiedzialnością za to się stało, a następnie zorganizować wybory, w których wygra opcja nie domagająca się lustracji i rozliczeń.

Nie mam przy tym wątpliwości, że wojskowi dowódcy oraz najwyżsi oficerowie białoruskich służb będą działali w porozumieniu z Moskwą. Tylko stamtąd mogą oczekiwać gwarancji na to, że pozostaną na stanowiskach. I tylko Federacja Rosyjska może względem Białorusi użyć szantażu, gdyby w Mińsku zdecydowano się na asertywną wobec Rosjan postawę.

Na pewno nie ma szans na dalszą demokratyzację Białorusi w stylu zachodnim, dołączenie do struktur NATO czy UE. Tak jak Putin nie chciał wypuścić z rąk Ukrainy, tak tym bardziej nie pozwoli odejść Białorusi ze swojej strefy wpływów. To byłaby zarówno porażka Rosji, jak i rosyjskiej polityki mocarstwowej.

W przypadku Ukrainy, Władimir Putin został zaskoczony. Ukraina to wielki obszarowo kraj z dostępem do morza, surowców oraz z ogromnymi magazynami surowców energetycznych. Zależność gospodarcza Kijowa od Moskwy była niższa niż jest to w przypadku Mińska. A i tak potrzeba było rozpadu ZSRR i dwóch rewolucji, by kraj ten wyrwał się spod kontroli Kremla. Nie obyło się przy tym bez strat w postaci Krymu i Donbasu, gdzie mamy do czynienia z zamrożonym konfliktem zbrojnym. Białoruś jest znacznie mniejsza, słabsza militarnie i gospodarczo, a także gorzej położona od Ukrainy. Nie posiada zbyt wielu zasobów naturalnych, a co najważniejsze, po rozpadzie ZSRR pozostała kompletnie zależna ekonomicznie od Federacji Rosyjskiej. Rosjanie mają więc w tym przypadku wszystkie karty.

Jakie jest społeczeństwo białoruskie? Bardziej prozachodnie czy prorosyjskie?

Trudno mi z czystym sumieniem wypowiedzieć się w tej sprawie, bowiem nigdy nie byłem na Białorusi, a także nie mam kontaktu z przedstawicielami jej społeczeństwa. Niemniej warto odnotować, że protesty wycelowane są przeciwko Łukaszence, a nie przeciw prorosyjskiej polityce zagranicznej.

Współpraca militarna Rosji i Białorusi

Rosja i Białoruś oficjalnie są w tzw. Związku Białorusi i Rosji lub Związku Rosji i Białorusi – konfederacji 2 państw: Federacji Rosyjskiej i Białorusi, mającej na celu doprowadzenie w przyszłości do integracji gospodarczej i walutowej. Ostatnio Łukaszenka nawet wspomniał o tym Związku, mimo tego, że odraczał raczej większe scalenie dwóch państw. Jak ten Związek wygląda w rzeczywistości? Jak bardzo dwa państwa współpracują?

W ostatnim latach Aleksandr Łukaszenka prowadził bardzo asertywną politykę względem Rosji. Być może nawet z tego właśnie powodu ma teraz takie problemy. Projekt integracji rosyjsko-białoruskiej ograniczyłby władzę białoruskiego prezydenta. Z jego punktu widzenia ten kierunek był ryzykowny i w zasadzie niekorzystny. To byłoby dobrowolne popadnięcie w jeszcze większą zależność od Kremla. Łukaszenka, jak każdy dyktator, chciał pozostawić sobie jak największe pole manewru i swobody. Samemu decydować o własnym losie i o tym, jak długo miałby sprawować władzę na Białorusi. Dlatego robił co mógł, by trzymać Władimira Putina na dystans. Temu drugiemu jednak, po roku 2014, zaczęło się śpieszyć. Zaczął naciskać.

Stąd wyraźne sygnały Łukaszenki w stronę zachodu, które można było odczytać latem 2018 roku. Pisałem wówczas w sierpniu o tym, że jest szansa na podjęcie próby wyciągnięcia Białorusi z objęć Rosji. Łukaszenka dojrzał do rozmów. W istocie, dostrzegli to również Amerykanie wysyłając dyplomatę do Mińska pod koniec października. Od tego czasu trwały negocjacje, również z udziałem Polaków.

