Wielu mówi, że piłka nożna to tylko gra. Ale gdy umierają jej bohaterowi, cisza rozsadza serce. Na przedmieściach Porto, w miasteczku Gondomar, wczoraj nie było zwyczajnego dnia. Było cicho, za cicho. Aż do 23:30. Wtedy noc rozdarła fala braw. Przyjechał karawan z trumnami dwóch synów tej ziemi – Diogo Joty i jego brata Andre Silvy.
Gondomar płacze. Diogo Jota i jego brat pożegnani przez swoich
Jeszcze 23 godziny wcześniej obaj żyli. Wypadek w północnej Hiszpanii zakończył ich historię z brutalnym impetem. Pod akademią Gondomar SC – tej samej, gdzie Jota i Silva stawiali pierwsze kroki – płoną świece, leżą szaliki, kwiaty, koszulki. Ludzie płaczą, milczą, obejmują się. Wśród nich Miguel Rocha, były kolega z boiska Diogo. Ma na sobie koszulkę Liverpoolu z numerem 20 i ściska w rękach trykot Wolverhampton. Podarunek od Joty sprzed lat.
– Każde dziecko wtedy marzyło, żeby zostać zawodowcem. Ale wszyscy wiedzieliśmy, że to cholernie trudne. A jemu się udało – powiedział reporterowi Sky News. – Gdy Diogo grał, całe Gondomar czuło dumę. Tylko dumę. Nic więcej – mówi.
Jota nie zapomniał o swoim klubie. Nawet po latach gry na Anfield wysyłał koszulki do ludzi, którzy go wspierali, jak do Licinio Ribeiry Correii. Lokalnego działacza z klubu, który dał go piłkarskiem światu. Ten pamięta młodego Diogo doskonale. – On od razu był głodny piłki. Kiedy grał, gole były spektaklem – wspomina z błyskiem w oku. – Potem odszedł do Pacos de Ferreira. Straciliśmy go. Ale sercem był nasz.
Diogo Jota – od skromnych boisk po czerwone trybuny Anfield
Choć osiągnął wszystko – Premier League, Puchar Anglii, Ligę Mistrzów – Jota zawsze patrzył za siebie. Z Gondomaru do Liverpoolu prowadziła droga przez trud, pot i dziecięce marzenia. Jego ostatni występ w narodowych barwach? Zwycięstwo w Lidze Narodów.
Na czuwaniu pod akademią stoi Afonso Gama, 19-latek z drużyny juniorów Gondomaru. Mówi bez zawahania: – On sprawił, że uwierzyliśmy, że to możliwe. Wiemy, że nie każdy się przebije. Ale trzeba ciężko pracować. Diogo był inspiracją dla każdego z nas.
Tragiczne szczegóły wypadku. Ciała braci zidentyfikowano po numerze rejestracyjnym
Zamora, północna Hiszpania. To tam doszło do tragicznego wypadku, w którym życie stracili Diogo Jota i jego młodszy brat, André Silva. Według wstępnych ustaleń hiszpańskiej policji, powodem wypadku mogło być pęknięcie opony. Samochód, którym jechali piłkarze, wypadł z drogi na autostradzie A-52 i stanął w płomieniach.
Spłonął doszczętnie.
Identyfikacja ciał była możliwa dopiero po badaniach DNA. Na miejscu katastrofy pomogła jedynie rejestracja pojazdu – wszystko inne pochłonął ogień. Jota i Silva zginęli na miejscu.
Jak podają portugalskie media, Diogo Jota planował dostać się do Anglii promem, aby rozpocząć przygotowania z Liverpoolem do nowego sezonu. Zdecydował się na tę formę, ponieważ lekarze odradzili mu lot samolotem. Niedawno przeszedł zabieg chirurgiczny płuca.
Pogrzeb Diogo Joty i André Silvy odbędzie się w sobotę
Ciała braci zostały już przetransportowane do Gondomar, gdzie w nocy z czwartku na piątek mieszkańcy powitali kondukt żałobny gromkimi oklaskami. Tłum zebrał się przy Capela da Ressurreicao, oddając hołd swoim bohaterom.
Czuwanie przy trumnach rozpoczęło się w piątek o godzinie 16:00, a uroczystości pogrzebowe odbędą się w sobotę o godzinie 10:00. W obliczu tragedii głos zabrał kapitan Liverpoolu, Virgil van Dijk, który nie krył łez:
„Jestem absolutnie zdruzgotany tą wiadomością. Diogo był niesamowitym człowiekiem. Zrobimy wszystko, by jego dziedzictwo nie zostało zapomniane i by pomóc jego rodzinie.”
Klub z Anfield zapowiedział, że numer 20, z którym grał Jota, zostaje zastrzeżony.