Miał być symbolem nowej generacji madryckich Galácticos. Miał rozpalić Bernabéu, przywrócić Brazylii blask Ronaldinho, Kaká i Ronaldo. A dziś? Endrick, 19-letni napastnik, który kosztował Real Madryt 72 miliony euro, spędza większość sezonu na trybunach. To nie jest historia o kontuzji. To historia o czasie, presji i ryzyku, że piłkarski diament zgasł, zanim zdążył zabłysnąć. Przynajmniej na razie.
Endrick: od cudu w Palmeiras do rozczarowania w Madrycie
Kiedy w lipcu 2024 roku Endrick wreszcie trafił do Hiszpanii, Real Madryt miał w nim gotową gwiazdę. W Brazylii był kimś więcej niż obietnicą. 10 meczów w kadrze, 3 gole i hype niemal na poziomie młodego Neymara. Pierwszy sezon w Realu? 37 występów, 7 bramek i przede wszystkim przebłyski talentu, którego nie da się nauczyć.
Po odejściu Carlo Ancelottiego do reprezentacji Brazylii i przyjściu Xabiego Alonso, wszystko się zmieniło. Nowy trener postawił na system, który nie potrzebuje błysków, tylko struktury. A Endrick w tej układance zniknął. W tym sezonie zagrał… 11 minut. Hiszpański ekspert Guillem Balagué mówi jasno: „Endrick ma niesamowity instynkt strzelecki, ale jeszcze nie rozumie dynamiki drużyny. Xabi Alonso jako rezerwowego woli Gonzalo Garcię, który lepiej trzyma piłkę i współpracuje z zespołem.”
To klasyczny problem młodego „cracka” – błysk kontra taktyka. A Madryt to miejsce, gdzie błysk nie wystarczy, jeśli nie grasz jak maszyna. Na jego nieszczęście, kontuzja uda w maju wykluczyła go z Klubowych Mistrzostw Świata, a potem z początku sezonu. Kiedy wrócił, pociąg już odjechał.
Canarinhos też mówią „nie”. Poważny zakręt już na początku kariery nastolatka
Dla brazylijskich kibiców to bolesny widok. Endrick – cudowne dziecko, które miało odziedziczyć numer 9 – już cztery razy z rzędu nie dostał powołania od… swojego byłego trenera w Realu, Carlo Ancelottiego.
W tle pojawia się Estevão. Znakomity 18-latek z Chelsea, który błyszczy w Premier League i zaczyna odbierać Endrickowi medialny tlen. Jeszcze rok temu to Endrick miał być „tym jedynym”. Dziś? Brazylia ma nowego idola.
Zimą temat wypożyczenia wróci jak bumerang. Lyon, West Ham, Aston Villa – te kluby już pytają o sytuację młodego napastnika. Real nie mówi „tak”, ale coraz trudniej będzie tłumaczyć, dlaczego diament za 72 mln euro rdzewieje na ławce. Boisko właśnie pokazuje, że nawet największy talent potrzebuje czasu. Ale w Realu Madryt czas jest luksusem, którego nie mają nawet najbardziej utalentowani piłkarze na świecie.