Jeszcze jakiś czas temu Vinicius Junior uchodził za tego, który ma największe szanse na przejęcie schedy po Cristiano Ronaldo i Lionelu Messim. Miał być tym kozakiem, który na dobre zdominuje futbol. Może zgarnąć kilka Złotych Piłek i przez lata zachwycać kibiców na całym świecie. Tymczasem patrząc na jego przedsezonowe popisy człowiek przeciera oczy ze zdumienia i zastanawia się, czy to na pewno on. Czy` może prawdziwy Vini baluje na Copacabanie, a ten jest tym, kim Jose Arcadio Morales był dla Jerzego Kilera.
Vinicius Junior czy jego marna podróbka? Kto wystąpił w meczu towarzyskim z Tirolem?
Mecz z WSG Tirol – jedyny test Realu Madryt w tej „pretemporadzie” – miał być dla Brazylijczyka przetarciem, a wyszedł z tego… no cóż, jak to ujął German Bona ze „Sportu”: „números paupérrimos”. Po naszemu: cyfry tak biedne, że aż dziw, że w ogóle je zapisano. Zero goli, zero asyst, zero strzałów (tak, nawet tych w trybuny), zero udanych dryblingów. Jedyny dział statystyk, w którym coś nabazgrał, to „faulowany” – dwa razy.
Owszem, trzeba mu oddać, że w pressingu pokazał energię, a jedno z jego nękań obrońców skończyło się golem dla Realu. Ale jeśli to ma być lider ofensywy Królewskich, to nawet kibice na Bernabéu mogą się zastanawiać, czy przypadkiem Rodrygo – który podobno jest jedną nogą poza Madrytem – nie klei gry z Mbappé lepiej niż Vini w obecnej formie.
Od złotych obietnic do szarej rzeczywistości
Bona przypomina, że kłopoty Viniciusa zaczęły się w momencie, gdy nie dostał Złotej Piłki. Nagrodę zgarnął Rodri, zasłużenie, ale Brazylijczyk obiecał wtedy, że „zrobi dziesięć razy więcej”. Problem w tym, że do dziś nie odpalił na poziomie, do którego przyzwyczaił w sezonie 2023/24. Wtedy miał 24 gole w 39 meczach. Miniony sezon? 22 bramki w 58 spotkaniach. Niby nie dramat, ale trend jest jasny – licznik zwalnia.
A przecież Real nie ma czasu na rozruch. We wtorek start LaLiga i od razu Osasuna na Bernabéu. Xabi Alonso może liczyć na formę Mbappé (dublet z Tirolem), na solidnego po kontuzji Militao… ale czy może liczyć na Viniego?
Na razie Brazylijczyk wygląda jak piłkarz, który chciałby w Realu zostać „na wiele lat” – jak sam powiedział. Ale jeśli wciąż ma być twarzą nowej ery, to te „números paupérrimos” muszą wylądować w koszu. Bo w Madrycie nie kupuje się biletów na pressingi, tylko na gole i magię. A tej od jakiegoś czasu jest deficyt.