Nowa kalifornijska ustawa o „licencjonowaniu” kryptowalut czeka na podpis gubernatora (który jest podobno formalnością) i jest o krok od wejścia w życie. Zgodnie z zapisami zawartymi w dokumencie, wszystkie firmy powiązane z kryptografią, które będą chciały prowadzić biznes w Kalifornii, będą mogły to zrobić dopiero po otrzymaniu specjalnej licencji.
Przedstawiciel Zgromadzenia Stanu Kalifornia (ang. California Assembly) Timothy Grayson, przedstawił niedawno ustawę sporządzoną przy udziale Kalifornijskiej Federacji Konsumentów. Oficjalnym celem ustawy jest „ochrona obywateli Kalifornii przed finansowymi trudnościami i wspieranie odpowiedzialnej innowacji poprzez licencjonowanie i regulowanie działalności giełd kryptowalutowych”. Co więcej, zgodnie z zapisami w ustawie „giełdy mają działać w jak najlepszym interesie klienta, gdy polecają konkretną kryptowalutę”. Kalifornia będzie jednym z pierwszych stanów w USA wprowadzającym takie regulacje.
„Chociaż nowoczesność i innowacyjność kryptowalut jest częścią tego co sprawia, że inwestowanie jest tak ekscytujące, sprawia ona również, że jest bardzo ryzykowne dla konsumentów, ponieważ firmy kryptowalutowe nie są odpowiednio regulowane i nie muszą przestrzegać wielu tych samych zasad, które dotyczą wszystkich innych podmiotów” – powiedział Grayson w momencie ogłoszenia ustawy.
Według autorów ustawy, ma ona zapewnić konsumentom podstawową ochronę i zmusić giełdy do promowania „zdrowego” rynku i względnie bezpiecznych cyfrowych aktywów, które nie niosą za sobą zbyt dużego ryzyka.
Informacja o wejściu wspomnianej ustawy w życie pociągnęła za sobą falę krytyki. Wśród krytykujących znalazło się m. in Stowarzyszenie Blockchain (ang. Blockchain Association), według którego ustawa „zdusi tylko innowacje tworząc krótkowzroczne, nieprzydatne ograniczenia zgodne z indywidualną wizją gubernatora”, co w praktyce oznaczać będzie wyemigrowanie większości firm z branży kryptograficznej z Kalifornii – tak jak to miało miejsce w Nowym Jorku.
Jeśli gubernator Newson podpisze ustawę (ma czas do 30 września), to wejdzie ona w życie w styczniu roku 2025.
Czy można już mówić o dekadencji Kalifronii?
Biorąc pod uwagę wiadomości docierające do nas zza oceanu, nie trudno wysnuć wniosek, że w Kalifornii od kilku lat nie dzieję się najlepiej, i że kraina przez wielu postrzegana jako swoisty raj na Ziemi, zmierza ku nieuchronnemu upadkowi.
Niedawno wiele mówiło się o zmianie nowelizacji prawa, w myśl której zabranie towarów ze sklepowych półek, których wartość nie przekracza 950 dolarów, nie jest traktowana jako kradzież. Po podpisaniu nowelizacji nie trzeba było długo czekać, by hordy rozwrzeszczanych szabrowników ruszyły na łowy i zaczęły ograbiać lokalne sklepy, posyłając biznesy lokalnych przedsiębiorców na dno. Jak widać to jednak wciąż zbyt mało dla postępowego rządu Kalifornii.
Pomimo ostrzeżeń Kalifornijskiego Niezależnego Operatora Systemu (energetycznego) o ograniczenie ładowania samochodów elektrycznych do koniecznego minimum, nonszalanccy Kalifornijczycy postanowili ładować je bez opamiętania (w końcu jutro też muszą czymś dotrzeć do pracy) i szybko doprowadzili do sytuacji, w której popyt na energię przewyższył podaż (wykres poniżej).
W związku z zaistniałą sytuacją, przedstawiciel neokomunis… demokratycznej władzy, Gubernator Kalifornii Gavin Newsom, musiał zwolnić awaryjne źródła energii przygotowane na czarną godzinę i tak oto skomentował całe zajście:
„To pewne, że Matka Natura nas prześcignęła […] żyjemy w czasach skrajności – skrajnych upałów i skrajnych susz”
… skrajnej naiwności, głupoty i chciwości – zapomniał dodać.
Urzędnicy z kalifornijskiej sieci energetycznej wydali oświadczenie, w którym zalecali mieszkańcom stanu by przygotowali się na nadchodzące blackouty (braki w dostawie prądu), gdyż sieć nie jest w stanie wytrzymać obecnego zapotrzebowania na energię elektryczną w połączeniu z tak wysokimi temperaturami.
Zwykło się u nas mawiać: „Polak mądry po szkodzie”. Okazuje się jednak, że postępowy Kalifornijczyk także nie popisał się przenikliwością i nie przewidział tego, że panele fotowoltaiczne i wiatraki nie poradzą sobie z obecnym zapotrzebowaniem energetycznym stanu, w którym mieszka 39 mln ludzi. Jakby tego było mało, kalifornijscy ustawodawcy zaakceptowali niedawno ustawę, która ma wyeliminować wszystkie samochody napędzane ropą lub gazem do roku 2035. Ustawa zakłada tym samym, że wszyscy Kalifornijczycy przesiądą się do tego czasu na samochody elektryczne, ale biorąc pod uwagę ich ceny oraz możliwości przerobowe sieci energetycznych, należy spodziewać się tego, że albo władza pozbędzie się dziecięcej naiwności, albo po 2035 samochodem będą podróżowali tylko wybrańcy. Zresztą tak byłoby nawet lepiej – chciwe świnie co tylko żarłyby mięso przesiądą się wreszcie na prozdrowotne rowery, zrezygnują z wywołującej przeziębienie klimatyzacji i przestaną używać zbędnych gadżetów, których fale elektromagnetyczne wywołują raka i depresję. No i przestaną jeść mięso. Towarzysze będą zdrowsi, chudsi, gładsi i szczęśliwsi. Wszystko w myśl zasady „nie będziesz nic posiadał i będziesz szczęśliwy!”
Można by o tym wszystkim pomyśleć: „a kogo to obchodzi, w końcu to po drugiej stronie świata, ta Kalifornia”. Można też się nieźle pośmiać. Smuci jednak fakt, że Kalifornia od lat wyznacza ogólnokrajowe, a co za tym idzie także ogólnoświatowe trendy (mowa o szeroko rozumianej „Cywilizacji Zachodu”) – miejmy nadzieję, że tym razem posłuży za przykład, o którym mówi się – „o, właśnie pokazali jak nie trzeba robić” – i po raz kolejny przysłuży się ogólnemu dobru.
*Źródła:
- zerohedge.com
- decrypt.com
- statista.com
- twitter.com
Może Cię zainteresować: