Jeśli kibice mieli uwierzyć, że wygrana w Bilbao oznacza powrót poważnego Realu, to Celta Vigo brutalnie ich z tej iluzji wyrwała. Na Santiago Bernabéu nie było żadnej dominacji, żadnego galaktycznego futbolu. Był za to płaski, wolny, bezradny Real, który przez ponad godzinę wyglądał jak statysta w meczu u siebie. I przegrał 0:2.
Real Madryt się sypie. Celta robi z niego mem na Bernabéu, a City już się oblizuje
Celta przyjechała bez kompleksów, wysoko podchodziła pressingiem, wymieniała piłkę z luzem. Jakby to ona grała u siebie. A publiczność? Od znudzonej ciszy przeszła do wściekłych gwizdów przy długich okresach posiadania piłki przez gości. W pewnym momencie trybuny Bernabéu nie gwizdały już na sędziego. Gwizdały na własny zespół.
I w tle ta jedna myśl, która przewija się teraz we wszystkich hiszpańskich komentarzach: „Jeśli Celta robi ci coś takiego… to co dopiero zrobi z tobą Manchester City?”
Kluczowy moment? Gol na 0:1, który spokojnie można wstawić do kompilacji „najładniejsze bramki sezonu”. Williot Swedberg kończy koronkową akcję Celty strzałem delikatnym, inteligentnym, genialnym w prostocie. Courtois nawet nie zdążył zareagować, bo piłka była już w siatce. Później Szwed dołożył drugą bramkę, znów z wykończeniem z kategorii tych do zapętlenia.
Fran García zaliczył dwie żółte kartki w minutę. Najpierw faul taktyczny – jeszcze do wybaczenia. Minutę później spóźnione wejście, ręka w twarz rywala, druga żółta, Xabi Alonso przy linii ryczy: „Fran, no me jodas!”. I nie trzeba tłumaczyć.
Real uzależniony od Mbappé. A jak Kylian ma gorszy dzień – nie istnieje
Najbardziej bolesne dla Madrytu są liczby. Z czterech meczów ligowych, w których Mbappé nie strzela, Real nie wygrywa trzech. Celta tylko potwierdziła diagnozę: kiedy „siódemka” ma gorszy dzień, reszta ataku znika z radarów. Vinicius bez gola w lidze od ośmiu spotkań, Rodrygo – dziewięć miesięcy bez ligowego trafienia.
Przez większość meczu Mbappé praktycznie nie dostał piłki w warunkach, w których zazwyczaj trafia. Pierwszą sensowną sytuację wypracował dopiero po genialnej akcji Tchouaméniego. I spudłował o kilkanaście centymetrów. Tym razem nie przykrył problemów. Tym razem kryzys wyszedł na pełne światło.
W tle, na domiar złego, kolejna kontuzja Edera Militao. Obrona zdziesiątkowana jak po eksplozji (Trent, Carvajal, Huijsen, Alaba, Militao, Mendy kontuzjowani, Carreras i Fran García zawieszeni). I wizja Haalanda pojawiającego się w tym krajobrazie.
Real traci punkty, traci piłkarzy, traci cierpliwość kibiców. A Bernabéu po porażce z Celtą ma jedno przerażająco proste pytanie: jeśli tak wyglądają „zwykłe” ligowe noce… to jak ma wyglądać starcie z maszyną Guardioli?