W Bundeslidze trwa sezon niespodzianek, ale mało kto spodziewał się, że jednym z jego głównych bohaterów zostanie… Polak, którego wielu kibiców w kraju ledwo pamięta. Eugen Polanski, były reprezentant Polski, gość z Sosnowca, który w kadrze grał u Smudy i Nawałki, wraca do centrum wydarzeń i zaczyna pisać jedną z najciekawszych trenerskich historii roku.
Polak, uczeń Heynckesa i Nagelsmanna, wraca do gry. Eugen Polanski ma uratować Gladbach przed upadkiem
A Borussia Mönchengladbach? Jeszcze kilka miesięcy temu wyglądała jak klub, który zapisał się na kurs „Jak spaść z Bundesligi w 10 krokach”. Teraz – właśnie z Polanskim na ławce – zaczyna oddychać. Gdy przejmował drużynę, Gladbach było na dnie. Punkt po trzech kolejkach, kontuzje kluczowych napastników, brak goli, brak struktury. Brak czegokolwiek, co przypominałoby plan na utrzymanie.
Dziś? Wygrane 4:0 ze St. Pauli i 3:1 z Kolonią, skok na 12. miejsce i nowy kontrakt… aż do 2028 roku. Przypadek? Chyba jednak nie. Nie w tej skali. Najważniejsze jest jednak co innego: Polanski ma Gladbach w sercu. To właśnie Borussia była klubem, który dał mu tożsamość. I dlatego mówi otwarcie: „Robimy to dla kibiców. To mój klub.”
Eugen „farbowany lis” Polanski? „To bolało”
Warto przypomnieć, kim Polanski był na długo zanim usiadł na ławce Gladbach. To piłkarz, którego kariera potoczyła się nietypowo jak na Polaka. Urodzony w Sosnowcu, wychowany w Niemczech. Przeszedł przez cały system młodzieżowy za granicą, a pierwsze regularne minuty dostawał w Borussii Mönchengladbach. Później były jeszcze Mainz, Hoffenheim, epizod w Getafe. Zagrał sporo solidnych sezonów w Bundeslidze, gdzie zapracował sobie opinię defensywnego pomocnika od czarnej roboty: dużo odbiorów, dużo biegania, zero pajacowania.
Nie miał łatwej kariery reprezentacyjnej. Choć urodził się w Sosnowcu i mówił po polsku, dla części kibiców na zawsze pozostał symbolem „pokolenia z zagranicy”, sprowadzonego w czasach Franciszka Smudy. Wtedy modne było określenie „farbowane lisy” edialnie. Polanski wielokrotnie powtarzał, że to bolało, bo „urodził się w Polsce i zawsze zostawiał serce na boisku”.
Największe zamieszanie wybuchło w 2014 roku, kiedy po kłótni o wyjazd na mecz z Litwą zaczęto sugerować, że to on „zrezygnował z kadry”. Fakty były bardziej złożone. Polanski tłumaczył, że mecz był poza terminem FIFA. Klub naciskał na odpoczynek, a decyzja – jak mówił – była „wspólna z trenerem Nawałką”. Media jednak rozkręciły temat do rozmiarów małej wojny, a do narracji dołożono mu łatkę piłkarza, który nie dba o biało-czerwone barwy.
Po latach sam przyznał, że w całej tej historii bolało go jedno: „ktoś chciał zrobić burdel w kadrze i myślę, że mu się udało”. Do dziś twierdzi, że tamta drużyna była mocna, tylko „to nie był jeszcze jej czas”.