W mojej ocenie Rosjanie mieli dość tych podchodów i dlatego postarali się o opozycję dla Łukaszenki w ostatnich wyborach. Długie ramiona Moskwy były w nich wyraźnie widocznie. Tuż przed wyborami białoruskie służby wyłapały rosyjskich najemników, którzy znaleźli się w Mińsku. Także życiorysy pozamykanych przez Łukaszenkę opozycjonistów mogą rodzić pewne pytania dotyczące powiązań z Rosją. W czasie nocy wyborczej, białoruskie służby natychmiast zamknęły stolicę, pojawiając się licznie na ulicach. Widać było, że Łukaszenka spodziewał się jakieś rewolty i był na nią przygotowany.

Pozostają więc pytanie, co chcieli osiągnąć Rosjanie na Białorusi i czy im się to udało. Czy przewidzieli tak wielki odzew białoruskiego społeczeństwa, czy też skala, natężenie i długotrwałość protestów jest dla nich zaskoczeniem?

Łukaszenka wspominał ostatnio o zagrożeniu z zewnątrz, o ruchach wojsk NATO i Polski. Czy to czasem nie jest na pokaz, żeby przestraszyć część społeczeństwa i zainteresować sytuacją Rosję? Zyskać jej poparcie?

O ile przed sierpniowymi wyborami Aleksandr Łukaszenka mógł i przeciwstawiał się w pewnym zakresie woli Władimira Putina, o tyle po wyborach stał się od niego całkowicie zależny. Tego rodzaju komunikaty są tego wyrazem. Warto jednak dodać, że w istocie przy granicy z Białorusią Wojsko Polskie zorganizowało niewielkie ćwiczenia wojskowe z udziałem Leopardów. Oczywiście nie miało to na celu straszenia Łukaszenki. Te siły były zbyt małe by komukolwiek zagrozić, ale z pewnością był to sygnał, że Polska monitoruje sytuację na Białorusi i reaguje na zagrożenia pojawiające się tuż za jej granicą.

NATO a sytuacja na Białorusi

Czy Rosja byłaby w stanie zbrojnie bronić Białorusi? Ostatnio na zasadzie „odstraszania” odbyły się manewry „Słowiańskie braterstwo 2020”. To sygnał dla Zachodu, że obydwa Państwa współpracują.

To dość przewrotnie postawione pytanie. Trudno sobie wyobrazić, by Federacja Rosyjska musiała zbrojnie bronić Białorusi. Chyba, że w ten sposób władze z Kremla tłumaczyłyby ewentualne wkroczenie swoich wojsk na terytorium mniejszego sąsiada. Rosjanie nie muszą bronić Białorusi, bo nikt nie zamierza jej atakować. Wątpliwa jest też gotowość Wojska Polskiego i NATO do wykonania takiej operacji.

Co tak naprawdę dzieje się na granicy polsko-białoruskiej? Naprawdę trzymamy tam jakieś wojska?

Byłoby źle, gdybyśmy nie pilnowali swoich granic.

Na co w ogóle gotowe jest NATO i Polska? Jak daleko może się posunąć? Według mnie raczej będzie czekać, nie podejmując jakichś nieprzemyślanych ruchów, które mogłyby zostać odebrane jako prowokacja.

Wszystkie białoruskie karty leżą po stronie Kremla. Uważam, że Rosjanie nie zagrali jeszcze tym, co posiadają, ponieważ rozmiar i natężenie protestów społecznych okazały się zaskakująco duże. NATO i Polska nie posiadają w tej chwili dużego pola manewru. Niecałe dwa lata to stanowczo za mało, by zbudować realne powiązania z państwem dotychczas kompletnie zależnym od Rosji. Myślę tu o ewentualnej budowie rurociągów, inwestycjach i przede wszystkim stworzeniu realnego potencjału militarnego, który mógłby posłużyć jako gwarancja bezpieczeństwa dla Białorusi.

