Litwa – Polska 0:2. Po miesiącach chaosu znów nuda. I to najlepsza wiadomość dla kadry

Polska wykonała plan minimum w starciu z Litwą, wygrała 2:0 i zrobiła kolejny krok w stronę mundialu. Nikt nie spodziewał się, że będzie to spotkanie łatwe. Celowaliśmy raczej w nieznaczne, zrodzone w bólach zwycięstwo i rzeczywiście tak się stało. Ból rzeczywiście był, ale raczej denerwujący, mniej więcej taki, jak po ukąszeniu komara. Litwini nic nam nie zrobili, a my zrobiliśmy im dokładnie tyle, ile trzeba. Plan wykonany, jedziemy dalej.

Litwa – Polska 0:2. Plan wykonany, choć bez fajerwerków

Pierwsza połowa była w zasadzie widowiskiem bez historii. Gwoli ścisłości z jedną historią. Nietypową, bo zakończoną niespotykanym golem, bezpośrednio z rzutu rożnego. Autor? Sebastian Szymański w 15. minucie. To był jednak zdecydowanie najlepszy moment zarówno naszej reprezentacji, jak i w całej pierwszej części.

Co prawda były akcje po jednej i po drugiej stronie, natomiast bez finalizacji. Gospodarze też kilka razy potrafili nas postraszyć, natomiast skończyło się na nieśmiałych pogróżkach. Posiadanie piłki? Podobne po obu stronach. Strzały? Również. Reprezentanci Polski w praktyce oddali inicjatywę i próbowali zaskoczyć szybkimi kontratakami, ale bez szczególnie interesujących rezultatów.

Szymański błyszczy, Lewandowski dopełnia formalności

Początek drugiej części był niejako płynną kontynuacją pierwszej. Eksperci mówią o takich starciach per „mecz walki”, a zwykli kibice wychodzą do WC lub na papierosa, wracają i nie zauważają żadnej różnicy. Tak przynajmniej było do momentu, kiedy drugą bramkę dla Polski zdobył Robert Lewandowski. Asystował Szymański, który – przynajmniej pod względem liczb – zagrał bodaj najlepszy mecz w polskiej kadrze.

W pamięci została też dwójkowa akcja Matty’ego Casha z Robertem Lewandowskim z 75. minuty. Odegranie piętą i strzał tego pierwszego. To mogło się podobać, ale litewski bramkarz, nie po raz pierwszy, stanął na wysokości zadania.

Inne warte podkreślenia plusy? Na pewno zero z tyłu. Tym bardziej, że Litwini na tym samym stadionie nie tak dawno potrafili strzelić dwa gole Holandii. My, w przeciwieństwie do potężnych Oranje, w defensywie byliśmy w zasadzie bezbłędni.

Generalnie nie było ani łatwo, ani lekko, ani przyjemnie. Nie było wiele fantazji, polotu i szalonych ataków. Ale były dwie bramki, a dzięki nim mamy kolejne trzy punkty, dzięki którym wciąż mamy realne szanse na awans na mundial. Wygrana z Litwą to wynik zupełnie normalny i przewidywalny. I właśnie do tej normalności i przewidywalności, po przedziwnych miesiącach z Santosem i Probierzem, teraz zaczynamy na nowo się przyzwyczajać.

Litwa – Polska 0:2 (0:1)