Kibice Legii pytają: co się dzieje z Rajoviciem? Statystyka, która stała się memem

Kiedy latem Legia przywoziła do Warszawy 24-letniego Duńczyka za około 3 miliony euro, w gabinetach mówiło się o porządnej nowej dziewiątce. Kibice oglądali kompilacje z Watfordu, dział skautingu chwalił profil, a klub przekonywał, że w Ekstraklasie to będzie taran do rozjeżdżania rywali. Ba, cel był taki, żeby go odbudować i najlepiej jeszcze na nim zarobić. Problem w tym, że od początku pachniało tu kłopotami. Jak do tej pory Mileta Rajović jest jednak niewypałem. I to takim, po którym możesz tańczyć oberka, a i tak nie wybuchnie.

Mileta Rajović. Rekordowy transfer, rekordowa męka

W Bithubie, w analizie sprzed kilku miesięcy, postawiliśmy tezę.

„Rajović porusza się jak napastnik z piłki lat 90. – wolny, ociężały, sztywny w prowadzeniu piłki, trudny do wkomponowania w zespół, który chce grać szybko i nowocześnie.”

Okej, z tym zawrotnym tempem przelicytowaliśmy, ale do zasady mieliśmy sporo racji. Dziś można już powiedzieć: rzeczywistość potwierdziła obawy z dokładnością co do przecinka. Serwis Weszło opublikował właśnie statystykę, która wygląda jak wycinek z koszmaru:

„Mileta Rajović przez 1000 minut nie strzelił dla Legii Warszawa gola z gry.”
— Weszlo.com

Tysiąc. Minut. Napastnik sprowadzony za trzy bańki, z poważnymi klubami w CV. Z etykietą gościa, który ma podnieść poziom ofensywy, ale i całej ligi, nie trafił ani razu z akcji przez prawie 17 godzin gry. Jeśli to miała być twarz rewolucji, to rewolucja stanęła w korku na Trasie Toruńskiej.

Boisko nie kłamie: surowość, której nie da się ukryć

Największy problem? Rajović wygląda tak, jakby ktoś zatrzymał mu animację. Start do piłki? Ciężki. Zwrot? Kwadratowy. Czasem ma przebłysk, czasem nawet wygra główkę, ale w porównaniu z intensywnością, jaką gra Lech, Jagiellonia czy nawet Motor, jego styl to powrót do czasów, kiedy w Ekstraklasie rządziły wieże z numerem 9, nie dynamicznej hybrydy.

I tak, możemy dziś z lekkim bólem powiedzieć: wszystkie ostrzeżenia z letniego tekstu niestety się potwierdzają. Rajović nie jest piłkarzem, który odmienia Legię. Jest piłkarzem, przy którym Legia musi się modlić, by zdobyć bramkę.

Można powiedzieć, że każdemu się zdarza. Że adaptacja. Że presja, nowy system. Tyle że nie każdy napastnik kosztuje 3 miliony euro, nie każdy wchodzi do drużyny jako gamechanger i nie każdy zostaje rekordem transferowym klubu. A już na pewno nie każdy ciągnie za sobą serię 1000 minut bez gola z akcji, która robi się memogenna.

Czy Rajović jeszcze odbije? Jasne, piłka bywa dziwna. Ale na razie wygląda to tak, jakby w Warszawie zapłacono za zupełnie innego zawodnika.