Strategiczna sytuacja Polski

Jak na całą sytuację zapatruje się nasz rząd? Strategicznie jaka sytuacja byłaby najlepsza dla Polski?

Trudno jest mi wypowiadać się za naszych decydentów. Strategicznie, w mojej ocenie Białoruś jest stracona dla zachodu. Jeśli Łukaszenka utrzyma władzę, to pozostanie już na łasce Kremla. Jeśli zostanie wymieniony, to na osobę o prorosyjskim nastawieniu. Gdyby zaś doszło do demokratyzacji Białorusi, to zwycięzcy wyborów zostaliby postawieni przez białoruską armię i Rosjan pod ścianą. O ile wcześniej moskiewskie służby nie przejęłyby kontroli nad opozycją. Ergo, stan który trwa teraz jest dla nas korzystny i z naszego punktu widzenia dobrze by było, by trwał jak najdłużej. Każdy dzień, w którym 1. Gwardyjska Armia Pancerna znajduje się aż pod Smoleńskiem, jest kolejną dobą, którą powinniśmy poświęcić na przygotowanie własnej armii na obronę kierunku na Warszawę z Brześcia i Grodna.

Polska stara się wykorzystać te nieliczne aktywa, które już posiada. Z pewnością jednak telewizja Biełsat to stanowczo zbyt mało, by wyciągnąć Białorusinów z rosyjskiej strefy wpływów.

Co w tej sytuacji może zrobić Unia Europejska czy Niemcy?

Sądzę, że Niemcy i Francja wciąż liczą na porozumienie z Federacją Rosyjską. Zdziwiłbym się, gdyby Unia Europejska lub któreś z tych państw z osobna podjęło realne działania na rzecz oderwania Białorusi od Moskwy. Wykracza to zresztą poza możliwości tak Brukseli, jak i Paryża czy Berlina. Niemcy akceptowały fakt, że Białoruś i Ukraina znajdowały się w rosyjskiej strefie wpływów. Nie miały ambicji tego zmieniać.

W przypadku Ukrainy, motorem napędowym zmian byli Amerykanie, którzy dziś wydają się wręcz zaskoczeni tym, co się dzieje na Białorusi. Z ich perspektywy rozmowy z Łukaszenką podążały w dobrym kierunku. Zorganizowano Białorusi odbiór gazu przez Litwę. Rozpoczął się proces budowania realnych powiązań z Mińskiem, które pozwoliłyby na uniezależnienie go od Moskwy. Zwłaszcza w kwestii dostaw surowców energetycznych, co było kluczowe. To, czego potrzebowało NATO, to był czas. I tego właśnie zabrakło.

Zaryzykuję dość kontrowersyjne stwierdzenie, że być może społeczeństwo białoruskie wybrało zły geopolityczny moment na próbę pokojowego przejęcia władzy. Możliwe też, że ktoś zainicjował lub zasugerował protesty akurat w momencie, gdy udało się rozwiązać kwestię zależności energetycznej Białorusi od Rosji. To są oczywiście wszystko spekulacje, niemniej tego rodzaju scenariusz należy rozpatrywać w kategorii prawdopodobnych.

Dziękuję za rozmowę.

Jak usłyszeliśmy od naszego eksperta, sytuacja na Białorusi jest na tyle skomplikowana, że ciężko na razie przewidzieć, jak dalej potoczy się sytuacja. Wszystko zależy od ruchów Federacji Rosyjskiej, która traktuje teren Białorusi jako swoją strefę wpływów. Z racji tego, że Białoruś jest naszym najbliższym sąsiadem, warto obserwować rozwój wydarzeń w tym kraju.

Nazywam się Albert Kiciński. To pierwszy z cyklu wywiadów, który dla Was przygotowałem. Z moimi rozmówcami będziemy poruszać tematy związane m.in. z polityką, geopolityką, socjologią, no i oczywiście ekonomią. Już zapraszam do lektury kolejnego wywiadu. Mogę tylko zdradzić, że porozmawiamy o rynku ropy naftowej.

BiałoruśgeopolitykaNATOpolitykapolityka międzynarodowaprotestyputinRosjaŁukaszenko
Komentarze (0)
Dodaj komentarz